Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Ajednak, mimo zmarnowania tego wszystkiego, na co pracowały Laboratoria, praca posuwa się nieustannie, duch upadł, strzały na pustyni wciąż trwają, jakby to był jakiś rytuał pokuty, jakaś czarna, nie kończąca się ceremonia, mająca przebłagać siły, które, tracąc swą stałą siedzibę, stały się groźniejsze. Teraz należy zdwoić wysiłki, by uniemożliwić tym siłom znalezienie nowej siedziby, by trzymać je z dala od Laboratoriów.
Zawrót głowy przy przebudzeniu. Darcie rzepów, gdy spada hełm. Bladawe światło świtu. Cisza, słabe dzwonienie w uszach, pierwszy świergot ptaków. I Quine zdaje sobie sprawę, że sen był prawdziwy. Wroga już nie ma. Lecz praca nadal trwa i trwa.
 
3
W ciągu następnych dni Lynn nie pojawiła się wśród protestujących. Ich liczba zmniejszyła się do małego kontyngentu, który czuwał codziennie przy głównej bramie, trzymając opadające płótno z wymalowanym napisem “Diabolis ex machina”. Quine, przejeżdżając swoim wehikułem przez bramę, zwolnił i zatrzymał się. W silniku cykały zawory, jakaś koparka przemykała przez główną drogę na ziemną ścieżkę, zakręcającą za budynek. Gdy przejeżdżał obok młota pneumatycznego, zamieniającego chodnik w kupę gruzu, zamknął okno w samochodzie przed napływającymi kłębami kurzu. Ten hałas odprowadził go aż za skalną fosę i do budynku, gdzie - za pbźno, by się wycofać - zobaczył Thorpe’a. Usadowiony przy komputerze Nulla, coś szybko wstukiwał. Nie zwrócił uwagi na wejście Quine’a.
- Dzień dobry - rzekł Quine.
- Już? Byłem tutaj przez całą noc. Masz tu coś do czytania.
Na stercie czasopism Quine’a - rok nie czytanych zapasów, kolorowe zakładki między stronicami oznaczały artykuły, które kiedyś nie czekałyby ani dnia - leżała odbitka kserograficzna opatrzona żółtą naklejką “Widziałeś to?” “Physical Review Letters”, 1954. Żart. Sarkastyczna uwaga na temat jego wieku?
- Wiem, że to stare - rzekł Thorpe. - Ale chyba ma zastosowanie. Widzisz, zaczynałem jako inżynier elektryk z dyplomem prowincjonalnej szkółki, nauczyłem się mechaniki kwantowej, czytając Diraca, sprawy nie zmieniają się aż tak bardzo. Mnóstwo pomysłów pozostawiono w zawieszeniu. W ten właśnie sposób, to znaczy... - jąkał się zakłopotany, że niechcący dotknął czegoś, co, jak sobie wyobrażał, jest czułym punktem Quine’a - chcę powiedzieć, po prostu, jeśli jesteś takim studentem jak ja, co nie ma znajomości, nie czyta ostatnich preprintów i nie docierają do niego najnowsze plotki, musisz się wybić w inny sposób. To jest właśnie mój sposób, przeglądanie starych, zapomnianych rzeczy, by na nich budować.
- Więc opowiedz mi o tym.
- Natknąłem się na to, gdy pracowałem dla Fisha i Himmelhocha i szukałem modelu wyjaśniającego reakcję zimnej syntezy. W porządku, wiem, bieżąca mądrość mówi, że nie ma takiej reakcji, to oszustwo, że jeśli coś tam się rzeczywiście dzieje, to procesy elektrochemiczne, wiem. Ale można wymodelować ten proces na sposób jądrowy, zjawisko nazywa się nadpromiennością. Równania są dość podobne. Highet dostrzegł związek.
- Z tym? Highet powiedział ci o Nadjasności?
- Bardzo zdolny facet.
- To dość poważne naruszenie tajemnicy państwowej.
