Nerwowo przebierała palcami po rękojeści miecza świetl-
nego, wpatrując się w zamknięte drzwi śluzy. Khabarakh mógł przynajmniej zostawić je otwarte, żeby widzieli, jak będzie
wracał.
Chyba że Noghri nie chciał, by widzieli, jak będzie wracał.
- To oczywiście prawda, Wasza wysokość - zgodził się robot, przybierając mentorski ton. - Jednakże zdobyłem niemal
całkowitą pewność, że zmiana w tym aspekcie nastąpiła stosunkowo niedawno... Coś podobnego! - urwał raptownie, gdy
Chewie przepchnął się nagle koło niego i popędził w głąb statku.
- Dokąd idziesz? - zawołała za nim Leia. Chewbacca rzucił w odpowiedzi coś na temat Imperium, ale księżniczka nie
wszystko zrozumiała. - Chewie, zaczekaj! - krzyknęła. - Khabarakh może wrócić w każdej chwili!
Tym razem Wookie nawet nie silił się na odpowiedź.
- Wspaniale! - mruknęła. Zastanawiała się, co powinna teraz zrobić. Jeśli Noghri wróci i nie zastanie Chewiego... A
jeżeli wróci i nie zastanie ich obojga...
- Jak już mówiłem - ciągnął Threepio, który doszedł do wniosku, że najlepiej całkowicie ignorować niekulturalne za-
chowania Wookiech - wszystkie informacje, które udało mi się zgromadzić na temat tego ludu, wskazują, że jeszcze do
niedawna jego przedstawiciele nie potrafili opuścić swojej planety. Wzmianka na temat dukhy, najwyraźniej jakiejś siedzi-
by władz klanu, klanowo-rodowa struktura społeczna oraz to nadmierne przywiązywanie wagi do pani królewskiego po-
chodzenia...
- Na dworze alderaańskim też przywiązywaliśmy dużą wagę do takich spraw - przypomniała mu opryskliwie Leia.
Wciąż wpatrywała się w pusty korytarz. Postanowiła, że najlepiej zrobią, jeśli razem z Threepiem zaczekają na Khabara-
kha, nie ruszając się z miejsca. - A inne ludy galaktyki nie uważały naszej organizacji społecznej za prymitywną.
- Nie, oczywiście, że nie - rzekł android z lekkim zakłopotaniem w głosie. - Nigdy nie miałem zamiaru insynuować
czegoś podobnego.
- Wiem - zapewniła go księżniczka. Ona też poczuła się zakłopotana swoim wybuchem. Doskonale rozumiała, co ro-
bot chciał powiedzieć. - A tak w ogóle, to gdzie on się podziewa?
Było to pytanie retoryczne, ale w chwili, gdy je wypowiadała, drzwi śluzy otworzyły się gwałtownie.
- Chodźcie - polecił Khabarakh. Spojrzenie jego ciemnych oczu powędrowało w głąb statku. - Gdzie Wookie?
- Wrócił do kabiny pilotów - odparła Leia. - Nie mam pojęcia po co. Czy mam go odszukać?
Noghri wydał z siebie dziwny dźwięk - coś pośredniego miedzy sykiem a pomrukiem.
- Nie mamy na to czasu. Matrah nas oczekuje. Chodźcie!
Odwrócił się i zaczął schodzić po rampie.
- Ile czasu zajmie ci rozpracowanie ich języka? - spytała księżniczka, kiedy oboje z Threepiem podążyli za swoim
przewodnikiem.
- Trudno mi powiedzieć, Wasza wysokość - stwierdził robot. Khabarakh prowadził ich przez zakurzony plac obok du-
żego drewnianego gmachu, który widzieli przy lądowaniu - dukhy klanu, jak domyśliła się Leia. Zmierzali do jednej z
mniejszych budowli znajdujących się po przeciwnej stronie placu. - Nauka zupełnie nowego języka to dość skomplikowane
zadanie - ciągnął Threepio. - Jeżeli jednak okaże się, że choć trochę przypomina on jeden ze znanych mi sześciu milionów
sposobów porozumiewania się, to...
- Rozumiem - przerwała mu księżniczka. Doszli już prawie do oświetlonego budynku. Kiedy zbliżali się do wejścia, z
cienia wyłonili się dwaj niscy Noghri; otwarli przed nimi podwójne wrota. Leia wzięła głęboki oddech i weszła za Khaba-
rakhiem do środka.
Sądząc po ilości światła wydostającego się na zewnątrz budynku, księżniczka przypuszczała, że wnętrze będzie nie-
zwykle intensywnie oświetlone. Ku jej zaskoczeniu w pomieszczeniu, do którego weszli, panował półmrok. Wystarczyło
jej jedno spojrzenie, aby zrozumieć przyczynę tej sytuacji: jasno oświetlone “okna” okazały się w rzeczywistości skiero-
wanymi na zewnątrz samoczynnymi źródłami światła. Nie licząc małej ilości światła przedostającego się z nich do środka,
wnętrze budowli oświetlały jedynie dwie lampy oliwne. Leii przemknęła przez głowę opinia Threepia na temat tutejszej
społeczności; najwyraźniej robot miał rację.
Na środku pomieszczenia stało w rzędzie pięciu Noghrich. Wszyscy patrzyli w stronę wejścia.