- Ygratheńczyk, jadący ze Stevanien z wiadomością z Chiary. Wiadomością tak pilną, że Brandin wysłał ją, posługując się czarnoksięskim połączeniem umysłów, do wszystkich swoich gubernatorów z poleceniem rozgłoszenia jej.
- A ta wiadomość brzmi? - Alessan zebrał się w sobie, jakby przygotowywał się na przyjęcie ciosu.
- Wiadomość? Owa wiadomość, moje nieudolne dziecko, to to, że Brandin właśnie abdykował jako król Ygrathu. Wysyła swoją armię do domu. Swoich gubernatorów też. Wszyscy, którzy zechcą z nim zostać, muszą się stać obywatelami tego półwyspu. Nowego dominium: Królestwa Zachodniej Dłoni, Chiary, Corte, Asoli i Dolnego Corte. Cztery prowincje pod rządami Brandina na Wyspie. Ogłosił, że jesteśmy uwolnieni spod władzy Ygrathu, że nie jesteśmy już kolonią. Podatki będą teraz dzielone równo i zostały obniżone o połowę. Od wczoraj. Tutaj, w Dolnym Corte, zostały obniżone o wiele więcej niż o połowę. Nasze obciążenia będą teraz takie same, jak w innych prowincjach. Posłaniec powiedział, że mieszkańcy tej prowincji - ludzie, którymi rządził twój ojciec - wyśpiewują imię Brandina na ulicach Stevanien.
Alessan odwrócił się do Danoleona. Poruszał się bardzo ostrożnie, jakby dźwigał duży ciężar, który mógłby się przesunąć i upaść. Danoleon kiwał głową.
- Wygląda na to, że trzy dni temu na Wyspie doszło do próby zabójstwa - rzekł wysoki kapłan. - Plan narodził się w Ygrath, w głowach królowej i syna Brandina, regenta. Nie powiódł się jedynie dzięki jednej z jego kobiet, sprowadzonej w ramach daniny. Tej z Certando, która prawie wywołała wojnę. Może pamiętasz, dwanaście, czternaście lat temu? Wydaje się, że w rezultacie Brandin zmienił swoje plany. Nie względem pozostania w Dłoni czy Tigany i swojej zemsty, ale względem tego, co trzeba zrobić w Ygrath, jeśli ma ciągnąć swoje dzieło.
- A zamierza je ciągnąć - rzekła Pasithea. - Tigana umrze, zginie na zawsze w wyniku jego zemsty, ale nasz naród, umierając, będzie wyśpiewywał imię tyrana. Imię człowieka, który zabił twojego ojca.
Alessan odruchowo kiwał głową. Właściwie sprawiał wrażenie, jakby wcale nie słuchał, jakby nagle zamknął się w sobie. Pasithea zamilkła, patrząc na syna. W pokoju zapadła śmiertelna cisza. Z dworu, z daleka, znów dobiegły nieopanowane krzyki i śmiech bawiących się dzieci, tym głośniejsze, że w pokoju było tak cicho. Devin słuchał dźwięków tej odległej radości i usiłował uspokoić chaos panujący w jego sercu, jakoś poradzić sobie z tym, co właśnie usłyszeli.
Spojrzał na Erleina, który odłożył harfę na parapet i postąpił kilka kroków ku środkowi pokoju z wyrazem niepokoju na twarzy. Devin rozpaczliwie usiłował zebrać rozproszone myśli, ale wiadomość całkowicie go zaskoczyła. Uwolnieni spod władzy Ygrathu. Tego przecież chcieli, prawda? Nieprawda. Brandin zostawał, nie byli wolni od niego ani od ciężaru jego magii. A Tigana? Co teraz będzie z Tigana?
Wtem, zupełnie nieoczekiwanie, zaniepokoiło go coś jeszcze. Coś zupełnie innego. Rozpraszająca, natrętna świadomość kołatająca się w zakamarkach umysłu. Mówiąca mu, że jest coś, co powinien wiedzieć, co powinien pamiętać.
Nagle to coś, także bez ostrzeżenia, wskoczyło na swoje miejsce. Właściwie...
Właściwie Devin dokładnie wiedział, co jest nie tak.
Zamknął na chwilę oczy, walcząc z nagłym paraliżującym strachem. Potem, jak tylko potrafił najciszej, zaczął oddalać się wzdłuż zachodniej ściany od kominka, przy którym cały czas stał.
Mówił teraz Alessan, jakby do siebie:
- To oczywiście zmienia postać rzeczy. Wiele zmienia. Będę potrzebował czasu na przemyślenie, ale sądzę, że właściwie może nam to pomóc. Naprawdę może okazać się darem, a nie przekleństwem.
- Jak? Czy ty naprawdę jesteś niespełna rozumu? - warknęła jego matka. - Na ulicach Avalle ludzie wyśpiewują imię tyrana!
Devin wzdrygnął się na tę dawną nazwę, na dźwięk rozpaczliwego bólu zawartego w tym wołaniu, ale zmusił się do dalszego ruchu. Wzrastała w nim przerażająca pewność.
- Słyszę cię i rozumiem, co mówisz. Ale czy ty niczego nie pojmujesz? - Alessan znów opadł na kolana przy fotelu matki. - Armia Ygratheńczyka wraca do domu. Jeśli będzie musiał wziąć udział w wojnie, to będzie zmuszony posłużyć się armią złożoną z naszych ludzi i tych nielicznych Ygratheńczyków, którzy z nim zostaną. Jak myślisz... och, matko!... jak myślisz, co zrobi Barbadiorczyk w Astibarze, kiedy się o tym dowie?