Każdy jest innym i nikt sobą samym.


– Sporządzono kopie?
– Kopie? – Avaccus potrząsnął nie tylko ramionami, ale całym ciałem. – Nie. Już na samym początku Hierac zabronił tego robić. Za każdym razem, gdy Ilfaylen wychodził ze skryptorium, śledziły go czujne oczy. Przed udaniem się na spoczynek przeszukiwano go od stóp do głów, konfiskowano przyrządy, przetrząsano sypialnię, a sam pergamin badano pod światło w poszukiwaniu dziurek po szpilkach.
– Które by oznaczały, że Ilfaylen dysponuje kopią?
– Zgadza się. Rozkazy Hieraca zostały jednak spełnione, manuskrypt nie był przekłuwany. Kopia nie istnieje.
– A co ze szkicami Ilfaylena? Jego przymiarkami?
– Wszystkie wyryto na woskowych tabliczkach. Hierac nalegał, żeby żaden szkic nie powstał na pergaminie. Kiedy iluminacja została ukończona, król stał za ramieniem skryby i patrzył, jak topi się wierzchnia warstwa wosku przeszło dwóch tuzinów tabliczek.
Skinęła głową. Namyślała się przez chwilę.
– Dwa tuziny woskowych tabliczek to zbyt duży ciężar jak dla jednego człowieka. Czy Ilfaylenowi w długiej podróży towarzyszył asystent?
– Tak, i dlatego tyle wiemy o tej sprawie. Pomocnik prowadził dziennik, w którym opisywał podróż do Garizonu i z powrotem. Znalazły się w nim miejsca postoju, skład posiłków i inne podobne drobiazgi.
– A czy zamieścił jakieś szczegóły dotyczące iluminacji?
– Większość z nich sama już poznałaś. Ponosił odpowiedzialność na równi ze swym panem. Nie wolno mu było pisać o samej iluminacji.
Tessa słaniała się na nogach. Zapomniała, dlaczego wcześniej z taką zawziętością usiłowała wstać, wobec czego osunęła się na ziemię. Wylądowała dosyć nieszczęśliwie, gdyż skręciła i tak już obolałą kostkę. Dokuczało jej pragnienie, nie chciała jednak prosić mnicha o cokolwiek do picia. Wolała nie kosztować więcej mikstur serwowanych w kościanych kubkach.
– Czy dziennik pomocnika Ilfaylena zachował się do dnia dzisiejszego?
Przez cały ten czas, kiedy usiłowała powstać, a potem utrzymać się w postawie wyprostowanej, Avaccus siedział ze skrzyżowanymi nogami. Obserwując jego nieruchomą sylwetkę, zaczęła przypuszczać, że przywykł do wielogodzinnego przesiadywania w jednej pozycji.
– Niestety, zapiski z podróży zaginęły – powiedział. – Dwadzieścia lat temu w zachodnim skrzydle klasztoru wybuchł pożar i strawił wiele ksiąg i zwojów.
Nie było więc żadnego punktu zaczepienia, żadnej kopii iluminacji ani relacji z jego powstawania. Odetchnęła głęboko. Jeżeli jakiś wzór związał Wieniec, inny mógłby go rozwiązać. Taki, który zawarł by w sobie wszystkie elementy oryginalnego wzoru, a następnie wystąpił przeciwko nim jak atramentowy buntownik.
– Co się stało z Ilfaylenem, kiedy wrócił na wyspę?
Avaccus cmoknął językiem o podniebienie.
– Tak, to ciekawe. Człowiek ten nie był już taki, jak dawniej. Zachorował podczas podróży z Weizach i dopiero po paru dniach poczuł się na siłach, by przeprawić się z Bay’Zell do Kilgrimu. Na Wyspie Namaszczonych zjawił się zmieniony nie do poznania. Myślę, że praca nad wzorem wyczerpała go w większym stopniu niż jakakolwiek choroba. Nie wnikając w przyczyny, można po wiedzieć,że utracił coś ze swego wnętrza. Nie namalował już żadnego wzoru. Przez długie lata prowadził samotne życie uczonego, pisał, czytał, odbudowywał siły.
Jedenaście lat później, kiedy zmarł stary opat, to właśnie Ilfaylen zajął jego miejsce. Świątobliwi ojcowie spodziewali się, że będzie spokojny, uległy, wierny starym porządkom. Jednakże tych jedenaście lat milczenia odmieniło jego duszę. W dniu, w którym wybrano go na opata, wszystko pozmieniał. Rozwiązał Forum, malowanie starych wzorów zostało zakazane, a wszystkie rękopisy zawierające szczegóły dawnego iluminatorstwa – wrzucone do morza. Włączył opactwo w nurt popularnych wierzeń i dogmatów, resztę życia poświęcając na walkę o pokój.
– Nie chciał nigdy unieszkodliwić swojej iluminacji?
– Nie, przeszłości nie da się zapisać na nowo. Ślubował uroczyście, iż nigdy nie podejmie pracy nad Wieńcem. Tak też się stało. Żył długo i wiele zmienił, lecz przysięgi nie złamał.
– A co z Kolczastym Wieńcem? – Czuła ogarniającą ją senność. Lodowate zimno znów zaczęło wkradać się do jej obolałych kończyn. – Do dzisiaj jest w Garizonie?

Tematy