Świat był taki mały... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

W ciągu ostatnich dwóch godzin Mark
widział tego człowieka na żywo, podkradł jedną z jego wizytówek,
oglądał jego twarz w książce telefonicznej, a teraz oto tenże sam
osobnik mówił prosto do niego z telewizyjnego ekranu.
Zamknął książkę telefoniczną i odłożył ją na kiwający się stolik do
kawy. Okrył się kocem i postanowił zasnąć.
Nazajutrz zadzwoni do Gilla Teala.
70
Foltrigg lubił, kiedy go eskortowano. Największą przyjemność
sprawiały mu te bezcenne momenty, kiedy kamery czekały już na
niego, pracując cicho, a on, dokładnie w odpowiedniej chwili, wkraczał
majestatycznym krokiem na korytarz albo schody sądu, w asyście
wiernego bulteriera Wally'ego Boxxa, z Thomasem Finkiem albo
innym asystentem u boku, odganiającym dziennikarzy niczym natrętne
muchy. Roy wiele czasu spędzał na oglądaniu zapisów wideo pokazu-
jących, jak z niewielką świtą błyskawicznie pokonuje dystans między
chevroletem a salą sądową, zbyt ważny i zajęty, by móc się zatrzymać
i pogawędzić z prasą. Miał mistrzowskie wyczucie czasu i perfekcyjnie
wyćwiczony krok. Raz po raz unosił ręce w górę, dając do zrozumienia,
że naprawdę chciałby odpowiedzieć na pytania, ale jest tak ważną
osobistością, iż po prostu nie ma na to czasu. Wkrótce potem Wally
zapraszał wszystkich na wyreżyserowaną konferencję prasową. Wtedy
to Roy, oderwawszy się od swych arcyważnych zajęć, mógł spędzić
kilka chwil w blasku świateł. Niewielką bibliotekę w apartamencie
prokuratora zamieniono na pomieszczenie prasowe, kompletnie wy-
posażone, łącznie ze specjalnym oświetleniem i systemem nagłaś-
niającym. W zamykanej szafce w pokoiku obok Foltrigg trzymał też
przybory do makijażu.
Kiedy kilka minut po północy wchodził do budynku federalnego
na Main Street w Memphis, miał ze sobą coś w rodzaju eskorty
w osobach Wally'ego i Fmka oraz agentów Trumanna i Scherffa, ale
tym razem dookoła nie kłębili się ciekawscy reporterzy. W gruncie
rzeczy nie ocżekiwał ich nikt. W biurach FBI zastali Jasona McThune'a
i dwóch innych zmęczonych agentów popijających zimną lurę. To było
całe wielkie entree Roya.
Wszyscy przedstawili siÄ™ sobie szybko w drodze do ciasnego biura
McThune'a. Foltrigg zajął jedyne krzesło. Jason był człowiekiem
o dwudziestoletnim stażu pracy, którego wbrew jego woli przysłano
do Memphis; teraz liczył miesiące dzielące go od wyjazdu na północny
zachód, nad Pacyfik. Czuł się zmęczony i irytowała go późna pora.
Wiele słyszał o Foltriggu, ale jeszcze nigdy nie spotkał go osobiście.
Plotki głosiły, że to nadęty osioł.
Jeden z miejscowych agentów zamknął drzwi od zewnątrz i McThu-
ne usiadł za swoim biurkiem, by zreferować sprawę. Opisał okoliczności
znalezienia samochodu, jego zawartość, pistolet, ranę, podał czas
śmierci i tak dalej, i tak dalej.
- Chłopak nazywa się Mark Sway - poinformował. - Powie-
dział policji, że razem z bratem natknęli się na ciało i zaraz pobiegli
zadzwonić na policję. Mieszkają jakiś kilometr od miejsca śmierci
Clifforda, na kempingu dla przyczep. MÅ‚odszy dzieciak jest w szpitalu,
doznał - zdaje się - szoku powstrząsowego. Mark Sway i jego
matka, Dianne Sway, biała, rozwiedziona, także są w szpitalu. Ojciec
mieszka tu, w mieście, i ma dość zabagnioną kartotekę: kradzieże,
bójki i temu podobne. Niebieski ptak. Biały, pochodzenie robotnicze.
Tak czy owak, chłopak kłamie...
- Nie zdołałem odczytać listu - przerwał mu Foltrigg, nie
mogąc się doczekać, by zabrać głos. - Wasz faks nie był najlepszej
jakości. - Powiedział to tak, jakby McThune i FBI z Memphis byli
idiotami, ponieważ on, Roy Foltrigg, odebrał w swojej furgonetce faks
kiepskiej jakości.
Jason zerknął na stojących pod ścianą Larry'ego Trumanna
i Skippera Scherffa i mówił dalej:
- Zaraz do tego dojdziemy. Chłopak twierdzi, że przybył na
miejsce zdarzenia, kiedy już było po wszystkim, ale mamy co do tego
wątpliwości. Po pierwsze, w samochodzie pełno jest dziecięcych
odcisków palców: na desce rozdzielczej, na drzwiach, na butelce
whisky, na pistolecie, wszędzie. Zdjęliśmy odciski Swaya jakieś cztery
godziny temu i nasi ludzie porównują je teraz z tymi z lincolna.
Skończą dopiero jutro, ale jest właściwie oczywiste, że dzieciak był

Tematy