- Ho, ho! I to jaki! - rzekł Gordon i pochylił się ku marynarzowi, szepcząc mu na ucho:
- Mają tam z pewnością rum!
- W to mi graj! - odparł No wieki.
Obfita, składająca się z siedmiu dań kolacja podana była elegancko na stolikach pokrytych białymi obrusami. Obsługiwał, z niezwykłą wprost grzecznością, czarny kelner w oryginalnym uniformie. W centrum Afryki poczuli się tak jakby znaleźli się w najnowocześniejszej, paryskiej restauracji.
*
Jednostajnie mijały godziny: pora snu, posiłki i jako główne urozmaicenie - rozmowy. Gdyby byli sami, zapewne obsesyjnie tkwiliby wciąż w kręgu sprawy “faraona”. Obecność Brytyjczyków pozwalała im się oderwać i zapomnieć. Usprawiedliwiała wręcz to zapomnienie.
Tematów jakoś nigdy nie brakowało. W jednej z rozmów za sprawą Smugi nawiązali do bardzo krwawych wydarzeń, które miały miejsce w Sudanie. Smuga, od początku zaintrygowany nazwiskiem jednego z oficerów uznał bowiem, że przyszedł moment, w którym można sobie pozwolić na osobiste pytanie:
- Przepraszam za niedyskrecję, ale... czy jest pan krewnym “tego” Gordona?
- Nie. Nic nie mam z nim wspólnego - uśmiechnął się oficer. - No, może poza tym, że czasem korzystam z wrażenia, jakie wywiera to nazwisko - dodał żartobliwie. - Zwłaszcza kiedy się przedstawiam, a ono wyraźnie budzi respekt.
- O kim mowa? - spytał, budząc się z drzemki Nowicki.
- Może zacznijmy od początku - powiedział Blake. - Otóż w 1819 roku Muhammad Ali podbił Sudan i zapanowały tu przekupne i okrutne rządy egipskie.
- Odwieczna historia. Jedni podbijają, inni walczą o wolność westchnął Wilmowski.
- Tak było i tutaj. W 1881 roku błyskotliwy fanatyk, Muhammad Ahmed wezwał do świętej wojny przeciw Egipcjanom i Brytyjczykom. Ogłosił, że jest potomkiem samego Mahometa, zesłanym przez niego mesjaszem, czyli mahdim. Pod tym pseudonimem, właśnie jako Mahdi, wszedł do historii. Utworzył armię derwiszów[152] i na ich czele zbliżył się do Chartumu, rabując i mordując po drodze. Egipcjanie wezwali na pomoc Brytyjczyków. Po wielu wahaniach posłano wreszcie generała Charlesa Georga Gordona, by pomógł bezpiecznie wyjść Egipcjanom z Chartumu. Wkrótce miasto, a w nim i Gordon, zostało otoczone przez wojska rebeliantów. O zamiarze ataku na miasto uprzedził go sam Mahdi, pisząc w liście w charakterystyczny dla siebie sposób: “Zlitowałem się nad niektórymi moimi ludźmi. Pozwolę im umrzeć, aby mogli dostąpić raju”. Po długim oblężeniu miasto padło, Gordon zginął na stopniach pałacu gubernatorskiego przebity włóczniami, a jego uciętą głowę obnoszono triumfalnie po mieście.
- Lepiej wejść do historii jak nasz Ryłło, niż tak jak ten Mahdi... - Nowicki nie mógł się powstrzymać od komentarza.
- Na ironię zakrawa fakt - kontynuował Blake - że Gordon zginął w momencie, gdy odsiecz była o trzy dni od miasta. Sam zaś Mahdi zmarł kilka miesięcy później, w tym samym, 1885 roku, jako 37-letni mężczyzna.
- No to Brytyjczycy pozwolili sobie w kaszę podmuchać - znowu wszedł mu w słowo Nowicki.
Blake, obdarzony na szczęście poczuciem humoru, roześmiał się.
- Nie tak szybko, mój panie. Powoli, powoli. Śmierć Gordona odbiła się szerokim echem w Europie, a w Anglii wywołała szok. Następcą Mahdiego został Abdullah, zwany kalifem, czyli namiestnikiem. Wojna trwała jeszcze 13 lat i dopiero w 1898 roku generał Horatio Kitchener rozgromił buntowników ostatecznie w bitwie pod Ordurmanem, miasteczkiem leżącym naprzeciw Chartumu. Padło tam kilka tysięcy[153] derwiszów, podczas gdy sprzymierzone wojska egipsko-angielskie straciły zaledwie 48 żołnierzy.
- Ilu? - nie uwierzył Nowicki.
- Czterdziestu ośmiu! - powtórzył Blake. - Stało się to w Wielki Piątek 1898 roku. Wojsko Kitchnera zaatakowało najpierw ogniem artylerii, a potem przy dźwiękach kobz, fletów, bębnów i trąb ruszyła piechota i konnica.
- Ależ musiały być jatki - skrzywił się Nowicki. - I jeszcze sobie przygrywali... - Mówił po polsku, więc obaj oficerowie nie zrozumieli. A Smuga, aby uniknąć pytania, szybko dopowiedział:
- I tak Sudan stał się kondominium brytyjsko-egipskim.
- W zasadzie rządzą tu jednak Brytyjczycy - zakończył opowiadanie Blake. - Naczelnym gubernatorem Sudanu był lord Kitchener, a obecnie jest nim Reginald Wingate[154].
*
Pociąg brnął przez ponurą Pustynię Nubijską, pozbawioną roślinności, niemal bezludną, zatrzymując się na kolejnych stacjach. Przed Abu Hammad przeżyli niespodziewaną przygodę. Oto nagle, gdy pociąg zwolnił, zza pustynnych skał wyłonił się na zgrabnym, szarej maści koniu, uzbrojony w ciężką dzidę jeździec. Ubrany był w lekką, starą kolczugę i białe spodnie. Głowę okrywał mu biały zawój, kontrastujący z czarną twarzą. Siedział swobodnie w niewielkim, zgrabnym, przykrytym derką siodle, bose stopy opadały luźno wzdłuż boków konia. Pędził, mijając pociąg, zawracając i znowu galopując, jakby chciał udowodnić, że w zawodach z techniką, górą jest natura. Wykrzykiwał coś przy tym, groźnie machając bronią. Nagle gwałtownie spiął konia i zniknął między skałami.
- Cóż to za demonstracja? - zwrócił się do Brytyjczyków Wilmowski.
- Trzeba przyznać, że jeździec jest znakomity - dodał Nowicki. Nie zdążyli usłyszeć odpowiedzi. Nagle zza pagórków wyłonił się konny oddział czarnych jeźdźców. Zbliżali się do pociągu, krzycząc coś i strzelając w powietrze. Wzrok Nowickiego spoczął na karabinie, leżącym na półce, a ręka niemal bezwiednie powędrowała do kieszeni. Wilmowski również wyglądał na zaniepokojonego. Smuga uśmiechał się zagadkowo, a obaj oficerowie spokojnie wymieniali jakieś uwagi.
- Co oni zamierzają? - zawołał Nowicki.
- Bez paniki, Tadku, panowie zaraz to wyjaśnią - odpowiedział Smuga.
- To tylko pokaz jeźdźców pustyni, Sza’ikijczyków - rzekł Blake.
- Za chwilę pojawią się na stacji w Abu Hammad i zbiorą zasłużony bakszysz.
- A to dopiero - westchnął Nowicki, wyjmując z kieszeni portfel zamiast rewolweru.
- Lepiej nie dawać im pieniędzy, bo i po co? - poradził Gordon.