Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Twarz Dvoraka poszarzała.
– To była choroba Creutzfeldta-Jakoba.
 
Z okna sali konferencyjnej na dwudziestym piętrze Carl Wallenberg widział ozdobną kopułę starego bostońskiego Kapitolu, a za nią drzewa przy Common, nagie niczym szkielety pod surowym, błękitnym niebem. A więc takim widokiem sycą oczy ci na wysokich stołkach – pomyślał. Podczas gdy my harujemy w Brant Hill, zajmując się naszymi pacjentami, Kenneth Foley i jego księgowi siedzą sobie w luksusowych gabinetach opiekując się gotówką, która stamtąd płynie. Bo płynie, i to w coraz zawrotniejszym tempie. Klony Foleya w garniturach od Armaniego – pomyślał, spoglądając na siedzących wokół stołu. Nie pamiętał nawet, jak się nazywają i kim są, nie zawracał sobie tym głowy. Facet w niebieskim garniturze w jodełkę był chyba pierwszym wiceprezesem. Ruda snobka była główną księgową. Nie licząc Wallenberga i Russa Hardawaya, adwokata i doradcy prawnego spółki, w sali zgromadzili się najznamienitsi zarządcy i gryzipiórki.
Sekretarka wniosła ozdobny dzbanek z kawą, z wdziękiem rozlała ją do pięciu filiżanek z cieniutkiej porcelany i postawiła na stole wraz z kryształową cukiernicą i kryształowym dzbaneczkiem na śmietankę. Cukier w papierowych torebkach? Nie na tym spotkaniu, tu nie miejsce na śmietnik. Sekretarka przystanęła, dyskretnie czekając na dalsze polecenia. Szef nie miał żadnych. Zebrani poczekali, aż dziewczyna wyjdzie i zamknie za sobą drzwi.
Wtedy przemówił Kenneth Foley, dyrektor naczelny Brant Hill.
– Dziś z rana znowu dzwoniła do mnie doktor Harper. Po raz kolejny przypomniała mi, że Brant Hill nie spełnia swojego zadania. Że chorować może znacznie więcej mieszkańców. Okazuje się, że to problem o wiele poważniejszy, niż myślałem. – Potoczył wzrokiem po twarzach zebranych i wpatrzył się w Wallenberga. – Carl, zapewniał mnie pan, że sprawa jest rozwiązana.
– Bo jest – odparł Wallenberg. – Rozmawiałem z doktorem Dvorakiem. Rozmawiałem z przedstawicielami wydziału zdrowia publicznego. Wszyscy zgodnie uważamy, że nie ma powodu do niepokoju. Nasz kompleks restauracyjny odpowiada wszelkim wymogom. Wodę czerpiemy z wodociągu komunalnego. A co do kuracji hormonalnej, o którą jest tyle krzyku, dysponujemy dokumentacją, potwierdzającą fakt, że hormony te pochodzą z absolutnie pewnego źródła i że są całkowicie bezpieczne. Doktor Dvorak jest przekonany, że to zwykły zbieg okoliczności. W żargonie naukowym jest na to określenie: „zbitka statystyczna”.
– A więc ma pan pewność, że pańskie wyjaśnienia zadowoliły anatomopatologa stanowego i przedstawicieli wydziału zdrowia?
– Tak. Ponieważ nie ma najmniejszego powodu do niepokoju, zgodzili się sprawy nie upubliczniać.
– A jednak doktor Harper o tym wie. Musimy się zastanowić, co jej odpowiedzieć, bo jeśli ona wie, wkrótce mówić będą o tym wszyscy.
– Czy zainteresowały się tym media? – spytał Hardaway.
– Jak dotąd, nie. Ale nie można wykluczyć, że niebawem się zainteresują, że grozi nam wielce niepożądana reklama. – Foley przeszył wzrokiem Wallenberga. – Dlatego niech pan powtórzy jeszcze raz, Carl, niech pan powtórzy, że nie ma powodów do niepokoju.
– Nie ma żadnych powodów do niepokoju – powiedział Wallenberg. – Te dwa przypadki są zupełnie od siebie niezależne. To zwykły zbieg okoliczności.
– Jeśli pojawi się ich więcej, nikt nie uwierzy w przypadek – spekulował Hardaway. – Dojdzie do publicznego skandalu, ponieważ wyjdzie na to, że zlekceważyliśmy poważny problem.
– Właśnie dlatego bardzo martwi mnie telefon od doktor Harper – odrzekł Foley. – W gruncie rzeczy dała nam do zrozumienia, że o tym wie. I że nas obserwuje.
– To brzmi jak groźba – zauważył Hardaway.
– To jest groźba – podkreśliła z naciskiem rudowłosa księgowa. – Dziś rano nasze akcje podskoczyły o kolejne trzy punkty, ale co by się stało, gdyby inwestorzy dowiedzieli się, że nasi mieszkańcy umierają, a my nie robimy nic, by temu zapobiec?
– Tu nie ma czemu zapobiegać – odparował Wallenberg. – To zwykła histeria, histeria nie umotywowana racjonalnymi przesłankami.
– Odniosłem wrażenie, że doktor Harper jest osobą myślącą bardzo racjonalnie – zauważył Foley.
– W tym problem – prychnął Wallenberg. – Doktor Harper potrafi wszystkich zmylić.
– O co jej właściwie chodzi? – spytała główna księgowa. – O pieniądze? O reklamę? Przecież musi kierować się jakimiś motywami. Nie domyślił się pan tego z porannej rozmowy?
– Moim zdaniem chodzi o doktora Brace’a – odrzekł cicho Foley. – O to, że zginął w tak niefortunnym momencie.
Na wspomnienie tego nazwiska wszyscy na chwilę umilkli i wbili wzrok w stół. Nikt nie chciał rozmawiać o zmarłym.
– Doktor Brace był jej znajomym – dodał Foley.
– Może więcej niż znajomym – wtrącił Wallenberg z nutką odrazy w głosie.
– Bez względu na to, co ich łączyło – kontynuował Foley – śmierć doktora Brace’a wytrąciła ją z równowagi na tyle, że zaczęła stawiać pytania. Poza tym wydaje się, iż ma ona dostęp do informacji na temat przebiegu śledztwa. Dowiedziała się, na co chorował Mackie. Dowiedziała się, że mieszkał w Brant Hill. Tych faktów do wiadomości publicznej nie podano.