Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Ponownie skie-
rowa³ paj¹ka w stronê otworu groty.
Terpfen zwróci³ uwagê na niewielkie, ale potê¿ne dzia³ka lasero-
we, umieszczone pod kabin¹. Gdyby wystrzeli³ z obu luf w ograni-
czonej przestrzeni groty, z pewnoœci¹ zamieni³by transporter Furga-
na w ognist¹ kulê... Eksplozja zniszczy³aby jednak i jego machinê,
a najprawdopodobniej tak¿e wiêkszoœæ myœliwców.
W tej samej chwili ujrza³ pozosta³ych Kalamarian ze swojej gru-
py, wbiegaj¹cych do wielkiej groty. Z wylotu innego korytarza uka-
za³ siê admira³ Ackbar ze swoimi ludŸmi. Towarzyszy³a im kobieta
odziana w bia³¹ szatê. Terpfen rozpozna³ w niej pokojówkê Leii,
Winter.
Nie móg³ teraz pos³u¿yæ siê dzia³kami swojej machiny. Przysi¹g³
jednak sobie, ¿e nie dopuœci, by Furgan umkn¹³. Poci¹gaj¹c za dŸwi-
gnie sterownicze, zwiêkszy³ prêdkoœæ swojego oœmionogiego robo-
ta i dogoni³ transporter Furgana w chwili, gdy ten dotar³ do krawê-
dzi przepaœci.
Ackbar pojawi³ siê w sam¹ porê, by byæ œwiadkiem pocz¹tku walki
miêdzy dwoma imperialnymi robotami krocz¹cymi. Z luf karabi-
nów machiny Terpfena wystrzeli³y ogniste smugi, trafiaj¹c trans-
porter typu MT-AT, w którym siedzia³ Furgan. Caridañski ambasa-
dor sprawia³ wra¿enie, ¿e, w panice, dzia³a bez ¿adnego planu. Tym-
czasem robot krocz¹cy Terpfena zmniejsza³ odleg³oœæ dziel¹c¹ go
od machiny Furgana. Jej ³apy, zakoñczone ostrymi pazurami, krze-
sa³y snopy iskier, przesuwaj¹c siê po kamiennej p³ycie.
Terpfen strzela³ raz po raz, ale u¿ywa³ tylko blasterowych karabi-
nów. Furgan w odpowiedzi te¿ strzeli³, ale chybi³. Jego b³yskawica
odbi³a siê od kamiennej œciany, od³upuj¹c z niej kawa³ki ska³y.
Machina Terpfena dogoni³a przeciwnika, a jej pilot uniós³ oba
przednie odnó¿a. Pochwyci³ metalowe koñczyny transportera Fur-
gana i oderwa³ je od posadzki. Caridanin opuszcza³ w³aœnie obie
przednie nogi swojego robota krocz¹cego poza krawêdŸ. Przygoto-
wywa³ siê do zejœcia po zboczu iglicy.
180
Kalamarianin znów strzeli³, mierz¹c w transpastalow¹ bañkê kabiny, ale ogniste smugi odbi³y siê od opancerzonej powierzchni. Jego
paj¹k, sczepiony z machin¹ Furgana, wpar³ koñcowki czterech tyl-
nych odnó¿y w kamienn¹ p³ytê. Wykorzystuj¹c ca³¹ moc serwome-
chanizmów, czterema przednimi zacz¹³ spychaæ krocz¹cego robota
Furgana w przepaϾ.
Spod jego metalowej ³apy oderwa³a siê skalna bry³a. Wydaj¹c
straszliwy zgrzyt rozdzieranego metalu, machina ambasadora ode-
rwa³a siê w koñcu od p³yty l¹dowiska.
Tymczasem robot typu MT-AT pilotowany przez Terpfena nie
przestawa³ napieraæ na transporter Caridanina. Furgan, siedz¹cy we
wnêtrzu transpastalowej bañki, rozpaczliwie poci¹ga³ za ró¿ne dŸwi-
gnie, ale chyba nie mia³ pojêcia, któr¹ siê pos³u¿yæ.
Terpfen nie przestawa³ zasypywaæ go lawin¹ blasterowych b³y-
skawic. Przepchn¹³ machinê Furgana przez miejsce, gdzie spoczy-
wa³y szcz¹tki stopionego skrzyd³a wrót, i znieruchomia³, trzymaj¹c
nad przepaœci¹ robota typu MT-AT, wywijaj¹cego odnó¿ami.
A póŸniej go puœci³.
Robot ambasadora Furgana znikn¹³ za krawêdzi¹ ska³y i macha-
j¹c koñczynami jak cepami, zacz¹³ d³ugi lot ku podnó¿u skalnej igli-
cy. Zanim jednak roztrzaska³ siê o ska³y, Terpfen da³ ognia z obu luf
laserowych dzia³ek, nastawiwszy uprzednio moc na maksimum. Stru-
gi œwiat³a zamieni³y machinê Furgana w oœlepiaj¹c¹ kulê.
