Każdy jest innym i nikt sobą samym.


— Byliśmy na kawie. No, wy piliście herbatę. Svobodov, tak?
Chevette zauważyła, że ten ze ściągniętą twarzą obrzucił ją szybkim spojrzeniem, jakby nie podobało mu się to, że usłyszała jego nazwisko. Chciała powiedzieć mu, że brzmiało niewyraźnie i usłyszała tylko ble-ble-ble, więc nie może go zapamiętać, no nie?
— Dlaczego ją złapałeś? — zapytał ten ze spiętą twarzą, Ble-ble-ble.
— Mogła uciec w ciemnościach, no nie? Nie wiedziałem, że twój partner ma
noktowizor. Ponadto przysłali mnie tu po nią. Nie wspominali o was. Prawdę mó-
wiąc, mówili, że was tu nie będzie.
Ten w kapeluszu stanął teraz za nią i mocno chwycił ją za ramię.
— Puszczaj. . . !
— Hej — powiedział ten, który ją złapał, jakby chciał ją uspokoić. — To
policjanci. Wydział Zabójstw SFPD, tak?
Ble-ble-ble gwizdnął cicho.
— Pierdolec.
— Gliny?
— Jasne.
To wywołało zniecierpliwione prychnięcie Ble-ble-ble.
— Arkady, musimy ruszać. Te śmierdziele obserwują nas z dołu. . .
Ten w kapeluszu ściągnął noktowizor i kręcił się nerwowo, jakby chciał sikać.
— Słuchajcie — powiedziała — ktoś zabił Sammy’ego. Jeżeli jesteście glina-
mi, to słuchajcie! Ktoś zabił Sammy’ego Sala!
— Kim jest Sammy? — spytał ten w rozdartej kurtce.
— Pracuję z nim! Dla Allied. Sammy DuPree. Został zastrzelony.
— Kto go zastrzelił?
— Stul dziób, Rydell. Stu. Dzióp.
— Ona przekazuje nam informację dotyczącą zabójstwa, a ty każesz mi się
zamknąć?
— Tak, mówię ci, żebyś się zamknął. War-baby ci wszystko wyjaśni.
I wykręcił jej rękę, zmuszając, żeby z nimi poszła.
Rozdział 23
Wzi ˛
ał i zrobił
Svobodov uparł się, żeby przykuć go do Chevette Washington. To były kajdan-ki Beretta, takie same jak te, które nosił podczas patroli w Knoxville. Svobodov powiedział, że on i Orlovsky muszą mieć wolne ręce, w razie gdyby ludzie z mostu zorientowali się, że zabierają stąd dziewczynę. Jednak skoro ją zgarnęli, to czemu nie poinformowali o przysługujących jej prawach, a nawet nie powiedzieli, że jest aresztowana? Rydell już postanowił, że jeśli sprawa znajdzie się w sądzie i wezwą go na świadka, nie będzie ich krył i zeznawał, że słyszał, jak odczytali jej pieprzone prawa. Z tego, co widział, ci Rosjanie byli napalonymi kowbojami, o cechach dokładnie takich, jakie instruktorzy akademii zwalczali u przyszłych policjantów.
W pewien sposób reprezentowali wizerunek policjanta utrwalony w świadomości wielu ludzi, co — jak wyjaśniał jeden z wykładowców — jest obiegowym mitem.
Podobnie jak to, co nazywano syndromem ojca Mulcahy’ego w przypadku za-
kładników. Kiedy kogoś porwano, a gliny muszą zdecydować, co robić. Wszyscy widzieli ten film o ojcu Mulcahym, więc rozumują tak: ściągnę księdza, wezwę rodziców faceta, odłożę broń i pójdę z nim negocjować. A potem idą tam i da-ją odstrzelić sobie dupsko. Ponieważ zapominają o rzeczywistości i myślą, że wszystko jest jak w filmie. To może działać również w drugą stronę i stopniowo zaczynasz postępować tak jak policjanci w telewizji i w kinie. Ostrzegano ich przed tym. Jednak Svobodov i Orlovsky, ludzie przybyli z innych krajów, może silniej reagują na świat filmu. Popatrzcie na przykład, jak się ubierają.
Człowieku, przyda ci się prysznic. Gorący prysznic. Będzie stał pod nim tak długo jak się da, albo aż skończy się ciepła woda. Potem wyjdzie, wytrze się ręcznikiem i włoży nowiuteńkie, zupełnie suche ciuchy, w tym hotelu, w któ-
rym umieści go Warbaby. Zamówi do pokoju kilka kanapek oraz wiadro z lodem i czterema, pięcioma długoszyimi butelkami tego meksykańskiego piwa, które pi-ją w LA. A potem siądzie z pilotem w ręku i poogląda sobie telewizję. Może
„Gliniarzy w opałach”. Może nawet zadzwoni do Subletta, pogada z nim, opowie mu o tej popieprzonej robocie w NoCal. Sublett zawsze pracował na nocnej zmia-136
nie, ponieważ miał światłowstręt, więc jeśli ma wolny wieczór, to będzie oglądał
telewizję.
— Patrz, gdzie idziesz. . . — Szarpnęła go za przykutą rękę, tak że prawie upadł. Przeszedłby po jednej stronie słupa, podczas gdy ona wybrała tę drugą.
— Hej, przepraszam — powiedział.
Nie spojrzała na niego. Jednak nie wyglądała mu na osobę, która usiadłaby
facetowi na piersi i brzytwą wycięła mu drugi uśmiech. No, miała ten ceramiczny nóż, który znalazł przy niej Svobodov, oraz kieszonkowy telefon i te cholerne okulary, których wszyscy szukali. Wyglądały tak samo jak te Warbaby’ego, tylko w futerale. Rosjanie byli z tego powodu naprawdę uszczęśliwieni i teraz spoczywały bezpiecznie w wewnętrznej kieszeni kuloodpornej kamizelki Svobodova.
Ponadto coś mu mówiło, że dziewczyna nie boi się w taki sposób, jak powinna.
Nie wyczuwał tego strachu recydywisty, który człowiek uczy się rozpoznawać już po trzech dniach roboty. To był strach ofiary, chociaż już przyznała się Orlovsky’emu do kradzieży tych okularów. Powiedziała, że zrobiła to poprzedniej nocy w hotelu. Jednak żaden z Rosjan nie wspomniał o zabójstwie Blixa, czy jak tam nazywał się ten zamordowany. Ani nawet o kradzieży. A ona doniosła, że za-bito tego Sammy’ego, kimkolwiek był. Może Sammy to ten Niemiec. Tymczasem
Rosjanie nie przejęli się tym, a nawet kazali mu stulić dziób i teraz ona wlokła się w ciszy, tylko fukała na niego, gdy zasypiał na stojąco.
Teraz, kiedy burza minęła, to miejsce zaczęło budzić się do życia, ale była Bóg wie która w nocy, więc niewielu ludzi wychodziło, żeby sprawdzić uszkodzenia.