- On jakby to obszedł, cytując legalnie opublikowaną literaturę. W każdym razie, teraz to już nie ma znaczenia, jestem już sprawdzony. Co o tym myślisz?
- Przeczytam, kiedy znajdę chwilę czasu - Quine położył odbitkę z powrotem na stos czasopism.
- Ale... chcę powiedzieć, że nie mamy dużo czasu. Czy powinienem się tym zająć;1
- Co robiłeś?
- Pozwól, że ci pokażę, zacząłem zmieniać twój program, lecz miałem parę py...
- Zmieniłeś moje pliki?
- Nie, nie, zrobiłem kopie, wszystkie zmiany robiłem na kopiach i tylko zastanawiałem się nad kilkoma rzeczami, na przykład, skąd wziąłeś tę tutaj tablicę rzeczywistą, co to jest?
- To tablica prętów. Kąty, długości, średnice, gęstości...
- W porządku, ponieważ widzisz, myślałem, że jeśli wstawić tu coś w rodzaju dziesięciu do minus dziesiątej...
- To grubość i nie możemy zrobić takich cienkich prętów, to niemoż...
- Ale jeśli pobawimy się przez chwilę tymi liczbami...
- Chwileczkę, co ty...
- Wtedy promień, o, to trochę zbyt krańcowe, lecz widzisz, co mam...
- Ale przecież, no nie, to znaczy jasne, możesz kazać modelowi robić cokolwiek, lecz musi on odpowiadać rzeczywistości!
- Po prostu staram się wyczuć system. Ale, o tutaj, chciałem wiedzieć, co robi ta funkcja, ta hiperbol...
- Tak, to jest krzywa odpowiedzi czujników, których używamy, ona... posłuchaj, czy to może poczekać? - i nie czekając, Quine wybiegł z gabinetu.
- Uwaga cały personel - ogłosił przyjemny żeński głos z umieszczonych wysoko głośników. - Od północy zespoły tygrysie przeprowadzą ćwiczenia ze ślepymi nabojami w tym rejonie.
Quine skręcił do toalety. W jej dalekim końcu, za rzędem umywalek i pisuarów, naprzeciw metalowych kabin, wisiała na haku torba gimnastyczna i ręcznik. Buchała stamtąd para i słychać było jakieś bębnienie. Quine oparł łokcie na umywalce i myjąc ręce, spode łba spojrzał w stronę kafelków, od których odbijał się echem bas:...bist du ein Thorund rein... Quine zobaczył w lustrze nie swoją wciąż bezgranicznie zdziwioną twarz, lecz zamgloną pustkę. Odwrócił się od kranu i spostrzegł kątem oka, jak z rozpraszającej się mgiełki wynurza się silne, białe, nagie męskie ciało, wycierające się ręcznikiem i nadal śpiewające:
- ...welch Wissen dir auch mag beschieden sein.
 
W przepastnym budynku nadzorowanym przez Dietza, Quine przyglądał się, jak długie metalowe rury są kolejno przyspawane do wielkiej monstrancji, w której, pół kilometra pod ziemią, spocznie bomba. Na końcach każdej z rur umieszczono czujniki, od których setki kabli pobiegną na powierzchnię. Dietz rozłożył techniczny rysunek cylindra.
- Już spawamy. Nie mogę czekać, aż mi powiesz, o co chodzi.
- Czy możecie wstrzymać to na dzień czy dwa? Gdybym miał jakiś pomysł, gdzie doczepić te cholerstwa, tobym ci powiedział; gdybym miał pojęcie, czego szukam...
- W porządku, przez jakiś czas możemy posuwać naprzód inne sprawy. Teraz, co do układu prętów...
- Taki sam. Nie ruszam tego.
- Proszę, dopilnuj, żeby Highet o tym wszystkim wiedział. Czasami wędruje tędy i jeśli sprawy mają się inaczej, niż oczekuje, jest bardzo nieprzyjemny.
Stanąwszy przed gabinetem Higheta, Quine podniósł właśnie rękę, by zapukać, gdy dobiegło go stanowcze chrypienie Higheta.