Robot krocz¹cy Terpfena nie zatrzyma³ siê jednak na krawêdzi.
Przebieraj¹c metalowymi koñczynami, tak¿e zacz¹³ zsuwaæ siê
w przepaϾ.
Ackbar instynktownie zrozumia³, co zamierza zrobiæ jego me-
chanik. Nie trac¹c czasu na krzyk, którego i tak Terpfen by nie us³y-
sza³, przemkn¹³ jak wicher przez grotê i skoczy³ do tablicy mecha-
nizmu otwieraj¹cego pancerne wrota.
W chwili gdy tylne odnó¿a machiny Terpfena znika³y za krawê-
dzi¹, Ackbar wcisn¹³ guzik mechanizmu. Liczy³ na to, ¿e na wpó³
uniesione skrzyd³o w dalszym ci¹gu funkcjonuje prawid³owo. Ciê¿-
ka metalowa p³yta runê³a na koñcówki ³ap robota, wyposa¿one w pa-
zury. Unieruchomi³a je i nie pozwoli³a, by machina stoczy³a siê po
zboczu.
– Pomó¿cie mu! – krzykn¹³ Ackbar.
Pozostali Kalamarianie, nie wy³¹czaj¹c samego admira³a, rzucili
siê do jednego z myœliwców typu B. Owi¹zani bezpiecznymi linami
holowniczymi, zaczêli spuszczaæ siê w przepaœæ, a¿ dotarli do kabi-
181
ny robota Terpfena. Otworzyli j¹ i zobaczyli dr¿¹cego, niemal nie-przytomnego mechanika. Grupa ratunkowa sporz¹dzi³a prowizorycz-
ne nosze i ostro¿nie wci¹gnê³a Terpfena do wielkiej groty.
Admira³ Ackbar pochyli³ siê nad nim z surowym wyrazem twa-
rzy. Kilkakrotnie wymówi³ nazwisko Terpfena, a¿ pokiereszowany
mechanik zacz¹³ dawaæ oznaki ¿ycia.
– Powinien by³ pan pozwoliæ mi umrzeæ, admirale – powiedzia³,
kiedy trochê bardziej oprzytomnia³. – Muszê przecie¿ ponieœæ œmieræ
za swoje czyny.
– Nie, Terpfenie – odrzek³ Ackbar. – Nie wolno ci wybieraæ sobie
rodzaju kary. Wci¹¿ jeszcze mo¿esz zrobiæ wiele rzeczy, by przy-
s³u¿yæ siê Nowej Republice. Nim zadecydujemy o twoim losie,
musisz najpierw odkupiæ swoje grzechy.
Ackbar siê wyprostowa³. Uœwiadomi³ sobie, ¿e po tym, jak opu-
œci³ Now¹ Republikê i ukry³ siê na Kalamarze, te s³owa stosuj¹ siê
tak¿e do niego.
– Twoj¹ kar¹, Terpfenie – powiedzia³ – bêdzie dalsze ¿ycie.
182
R O Z D Z I A £
!
Han Solo, pilotuj¹cy „Tysi¹cletniego Soko³a”, zatoczy³ kr¹g nad
koronami drzew gêstej d¿ungli porastaj¹cej niemal ca³¹ powierz-
chniê Yavina Cztery, a potem osadzi³ frachtowiec na l¹dowisku przed
wielk¹ œwi¹tyni¹. Szybko zbieg³ po opuszczonej rampie.
Leia i bliŸniêta omal go nie przewróci³y, kiedy pospieszy³y na
jego spotkanie.
– Tatusiu, tatusiu! – krzyczeli Jacen i Jaina, a Han nie potrafi³
ukryæ wzruszenia, s³ysz¹c ich dzieciêce g³osy.
Leia, która niedawno powróci³a z Anoth, trzyma³a na rêce trze-
cie, najm³odsze dziecko. Drug¹ rêk¹, objê³a Hana i wycisnê³a na jego
ustach d³ugi poca³unek, a w tym czasie maleñki Anakin bawi³ siê
w³osami matki. BliŸniêta podskakiwa³y, ci¹gn¹c nogawki kombine-
zonu Hana i domagaj¹c siê, by poœwiêci³ im trochê uwagi, która ca-
³kiem s³usznie im siê nale¿a³a.
– Jak siê masz, ma³y? – zapyta³ Han, szczerz¹c zêby w uœmiechu
i patrz¹c na Anakina. PóŸniej przeniós³ spojrzenie na twarz Lei i utkwi³ je w oczach ¿ony.
– Czy nic ci siê nie sta³o? – zapyta³. – Musisz opowiedzieæ mi