Adam przywitał się, po czym jeszcze raz spróbował przekonać prawnika, że to co mówi, jest prawdą.
- Podają narkotyki w jedzeniu i uzupełniają to tymi żółtymi tabletkami, które są na pewno jakimś środkiem uspokajającym.
- To pan tak twierdzi, panie Schonberg, ale rzecz w tym, że nie ma pan dowodów - powtórzył Redford.
Prawnicy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Adam popatrzył na nich zawiedziony.
- Muszę powiedzieć, że mając wyniki amniopunkcji, które klinika udostępniła panu Stupensky’emu, żałuję, że staraliśmy się o uzyskanie nakazu wstrzymania aborcji - oznajmił Redford! - Skoro już tak się stało, pozostaje on w mocy przez trzy dni, do czasu najbliższego przesłuchania, a ponieważ oczywiście nie zamierzam podtrzymywać prośby w tej sprawie, może się pan spodziewać uchylenia nakazu po tym terminie. Do widzenia, panie Schonberg.
Dopiero po chwili Adam uświadomił sobie, że rozmowa się skończyła.
Cztery godziny później - umyty, ogolony i ubrany w najlepszy garnitur - siedział przed gabinetem doktora Schonberga czekając, aż ojciec zakończy ostatnie zaplanowane spotkanie. Było już po szóstej.
Kiedy doktor był wreszcie wolny, z pewnym zniecierpliwieniem wysłuchał całej historii, która - jak nawet sam Adam musiał przyznać - brzmiała trochę fantastycznie.
- Po prostu nie wierzę - powiedział. - Słuchaj, jeśli chcesz, to zadzwonię do Petera Davenporta z AMA*. To on zatwierdza kursy, które pozwalają na zrobienie specjalizacji z chirurgii. Sam był na kilku rejsach.
Zadzwonił do Davenporta do domu i jowialnie poprosił go o opinię na temat rejsów Arolenu. Słuchał przez kilka minut, po czym podziękował i odłożył słuchawkę.
- Peter twierdzi, że na tych sympozjach nie dzieje się nic złego. Może niektóre z wieczornych występów są nieco za odważne, ale poza tym zalicza te konferencje do najlepszych, w jakich brał udział.
- Zapewne szprycowali go narkotykami, tak jak całą resztę.
- Adamie, proszę cię - przerwał mu ojciec. - Zachowujesz się niedorzecznie. MTIC już od ponad dziesięciu lat sponsoruje sympozja i zjazdy lekarzy samo albo za pośrednictwem Arolenu, a te rejsy odbywają się już od pięciu lat.
- Może i tak - powiedział Adam. Zaczynał rozumieć, że nie zdoła przekonać nawet własnego ojca. - Ale przysięgam ci, że faszerują lekarzy narkotykami, a potem poddają ich intensywnej kuracji w celu modyfikacji zachowań. Niektórych nawet operują. Sam widziałem blizny na głowie Vandermera. Myślę, że w jakiś sposób sterują nim na odległość.
Doktor Schonberg zamrugał powiekami.
- Adamie, nawet z tą odrobiną wiedzy psychiatrycznej, jaką zdobyłeś, jesteś chyba w stanie ocenić, jak paranoidalnie brzmi twoja opowieść.
Chłopak podniósł się gwałtownie i ruszył w stronę drzwi.
- Zaczekaj - zawołał stary Schonberg. - Porozmawiaj ze mną jeszcze chwilę.
Adam zawahał się rozważając, czy ojciec zmieni zdanie. Doktor Schonberg odchylił się do tyłu.
- Dla dobra dyskusji załóżmy, że w twojej historii jest ziarnko prawdy.
- To bardzo uprzejmie z twojej strony - wtrącił Adam.
- Co według ciebie miałbym zrobić? Jestem dyrektorem departamentu nowych produktów FDA i nie mogę się zająć propagowaniem jakichś szalonych teorii. Skoro jednak, jak widzę, ta sprawa tak bardzo cię niepokoi, może wybiorę się na jeden z takich rejsów, aby przekonać się o wszystkim osobiście.
- Nie - przerwał Adam. - Proszę, absolutnie nie jedź na żaden rejs.
- Czego zatem ode mnie oczekujesz?
- Chciałbym, żebyś wszczął w tej sprawie dochodzenie.
- Zawrzyjmy układ - zaproponował ojciec. - Jeśli ty zgodzisz się pójść do psychiatry, który zbada, czy nie cierpisz przypadkiem na jakąś paranoję, ja przyjrzę się bliżej Arolenowi.
Adam zdjął okulary i potarł oczy. Jeśli ktoś jeszcze zasugeruje mu, że jest wariatem, to chyba zacznie krzyczeć.