Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Jedni mówi¹, i¿ siê wzi¹³ z Jerozolimy, gdzie ¯ydzi schodz¹cych siê i rozmawiaj¹cych o zmartwychwstaniu Chrystusowym wod¹ z okien oblewali dla rozpêdzenia z kupy i przyt³umienia takowych powieœci. Drudzy, i¿ ma pocz¹tek dyngus od wprowadzenia wiary œwiêtej do Polski, w pocz¹tkach której nie mog¹c wielkiej liczby przyjmuj¹cej wiarê chrzciæ w pojedynczych osobach, napêdzali t³umy do wody i w niej nurzali. Wolno wierzyæ, jak siê komu podoba. Genealogii zwyczajów nie wywodzê, tylko jakie by³y pod panowaniem Augusta III, opisujê, dotykaj¹c kiedy niekiedy pocz¹tków, ile mi siê s³yszeæ o nich dosta³o.
 
 
 
O sobótcePo zimnej k¹pieli przyst¹pmy do ognia dla ogrzewki. W wigili¹ œw. Jana Chrzciciela po nieszporach, a czasem twardym zmrokiem, po miastach i wsiach rozpalali spory ogieñ na ulicach, który siê zwa³ sobótk¹, przez który m³odzie¿ obojej p³ci, najwiêcej atoli mêskiej, skaka³a. Ten zwyczaj, gorszy daleko od dyngusu, w œrednich latach Augusta III ju¿ by³ konaj¹cym, przy koñcu zaœ lat jego w cale usta³, dozorem surowym marsza³ka wielkiego koronnego w Warszawie najprzód, a za przyk³adem warszawskim, sk¹d siê i z³e, i dobre zwyczaje po ca³ym kraju rozlewa³y, wszêdzie wytêpiony, jako z³e skutki sprawuj¹cy, ju¿ to w po¿arach budynków z sobótki zapalonych, ju¿ w osobach skacz¹cych sobótkê, które nieraz, ile przy gêstym dymie, skacz¹c naprzeciw siebie i upadaj¹c w ogieñ, razi³y sobie p³omieniem oczy, twarzy, rêce i nogi, mianowicie bose, albo u kobiet od spodu nie opatrzone; osobliwie kiedy ch³opcy, których kaduk miêsza do ka¿dej swawolnej kompanii, klucze prochem ponabijane lub te¿ ³adunki z prochem nieznacznie w ogieñ rzucali. Te, wysadzaj¹c ogieñ do góry i huk niespodziany czyni¹c, najczêœciej dawa³y przyczynê, ¿e skacz¹cy przelêkniony lub te¿ w wysadzonych g³owniach upl¹tany, upad³ w ogieñ, za nim rozpêdzony drugi i trzeci; którzy nim siê podnieœli, tymczasem bêd¹cy na spodzie dobrze sobie przypiek³ pieczeniów.
Sobótka bez w¹tpienia wziê³a pocz¹tek od Polaków jeszcze pogan, którzy na czeœæ bo¿ków swoich ognie palili i przez nie skakali. A gdy Polacy przyjêli wiarê œw. katolick¹, u¿ywali znowu ognia do palenia ba³wanów, tak tych, które by³y po ba³wochwalniach, jako te¿ i tych, które mieli po domach, do czego jak przedtem na honor, tak potem na wzgardê przydali skakanie.
 
 
O workach i zegarkachTo, co teraz nastêpuje, trzeba by³o napisaæ przy sukniach, jako w nich swoje miêszkanie maj¹cych, a zatem i zwi¹zek co do materii mego pióra. Lecz kiedy siê tam nie przypomnia³o, niechaj¿e tu siedzi.
Nie myœlê ja tu opisowaæ worków do zbo¿a, które - rozumiem - by³y i bêd¹ zawsze jednego kroju; ale zak³adam opis worków do pieniêdzy. Te u ludzi prostych bywa³y najwiêcej z mosznów baranich i koz³owych, z skórek ³asicowych, wiewiórczych i wêgorzych. U szlachty zaœ i mieszczan zamszowe, na zameczek z sprê¿yn¹, bez klucza zamykane i otwierane, w formie okr¹g³o-pod³ugowatej. Gaszkowie, którzy chcieli mieæ wszystko nad innych modniejsze, starali siê o worki materialne, srebrem i z³otem haftowane, szukaj¹c w tym jakiejœ wysokiej o sobie opinii przez worek bogaty, choæ czêsto pusty.
Ku koñcu panowania Augusta III, gdy nasta³y sakiewki jedwabne, wszyscy mo¿niejsi do nich siê rzucili jako do wygodniejszych. Zamszowe jednak, ³asicowe i inne wy¿ej wspomnione przy pospólstwie zosta³y. Materialne zaœ, jako pró¿na ekspensa, zaszczyt ma³y i rzecz s³aba, w cale zosta³y zaniechane.