wspóln k piel z rekinem... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Kilka dni pó niej nast pił dramat. W ci gu tych kilku dni nie działo si nic
szczególnego: „D ek" i „Walentino" zał czyli magnetofon do aparatu, „Ksi
" dwa razy
wychodził pod wieczór i pó no wracał (przedtem te tak wychodził, chyba do swojej
kobity, ale teraz nie do niej, bo zadzwoniła, gdy był nieobecny) - mnie to wszystko było
ganc egal, miałem łeb zapa kany czym innym.
Poznałem dziewczyn . Przypadek. „Ksi
", jak sam nie mógł, to prosił, eby machn
zakupy. Biegałem do du ego sklepu przy rogu Walecznych. Ona tam robiła w
cukierniczym. Powiedziałem „Ksi ciu", e zakupy zwi zane z mich bior na siebie i od
tej pory zaiwaniałem tam rano i wieczór, modl c si , eby j przenie li na inny dział, bo
ile razy mo na kupowa cukier? eby był nie pakowany, tylko lu ny, to bym chyba brał
po dziesi deko. Jacek skoczył do mojej chaty, przywiózł mi z łachów, co miałem.
Niewiele miałem, ale zawsze. Szczotka, mydło i grzebie szły w ruch jak nigdy; sitowie a
la konkurs fryzjerów, wci od nowa; z bki do glancu trzy razy dziennie; a kiedy
zacz łem si la perfum , „Ksi
" strzelił:
- Mam nadziej , e to kierowniczka. Królestwo za szynk ! „Fokstrot", pami taj, e
masz przyjaciół!
Ocipiałem.
- Co, nie kierowniczka?... - drwił. - Mo e chocia wicekierowniczka?
- Dziewczyna zza lady - mrukn Å‚em.
- Nie dla nas sznur baleronów... - westchn ł, przekr caj c słowa piosenki. -
„Fokstrot", w twoim wieku trzeba wzlatywa nad poziomy, gdzie masz ambicj ?
Usłyszałem swój własny pisk rozw cieczonego knypa:
- Pan te odmówił staremu! Mógł pan zafarci Prag , by tym... no... co on mówił...
- Ba! Ja nie jestem taki młodzieniaszek. Ale gdyby Heldbaum zaoferował mi r k
jakiej ksi niczki, to bym si zgodził od razu, królestwo za posag!
Dziewczyny, które znałem dot d... Dzisiaj ju nawet nie pami tam imion, ich facjaty
rozmazuj si jak przez szyb brudn od deszczu i zlewaj w jedn obc twarz, która nie
wywołuje adnych uczu , ani zło ci, ani przyjemnego wzruszenia, nic. Dupeczki r ni te

95
mechanicznie, absolwentki dyskotek, chodników, parków i specyficznej atmosfery, któr
ta dzielnica zara a swoich, praskie lu ne piczki, tak mało podobne do dziewcz t z knig i z
filmów, gdzie ka da baba ma najpierw dusze, potem rumieniec, łzy w lepiach albo dr ce
wargi, a reszta jest tam u dołu, lecz po co o tym tru , łapy na kołdr , psiakrew!;
niepodobne równie do luksusowego kurewstwa, tego ze ródmiejskich kawiarni, czy ze
zdj porno, czy z tych nowych filmów, gdzie aktorki upychaj w obiektyw swój goły cyc
lub dup , lub mleczarni i dup naraz. Były inne od wszystkich, swojackie, do r bania w
piwnicy na w glu, na cementowych workach za mietnikiem, w stró ówkach, windach,
kotłowniach, na ławkach parku Skaryszewskiego i na por czach schodów, ch tnie albo po
walni ciu w pysk, eby nie pajacowały za długo, kiedy kutas sw dzi a do bólu. Tylko e
one lubiły, kiedy facet trza nie w dziób, bo co to za chłop, który nie potrafi pierdykn -
samiec bez jaj. Mnie to nie brało za choler , nigdy nie uderzyłem, po dobremu lub ciao
bambina! A jeszcze bardziej nie - modne sporty: sztafety, balety, rozbierane prywatki,
kiedy dziesi ciu pieprzy jedn napit rur , albo wszyscy dymaj wszystkich na krzy . Raz
wzi łem w tym udział, byłem niemo ebny szczyl; jak towary zacz ły strzela na dystans
ogórkami spomi dzy ud, dałem nog , powstrzymuj c pawia. Sztafety te nie dla mnie,
pies je tr cał, to jak sracz na dworcu, kolejka do jednej dziury, chromol taki wyczyn, nie
znalazłem kapucyna w mieciach. Lubiłem sam na sam, bez wiadków. A potem zachciało
mi si innych dziewczyn, takich jak na filmie lub w knidze „Pan Wołodyjowski". eby nie
wyskakiwały z majtek na gwizd, po jednym ta cu czy kieliszku, i eby si wstydziły,
kurwa ma , tak jak Ania z Zielonego Wzgórza i ta Ole ka, co j zarwał Kmicic, ale
wytentegowa z marszu nie mógł. Wiedziałem, e je li takie s w knigach, to musz by i
w yciu, tylko nie umiałem trafi i to mnie gn biło. A tu prosz , Danka!
Przymierzyłem si kilka razy na wieczór, kiedy zamykali interes. Lecz ona wychodziła
z cholernym babsztylem o ko skich z bach i razem szorowały do autobusu.
Kombinowałem, e kiedy wyjdzie sama. Jak wreszcie wyszła bez tamtej ropuchy, to si
okazało, e nie tylko ja kombinowałem. Z ciemno ci podskoczył aparat w moim wieku,
naflekowany, bo le trzymał pion. Zast pił jej drog . Zrobiła unik, ale dwóch innych
modeli wystartowało, barykaduj c odwrót. Jeden gwizdn ł i zaseplenił:
- Pierwsza liga, co Maniek?
- Sie widzi... Psiepraszam pani , pani samotna w ten wieczór?

96
Chciała omin , ale pierwszy chwycił j za r kaw i przytrzymał.
- Wolnego, laluniu! Edek jestem. Szarpn ła si , ale mocno trzymał.
- Po co te nerwy, kotu ? Ja jestem Edek, to jest Maniek, a to Krzych. Trzej przyjaciele