Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- Chyba nas nie zauważyła? - szepnął. Mimo to cofnął się kilka kroków w strefę głębszych ciemności. - Spojrzała w naszą stronę zupeł­nie przypadkowo.
- Wyczuła nas - oznajmił stanowczo Jacen, odrywając od oczu elektrolornetkę. - Co więcej, zauważyła nasze zaniepokojenie.
Nie musiał dodawać, że istota wyczuła ich, posługując się Mocą. Promieniujący od Gannera wstrząs uświadomił mu, że jego towarzysz doszedł do takiego samego wniosku.
- Co się z wami dzieje? - zapytała Jaina, stając obok nich w koleb­kowo sklepionym przejściu. - Wyglądacie, jakbyście usłyszeli głos Im­peratora. Nie chcecie chyba powiedzieć, że obawiacie się kilku Yuuzhan Vongów?
-Jest ich więcej niż kilku. - Jacen wręczył jej elektrolornetkę. Emocje siostry sprawiały wrażenie chaotycznych, jak często się zdarzało krótko przed rozpoczęciem walki, ale nie mógł krytykować jej zachowania. Ile­kroć w powietrzu zaczynały brzęczeć ogłuszające chrząszcze, Jaina sta­wała się najspokojniejszą i najbardziej opanowaną osobą spośród wszystkich członków oddziału specjalnego. Nie zwracając uwagi na zbie­rającą się obok burty wahadłowca Noma Anora gromadę yuuzhańskich wojowników, Jacen wskazał siostrze podobne do dziwacznego ptaka stworzenie. - Bardziej mnie martwi ulubienica Noma Anora - dodał. -Zdawało mi się, że dotknęła mnie myślowym palcem Mocy.
Jaina przyjrzała się uważnie niewielkiemu stworzeniu.
- Jesteś pewien? - zapytała.
- Nie tyle pewien, co przekonany - uściślił jej brat bliźniak.
- Ja także - poparł go Ganner. - A tamten uśmiech...
- Hmm... - Jaina zmarszczyła brwi i pogrążyła się w zadumie. -Czy ta upierzona istota kogoś wam przypomina?
- Nie mogę pozbyć się wrażenia, że powinna - odparł Jacen. - Ale z całą pewnością nigdy nie widziałem ani jej, ani żadnej innej istoty jej rasy.
- Przepraszam, zapomniałam, że Wywiad Nowej Republiki nie dzieli się ostatnio z wujkiem Lukiem zdobywanymi informacjami - powie­działa Jaina. - My, piloci Eskadry Łobuzów, oglądaliśmy ostatnio kilka ciekawych hologramów. To Vergere.
- Ver... gere? - Jacen omal się nie zachłysnął.
Vergere brała udział w jednej z pierwszych dokonanych przez Yuuzhan Vongów prób zamordowania rycerzy Jedi. Z drugiej strony jed­nak, to właśnie ona dała Hanowi lecznicze łzy, po których ustąpiła wy­niszczająca organizm Mary Jadę Skywalker tajemnicza choroba. Na razie nikt nie potrafił rozstrzygnąć, czy istota jest sojuszniczką, czy nieprzyjaciółkąJedi; ulubienicą niedoszłej zabójczym czy samodzielną agentką.
- To Vergere albo ktoś bardzo do niej podobny - zapewniła Jaina. -Jeżeli dotknęła cię myślowym palcem Mocy, możemy założyć, że jest kimś więcej niż pupilka i powierniczką agentki Yuuzhan Vongów.
- Przyleciała tu, żeby wskazać nas Yuuzhanom - powiedział Ganner.
- Nie jestem pewien - sprzeciwił się Jacen. - Gdyby naprawdę za­mierzała wydać nas w łapy Yuuzhan, dlaczego miałaby ratować życie Mary? Dlaczego dotąd nie podniosła alarmu, skoro nas zobaczyła?
- Może się pomyliliśmy? - zauważył starszy Jedi. - Może wcale nas nie wyczuła?
- Ale ja ją wyczułem - obstawał przy swoim starszy Solo.
Ich dyskusję przerwało przybycie Anakina i pozostałych członków oddziału specjalnego. Towarzyszyło im także dwoje Ciemnych Jedi, Lomi i Welk. Mieli własne czarne pancerze i przesycone płynem bacta banda­że, którymi Tekli owinęła ich rany. Jacen z zażenowaniem uświadomił sobie, że żałuje, iż nie znali tożsamości uwięzionych Jedi, zanim ich brat zdecydował się pospieszyć im na ratunek. Był pewien, że i tak by ich uwolnili, ale dopiero po zabiciu królowej voxynów.
Ganner przekazał elektrolornetkę Anakinowi mniej więcej w tej sa­mej chwili, kiedy Nom Anor i Vergere dotarli do celu. Na rampie poja­wił się nieuprzejmie potraktowany przez Gannera Yuuzhanin i zaczął rozmawiać z egzekutorem. Kiedy Vergere wtrąciła się do rozmowy i po­wiedziała coś szorstko, wojownik wyprężył się i grzmotnął prawą pię­ścią w lewe ramię. Potem już zwracał się do obojga przybyszów.

Tematy