– Chyba próbują pozabijać jeńców – powiedział Denat, wskazując na statek Lemmarów.
Roger spojrzał w tym kierunku i zobaczył pół tuzina Mardukan przykutych do pokładu. Jeden z nich na pewno był martwy; widocznie zabiła go któraś z salw burtowych „Hooker”. Wszystkich niewolników skuwał razem łańcuch przeciągnięty między dwoma metalowymi pierścieniami i skomplikowanymi poczwórnymi kajdanami za plecami każdego z nich. Na oczach Rogera wystrzelona z jego statku kotwica zaczepiła o łańcuch i wyrwała jeden pierścień z pokładu; książę skrzywił się ze współczuciem, kiedy potem powlokła więźniów po pokładzie. Rozorała jednego z nich, po czym rzuciła pozostałych o burtę z siłą wystarczającą, aby ich zabić. Wszyscy jeńcy, oprócz jednego, wyglądali na rannych, może nawet ciężko. Nie powstrzymało to jednak kilku Lemmarów, którzy rzucili się na nich z wzniesionymi do góry mieczami, podczas kiedy pierwsi żołnierze z „Hooker” wdzierali się na pokład ich statku.
* * *
Pedi Karuse znów podniosła się na kolana, rozejrzała dookoła i jadowicie zaklęła. Kotwica przerwała tylko jeden pierścień; drugi wciąż pozostawał mocno przytwierdzony do pokładu, uniemożliwiając jej ucieczkę. Co gorsza, pozostali niewolnicy nie poradzili sobie tak dobrze, jak ona, kiedy rzuciło ich o burtę – leżeli teraz bezwładnie na stosie. Chociaż Pedi miała ręce przed sobą, w dalszym ciągu była spętana łańcuchem. Spojrzała w kierunku rufy, gdzie na pokład statku wdzierali się napastnicy. W pierwszej chwili pomyślała, że to Shin, bo nosili jasnoniebieskie skórzane uprzęże, popularne w klanie Fardar. Potem jednak uświadomiła sobie, że to nie mogą być jej pobratymcy. Używali broni, jakiej nigdy wcześniej nie widziała, a ich taktyka walki była niezwykła.
Pierwsza fala żołnierzy uformowała mur z tarcz, podobnie do ciężkiej piechoty Krathian; zatrzymało to piratów, pozwalając następnym dostać się na pokład. Drugi szereg był uzbrojony w coś przypominającego arkebuzy o długich lufach. Jednak w przeciwieństwie do wszystkich arkebuzów, jakie Pedi widziała, te nie miały problemów z wodą czy pogodą, co udowodniły już pierwszą salwą. Przynajmniej część normalnych arkebuzów zamokłaby podczas abordażu, a te wystrzeliły wszystkie, dziesiątkując piratów atakujących mur tarcz.
Broń była też wyposażona w długie noże na lufach; po pierwszej salwie cały oddział ruszył do natarcia. Żołnierze używali arkebuzów jak włóczni, ale robili to ze zdecydowanie obcą Shinom dyscypliną. Parli przed siebie równym krokiem i jednocześnie uderzali, podczas gdy tarczownicy dźgali wroga spod twoich tarcz krótkimi dzidami.
Pedi nie miała jednak dużo czasu na przyglądanie się tej nowej metodzie walki; część piratów przypomniała sobie o swoich obowiązkach i uznała, że lepiej wybić spętanych więźniów niż walczyć z napastnikami. Pedi wpadła w rozpacz, kiedy zobaczyła zbliżających się czterech Lemmarów. Jeden z nich ciął mieczem nieprzytomnego Gwardzistę, a dwóch innych ostrożnie szło do niej.
– Lemmarskie glisty! Zeżrę wasze języki na śniadanie! – krzyknęła, odbijając się od pokładu i kopiąc najbliższego z nich w brzuch. Pirat poleciał do tyłu, ale Pedi też, i kiedy wyrżnęła plecami o deski, drugi napastnik rzucił się na nią z podniesionym mieczem.
* * *
Roger obserwował teraz oddział abordażowy pod dowództwem Krindi Faina, przetaczający się przez pokład lemmarskiego okrętu. Młody Mardukanin po raz kolejny udowadniał, co potrafi, wysyłając najpierw grupę tarczowników z asagajami, a potem dwuszereg strzelców. Na jego rozkaz tarczownicy jednocześnie przykucnęli, osłaniając się tarczami, a strzelcy wystrzelili nad ich głowami podwójną salwę. Kiedy wielkokalibrowe pociski poszatkowały ciasno zbitych Lemmarów, Diaspranie natychmiast ruszyli do ataku na bagnety. Szło im to po prostu wspaniale. Ocaleli obrońcy rozproszyli się po tylnym pokładzie, ale atakujący przetoczyli się po nich dalej.