Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Jest to stare rozróżnienie między ludźmi „z grupy" i ludźmi spoza niej, i jeśli podtrzymujemy tę odwieczną tradycję w tej
dziedzinie, to mamy na nasze usprawiedliwienie o wiele mniej niż dzikie plemiona. Podróżowaliśmy po świecie, szczycimy
się naszym wyrafinowaniem. Ale nie zdołaliśmy pojąć względności nawyków kulturowych i pozbawieni jesteśmy korzyści i
satysfakcji, jakie przyniosłyby nam stosunki z innymi ludami o innych typach kultury niż nasza.
Uznanie uprzedzeń rasowych za zasadę wynikającą z kultury - to rozpaczliwa potrzeba współczesnej cywilizacji
zachodniej. Dotarliśmy do punktu, w którym Anglosasi żywią uprzedzenia rasowe wobec Irlandczyków, a Norwegowie i
Szwedzi mówią także o wzajemnej wrogości, jak gdyby posiadali różną krew. W czasie wojny, w której Francja i Niemcy
walczyły po przeciwnych stronach, uważano, że tak zwana granica rasowa oddzielała lud Badenii od ludu Alzacji, chociaż
pod względem fizycznym oba należą do alpejskiej podrasy. W epoce swobodnego ruchu ludności i małżeństw mieszanych, od
dawna najbardziej pożądanych elementów w życiu społecznym, ośmielamy się głosić ewangelię czystej rasy.
Na to antropologia znajduje dwie odpowiedzi. Pierwsza dotyczy istoty kultury, druga - istoty dziedziczenia. Odpowiedź
dotycząca istoty kultury cofa nas do społeczeństw, które istniały jeszcze przed powstaniem społeczeństwa ludzkiego. Istnieją
społeczeństwa, w których natura, z pomocą mechanizmów biologicznych, utrwala nawet najbardziej nieznaczne sposoby
zachowania, nie są to jednak społeczeństwa ludzi, lecz owadów. Królowa mrówek, przeniesiona do samotnego gniazda,
odtworzy każdą fazę zachowania seksualnego, każdy szczegół życia zorganizowanego mrowiska. Owady żyjące społecznie
reprezentują to stadium natury, kiedy nie podejmowała ona żadnego ryzyka. Wzorzec całej struktury społecznej był zawarty
w instynktownym zachowaniu mrówek. Nie ma większych szans, że klasy w społeczeństwie mrówek czy właściwe mu
sposoby zdobywania żywności zanikną skutkiem odizolowania jakiejś mrówki od jej grupy, niż na to, że tej mrówce nie uda
się odtworzyć kształtu własnych czułków lub budowy odwłoka.
Po lepsze lub gorsze rozwiązanie tego problemu należy się zwrócić w zupełnie odwrotnym kierunku. Żadna cecha
społecznej organizacji plemiennej, języka czy religii nie jest zawarta w komórkach rozrodczych człowieka. Kiedy od czasu do
czasu znajdowano w Europie w minionych stuleciach porzucone dzieci, które wychowały się w lasach z dala od ludzi,
stwierdzono tak duże między nimi podobieństwo, że Linneusz sklasyfikował je jako odrębny gatunek, homo ferus, i
przypuszczał, że był to rodzaj gnomów rzadko spotykanych przez człowieka. Nie mógł pojąć, że te półgłówkowate bydlątka
urodziły się ludźmi; nie mogło mu się to pomieścić w głowie, kiedy widział te stworzenia nie interesujące się niczym, co
działo się wokoło nich, kołyszące się rytmicznie w przód i w tył jak jakieś dzikie zwierzęta w Zoo, stworzenia obdarzone
organami mowy i słuchu wyszkolonymi tylko na tyle, że zaledwie przynosiły im jakiś pożytek, stworzenia, które znosiły
mroźną pogodę odziane jedynie w łachmany i wyciągały ziemniaki z gotującej się wody nie wyrządzając sobie krzywdy.
Oczywiście nie ulega wątpliwości, że były to dzieci porzucone w niemowlęctwie, a czego im brakowało, to towarzystwa istot
własnego rodzaju - jedynego, które wyostrza zdolności człowieka i nadaje im właściwą formę1.
W naszej, bardziej humanitarnej cywilizacji nie spotykamy już dzikich dzieci. Ale każdy przypadek adoptowania dziecka
1 Jean Marę Gaspard Itard, The Wild Boy ofAveyron, tl. George i Muriel Humphrey, New York 1932.
Prawdopodobnie niektóre z tych dzieci byty niedorozwinięte i dlatego zostały porzucone. Ale nie jest chyba możliwe, żeby wszystkie były
niedorozwinięte, chociaż wszystkie wywarły na obserwatorach wrażenie półgłówków.
6
przez ludzi innej rasy i kultury dowodzi powyższej tezy z równą jasnością. Dziecko urodzone na Wschodzie, zaadoptowane
przez rodzinę z Zachodu, uczy się angielskiego, przejawia wobec swych przybranych rodziców postawę właściwą dzieciom, z
którymi się bawi, i dorósłszy obiera zawód swoich rodziców. Drogą uczenia przyswaja sobie cały zespół cech kulturowych
właściwych społeczeństwu, które je przyjęło, podczas gdy zespół cech charakterystyczny dla grupy jego rzeczywistych
rodziców nie odgrywa tu żadnej roli. Ten sam proces na większą skalę zachodzi w przypadku, kiedy cale ludy w ciągu kilku
pokoleń porzucają swą tradycyjną kulturę i przyjmują zwyczaje grupy obcej. Kultura Murzynów w miastach północnej części