Inna, obca kultura, któż może wiedzieć, jacy są? Toteż Maja wciąż powstrzymywała się od nawiązania romansu, choć sporo o tym myślała. Od czasu do czasu po przebudzeniu się rano albo po zakończeniu pracy ogarniał ją przypływ pożądania. Rzucała się wtedy na łóżko albo zastygała pod prysznicem. Czuła się bardzo samotna.
Aż pewnego późnego ranka, po szczególnie męczącym locie problemowym, kiedy prawie udało im się “uratować”, ale potem i tak “zginęli”, natknęła się w leśnej biomie na Franka Chalmersa. Odpowiedziała radośnie na jego powitanie, po czym weszli jakieś dziesięć metrów między drzewa i tam się zatrzymali. Ona była w szortach i krótkiej podkoszulce, bosa, spocona i zarumieniona od szalonej symulacji. On również był w szortach i koszulce z krótkim rękawem, bosy, spocony i zakurzony po pracy na farmie. Nagle wybuchnął nerwowym śmiechem, wyciągnął rękę i dotknął jej ramienia dwoma palcami.
- Wyglądasz dzisiaj na szczęśliwą - rzucił z szybkim uśmiechem.
Przywódcy dwóch części ekspedycji. Równi sobie. Dotknęła jego ręki i tak się zaczęło.
Zeszli z dróżki i zanurzyli się w zwarty gąszcz sosen. Zatrzymali się, pocałowali i... Ostatni raz kochała się bardzo dawno temu, więc teraz wszystko wydało jej się wręcz niesamowite. Frank potknął się o korzeń i zaśmiał pod nosem. Ten cichy konspiracyjny śmiech wywołał u Mai dreszcz, prawie strach. Osunęli się na sosnowe igliwie i tarzali jak para studentów, kochających się w podmiejskim lasku. Roześmiała się; zawsze lubiła szybki początek, lubiła po prostu rzucać się na mężczyznę jeśli tylko miała na to ochotę.
Na chwilę dała się ponieść namiętności. Kiedy już było po wszystkim, odprężona zapatrzyła się w złocisty odblask na igliwiu. Z jakiegoś niewiadomego powodu nagle poczuła się skrępowana; nie wiedziała, co powiedzieć. Nawet kiedy się kochali, miała wrażenie, że Frank coś ukrywa, było w nim coś dziwnego. I co gorsza, wydawało jej się, że pod tą jego rezerwą wyczuwa coś w rodzaju triumfu, jak gdyby coś wygrał, a ona przegrała. Ten pełen fałszu amerykański purytanizm, to poczucie, że seks jest czymś złym i że mężczyźni muszą w jakiś sposób oszukiwać kobiety. Więc sama również zamknęła się w sobie, rozzłoszczona afektowanym, głupim uśmieszkiem na jego twarzy. Wygrana i przegrana, jakież to dziecinne.
I w dodatku byli współszefami, dotąd równymi sobie. Przecież... Czyżby on traktował to, co zaszło między nimi, jako swoją przewagę...
Rozmawiali przez chwilę o jakichś błahostkach i nawet kochali się jeszcze raz, ale nie było już tak samo, jak za pierwszym razem. Maja była dziwnie roztargniona. W miłości tak wiele spraw wymykało się racjonalnej analizie. Maja przeważnie wyczuwała w psychice swoich kochanków jakieś dziwne reakcje, których nie potrafiła zrozumieć ani nawet wyrazić. Jednak zawsze albo podobało jej się to, co z nimi przeżyła, albo nie; co do tego nie miała nigdy żadnych wątpliwości. Gdy spojrzała na Franka Chalmersa po pierwszym zbliżeniu była niemal pewna, że coś jest nie w porządku. I bardzo ją to zaniepokoiło.
Mimo to była dla niego miła i czuła. Byłoby nie fair manifestować chłód w takiej chwili, byłoby to niewybaczalne. Wstali, ubrali się i wrócili do Torusa D. Kolację jedli przy wspólnym stoliku z innymi i był to idealny pretekst, aby się od siebie oddalić. Ale w następnych dniach uzmysłowiła sobie, że podświadomie unika Franka i znajduje rozliczne powody, aby nie znaleźć się z nim sam na sam. Zaskoczyło ją to i zirytowało. Uznała swoje zachowanie za żenujące, bo wcale tego nie chciała. Niejako w formie zadośćuczynienia, kiedy potem raz czy dwa znaleźli się sami i kiedy on rozpoczął grę wstępną, znowu się z nim kochała, starając się wypaść jak najlepiej. Pragnęła uwierzyć, że poprzednim razem po prostu popełniła jakiś błąd albo miała zły nastrój. Ale znowu było tak samo, zawsze pojawiał się ten maleńki błysk triumfu, jakieś nie wymówione: “zdobyłem cię”, które tak bardzo ją drażniło. Czuła się “zbrukana”, jak gdyby postąpiła niezgodnie z niepisanym kodeksem cnotliwych amerykańskich purytanów.
W rezultacie unikała Franka jeszcze bardziej, aby zapobiec okazji do zbliżenia, co zresztą on dość szybko zauważył. Pewnego popołudnia spytał ją, czy chce iść na spacer do biomy. Kiedy odmówiła, tłumacząc się zmęczeniem, na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, ale już po chwili znów przybrał swą zwykłą maskę obojętności. Maja poczuła się paskudnie, ponieważ sama do końca nie rozumiała swego zachowania.