Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- Selden nie wyglšda jak członek gangu. To znaczy?
- Nie ma tatuaży i jest gruby. Mówił Marcelli, że przez co najmniej rok studiował w ramach jakiego​ programu resocjalizacji za państwowe pienišdze. Może i tak było. Kiedy się go spotyka po raz pierwszy, nie robi wrażenia głupiego.
- Interesuje się fotografiš? - spytała Petra.
Leon zesztywniał jeszcze bardziej. Próbował spojrzeć jej w oczy.
- Macie go?
- Niech mi pan odpowie. Leon oblizał wargi.
- To on. Nosi ze sobš aparat, twierdzi, że robi zdjęcia. Tak poderwał Marcellę. Powiedział jej, że jest piękna, że chce, żeby została jego modelkš. Gdyby dziewczyna miała trochę oleju w głowie, wiedziałaby, że wciska jej kit. Gdyby wybrał Sandy, to by była inna historia. Sandy ma wspaniałe ciało. A na czarno-białym zdjęciu nie byłoby widać, że ma żółte oczy.
178
Zawie​li Leona na posterunek, wsadzili do celi i znale​li album ze zdjęciami twarzy.
Wystarczyło jedno spojrzenie,
Omar Arthur Selden vel Omar Ancho vel Oliver Arturo Rudolph. Ksywy: Szybki, Grubas, Cykacz. Od dawna członek VVO.
Petra znała jedno ​vel”, którego w aktach nie było.
Ovid Arnaz.
Cichy, młody mężczyzna, którego spotkała na Brooks. Na zdjęciu sprzed czterech lat, zrobionym przy okazji notowania za napad, wyglšdał zupełnie zwyczajnie. Przyznał się do winy, kwalifikację czynu zmieniono na kradzież i odsiedział trzy lata.
Rok po wyj​ciu na wolno​ć poznał Marcellę Doušuette - na promenadzie Ocean Front.
Petrę rozbolała szczęka od zaciskania zębów, kiedy przypomniała sobie, jak gładko przełknęła opowie​ć o wynajętej na wakacje chatce i robieniu zdjęć. O tym, że Arnaz boi się chodzić nocami po ​niepewnej” okolicy.
Znała nazwisko wła​ciciela domu. Sprawdziła Leona i dziewczyny, ale
nie Arnaza/Seldena.
Co oznaczało, że może w ogóle tam nie mieszkał.
Co oznaczało, że obserwował jš, kiedy przyjechała. Z sšsiedniego domku - pustego, ple​niejšcego - obserwował chatkę Marcelli. Z
nadziejš, że wy​ledzi Lyle’a Leona, by dokończyć dzieła.
Miała drania na widelcu.
Przypomniała sobie reakcję Seldena na po​miertne zdjęcie Marcelli. Żadnych uczuć.
Twierdził, że widział już co​ takiego. Że był w biurze koronera w ramach zajęć z fotografii.
Przełknęła to, ledwie rzuciła okiem na jego dowód tożsamo​ci, na adres w Yalley, który jej podał: numer pustego lokalu po sklepie, niedaleko odremontowanej artystycznej dzielnicy w północnym Hollywood. Było tam dużo galerii, więc może naprawdę Selden interesował się fotografiš. Ta ewentualno​ć ani trochę nie poprawiła Petrze nastroju.
- Skšd miała​ wiedzieć - pocieszył jš Mac.
Ale weselsze twarze widywała na pogrzebach.
179
32
Czwartek, 20 czerwca, 15.00, trzeci podpoziom, biblioteka Doheny’ego
Byłoby mi łatwiej - powiedziała Klara Distenfield - gdyby​ trochę konkretniej okre​lił, czego szukasz i po co. Isaac, który siedział
przy biurku, u​miechnšł się do niej.
- Przykro mi, to wszystko, co mogę powiedzieć.
- A to ci dopiero tajemnicza intryga.
Klara, czterdziestej ednoletnia bibliotekarka, była wesoła, pewna siebie, miała grube łydki, miękkie, ciężkie piersi, faliste, ogni​cie rude włosy, które upinała po bokach spinkami, i brzoskwiniowš cerę.
Miała też słabo​ć do studentów. Znała opinię o Isaacu. Rozwiedziona matka dwojga zdolnych dzieci starała się służyć mu pomocš za każdym razem, kiedy miał jakie​ pytania z zakresu bibliografii.
Isaac marzył o niej, odkšd tylko jš poznał.
Ostatnio miejsce Klary zajęła Petra. Mimo to, kiedy j š zobaczył w jednej z jej sukienek w kwiaty…
Dzisiejsza była jasnozielona w białe peonie i żółte motyle; materiał przylegał do ciała, to nie był jedwab, ale co​ jakby jedwab…
- Ziemia do Isaaca - powiedziała Klara i błysnęła w u​miechu białymi zębami.
- Przepraszam - odparł. - Wiem, że to brzmi tajemniczo, ale naprawdę nie mogę powiedzieć nic więcej.
- Oficjalne sprawy policji, co? Czy ona wła​nie do mnie mrugnęła?
- Nic ekscytujšcego.
- Dobrze cię tam traktujš?
- Bardzo dobrze.
- Mimo to musi tam być zupełnie inaczej niż tu - stwierdziła. Miękkim ramieniem zatoczyła łuk, wskazujšc rzędy półek z ksišżkami.
- Jest inaczej - przytaknšł Isaac.
Klara oparła się o biurko i przygryzła gumkę ołówka. Jej piersi zakoły-sały się, obfite, ledwie skrępowane sukienkš.
Starsze kobiety, po prostu uwielbiał to, jak one… co się z nim dzieje?
Dzieje się to, że jest seksualnie opó​niony. Nie liczšc kilku niefortunnych spotkań z dziwkami, zaaranżowanych przez Flaca Jaramillo, jest cholernym prawiczkiem.
180
- Wszystko w porzšdku, Isaac? - spytała Klara. - Wyglšdasz na zmęczonego.
- Wszystko w porzšdku.
- Skoro tak twierdzisz. - Przetoczyła ołówek dłoniš po biodrze. - Jak na razie to wszystko, co udało mi się znale​ć.
Spojrzała swoimi złotozielonymi oczami na komputerowy wydruk, który położyła mu na biurku. Setki historycznych wydarzeń powišzanych z dwudziestego ósmego czerwca. Nic, czego już by nie miał.
Być może gdzie​ tam krył się jaki​ ​lad, ale je​li tak było, Isaac go nie dostrzegał.
- Naprawdę bardzo dziękuję, pani Klaro.
- Cała przyjemno​ć po mojej stronie. - Przysunęła się bliżej i nozdrza Isaaca wypełnił słodki zapach wody i mydła. Troska rozszerzyła oczy Klary i wygładziła wesołe zmarszczki na jej twarzy. - Naprawdę wyglšdasz na zmęczonego. Zwłaszcza tutaj. -
Blada dłoń wskazała skórę pod oczami. Opuszek palca dotknšł jego prawego policzka i po udach chłopaka przebiegł pršd. Założył
nogę na nogę, majšc nadzieję, że Klara nie zauważyła erekcji.
U​miechnęła się. Naprawdę?
- Jestem w szczytowej formie - powiedział. - Je​li chodzi o energię.