Wciąż szedł ostrożnie za Dalglieshem, który pchał przed sobą fotel z groteskowym bagażem. Policjant zjechał po rampie przy frontowych drzwiach i ruszył przez cypel. Niebo wisiało jak szary koc, przygniatający ich do ziemi. Powietrze było ostre, o metalicznym posmaku. Pachniało intensywnie jak gnijące wodorosty. W półmroku żwir na ścieżce pobłyskiwał niczym kamienie półszlachetne. W połowie drogi Dalgliesh usłyszał wysoki płaczliwy jęk i spoglądając w tył, ujrzał, że towarzyszy im Jeoffrey z wyprostowanym ogonem. Kot podążał za Juliusem jeszcze z pięćdziesiąt jardów, po czym - równie nieoczekiwanie, jak się pojawił - odwrócił się i zawrócił w stronę domu. Julius nie spuszczał wzroku z pleców Dalgliesha i nie zwrócił uwagi ani na przybycie, ani na zniknięcie kota. Szli w milczeniu. Głowa Philby'ego przechyliła się w tył, a płótno fotela służyło jego szyi jako sztywny kołnierz. Cyklopia rana, osłonięta plastikiem, wpatrywała się w twarz Dalgliesha z niemym wyrzutem. Ścieżka była sucha. Spoglądając w dół, Dalgliesh zauważył, że koła znaczyły zaledwie cieniutką nitkę śladów na płatach suchej darni i słyszał za sobą, iż buty Juliusa likwidują szuraniem nawet te znikome tropy. Tu nikt nie znajdzie żadnych użytecznych dowodów.
Wreszcie przystanęli na kamiennym patiu. Fale tak szalały, jakby ziemia i niebo już przygotowywały się do nadchodzącej burzy. Patio niemal drżało pod stopami. Początek odpływu. Między nimi a krawędzią urwiska nie unosiła się kurtyna wodnej mgiełki. Dalgliesh zdawał sobie sprawę, że nadszedł moment wielkiego ryzyka. Zmusił się do śmiechu i miał jedynie nadzieję, że w uszach Juliusa nie zabrzmiał on równie sztucznie jak w jego własnych.
- Co cię tak bawi?
- Nietrudno spostrzec, że twoje morderstwa na ogół dokonywane są gdzie indziej, po prostu taka robota na dystans. Teraz jednak zamierzasz wrzucić nas do morza niemal u drzwi własnego domu, co będzie wystarczającą poszlaką nawet dla najgłupszego konstabla. A wierz mi, nie wyznaczą głupich detektywów do rozpracowania tej zbrodni. Wkrótce ma przyjechać twoja gospodyni, prawda? A to jest jedyna część wybrzeża z plażą, nawet podczas przypływu. Wydawało mi się, że chciałeś opóźnić znalezienie ciał.
- Gospodyni tu nie wyjdzie. Nigdy tego nie robi.
- Skąd możesz wiedzieć, co robi, kiedy cię nie ma? Może trzepie wycieraczki nad urwiskiem albo nawet bije bieliznę kijanką. Rób zresztą, jak uważasz. Ja tylko zaznaczam, że twoja jedyna szansa... a i to niezbyt wielka... to opóźnienie znalezienia naszych ciał. Nikt nie zacznie szukać Philby'ego, dopóki za trzy dni nie wróci pielgrzymka. Jeżeli pozbędziesz się mojego samochodu, mnie zaczną poszukiwać jeszcze później. To daje ci możliwość rozesłania dostawy heroiny, zanim zacznie się polowanie, zakładając, że wciąż chcesz, żeby Lemer ją przywiózł. Lecz nie mam zamiaru przeszkadzać ci w planach.
Dłoń Juliusa, zaciśnięta na rewolwerze, nawet nie drgnęła. Court odezwał się takim tonem, jakby rozważał wybór miejsca na piknik:
- Oczywiście, masz rację. Powinieneś wejść na głębokie wody dalej stąd. Najlepsza byłaby Czarna Wieża. Morze wciąż tam obmywa skały. Musimy dopchać do niej fotel.
- Jak? Philby waży ze sto siedemdziesiąt funtów. Nie wepchnę go na krawędź urwiska. Ty też nie bardzo mi pomożesz, jeśli będziesz szedł z tyłu, mierząc mi w plecy. A co ze śladami kół?
- Deszcz je zmyje. Poza tym nie pójdziemy cyplem. Podjedziemy nabrzeżną drogą i dotrzemy do wieży przez urwisko, tak jak wtedy gdy ratowaliśmy Ansteya. Jak już będziecie siedzieć w bagażniku samochodu, ja rozejrzę się za panią Reynoids. Przyjeżdża na rowerze z wioski Toynton i zawsze jest punktualna. Powinniśmy to tak zaplanować, aby ją spotkać tuż za bramą graniczną. Zatrzymam się i powiem jej, iż nie wrócę na kolację. Ta przyjemna minutka rozmowy powinna zrobić wrażenie na koronerze, jeśli w ogóle wasze zwłoki zostaną odnalezione i poddane sekcji. Później, kiedy już skończę żmudną robotę, udam się na wczesny obiad do Dorchester.
- Z fotelem i plastikowym kapturem w bagażniku?
- Z fotelem i kapturem zatrzaśniętymi w bagażniku. Zapewnię sobie alibi na cały dzisiejszy dzień, a wieczorem wrócę do Folwarku Toynton. Nie zapomnę umyć plastikowego kaptura, zanim odłożę go na miejsce. Odkurzę fotel, żeby usunąć twoje odciski palców i sprawdzę, czy na podłodze nie ma krwi. Oczywiście uzupełnię pudełko z amunicją. Miałeś nadzieję, że to przeoczę? Nie martw się, komendancie. Wiem, że wówczas już będę zdany tylko na siebie, pozbawiony twej cennej i fachowej pomocy, ale dzięki tobie zyskam dzień lub dwa, by dopracować szczegóły. Pociąga mnie jedna z dwóch możliwości. Zastanawiam się mianowicie, czy nie można by jakoś wykorzystać tego roztrzaskanego marmuru. Czy nie dałoby się tego tak zaaranżować, aby marmur stanowił motyw zbrodniczego ataku Philby'ego na twoją osobę?
- Ja bym niczego nie komplikował.