— Kto?Boothby przeszedł parę kroków w milczeniu, wpatrując się w zabłocone czubki kaloszy... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


— Powiedział nam o niej Wilhelm Canaris — odrzekł wreszcie.
— Canaris?
— No, przez jednego ze swoich emisariuszy. Późnym latem czterdziestego trzeciego roku. Ta wiadomość cię pewnie zaskoczy, ale Canaris stał na czele Schwarze Kapelle. Chciał, żeby Menzies oraz wywiad pomogli mu w obaleniu Hitlera i zakończeniu wojny. W geście dobrej woli powiedział Menziesowi o istnieniu siatki Vogla. Menzies powiadomił służby specjalne i wspólnie stworzyliś­my plan pod nazwą Kettledrum.
— Główny szpieg Hitlera zdrajcą. Niezwykłe. A pan, oczywiś­cie, o wszystkim wiedział. Już tamtego wieczoru, kiedy zlecił mi pan zadanie. Te skrawki prawdy o inwazji i planach dezinformacji... Miały zapewnić moją ślepą lojalność. Zmotywować mnie, mani­pulować mną.
— Niestety tak, to prawda.
— Czyli operacja miała dwa cele: zmylić Niemców w sprawie Mulberry i równocześnie uaktywnić agentów Vogla, żebyśmy mogli ich zneutralizować.
— Zgadza się. I jeszcze coś. Rzucić Canarisowi linę, żeby do czasu inwazji odwlec jego egzekucję. Ostatnie, czego sobie ży­czyliśmy, to żeby Schellenberg z Himmlerem przejęli Abwehre. Całkowicie ją omotaliśmy i manipulowaliśmy nią. Wiedzieliśmy, że jeśli Schellenberg dorwie się do steru, podważy wszystko, co zrobił Canaris. Ten punkt, jak widać, nam się nie udał. Canarisa zdymisjonowano i Schellenberg jednak przejął Abwehre.
— To dlaczego wraz z upadkiem Canarisa nie runęła siatka podwójnych szpiegów i operacja Bodyguard?
— Och, Schellenbergowi bardziej zależało na umacnianiu swe­go imperium niż posyłaniu kolejnych szpiegów do Anglii. Po­chłonęła go potężna biurokratyczna reorganizacja — zmiana stoł­ków, akta przechodzą z rąk do rąk. Doświadczeni oficerowie, lojalni wobec Canarisa, poszli za burtę, a ich miejsce zajęło świeże mięso, lojalne wobec SS i partii. W tym czasie wszyscy oficerowie prowadzący starali się, jak mogli, udowodnić, że ich agenci w Wiel­kiej Brytanii są autentyczni i skutecznie działają. To proste, dla tych oficerów była to kwestia życia lub śmierci. Gdyby się przy­znali, że ich agentów kontrolował angielski wywiad, wyruszyliby pierwszym pociągiem na wschodni front albo i gorzej.
Przez jakiś czas szli w milczeniu, Vicary przetrawiał to, co usłyszał. W głowie mu szumiało. Tysiące pytań cisnęło mu się na usta. Bał się, że lada chwila Boothby się zaskorupi. Odkładając na bok rozpalone emocje, ułożył pytania według ciężaru gatun­kowego. Chmura przesłoniła słońce, zrobiło się chłodno.
— Czy wszystko poszło zgodnie z planem? — spytał Vicary.
— Tak, wszystko poszło idealnie.
— A co z tym komunikatem lorda Haw— Haw?
Vicary sam go słyszał, gdy siedział w bawialni domeczku Matyldy, i przeszył go wtedy lodowaty dreszcz. „Doskonale wiemy, co zamierzacie zrobić z tymi betonowymi blokami. Sądzicie, że je zatopicie u naszych brzegów przed atakiem. Cóż, pomożemy wam, chłopcy...".
— Wywołał panikę wśród najwyższego dowództwa aliantów. Przynajmniej tak to wyglądało — dodał zarozumiale Boothby. — Bardzo niewielka grupka oficerów wiedziała o operacji Kettledrum i oni zdawali sobie sprawę, że to ostatni akt przedstawienia. Eisenhower skontaktował się z Waszyngtonem i zażądał pięć­dziesięciu łodzi do ratowania załóg, w razie gdyby Mulberry zatopiono w czasie transportu przez La Manche. Dopilnowaliśmy, żeby do Niemców ten kablogram też dotarł. Tate, nasz podwójny agent posiadający fikcyjne źródło w SHAEF, przekazał jego tekst swojemu oficerowi prowadzącemu w Abwehrze. Po paru tygo­dniach japoński ambasador objechał wybrzeża, obejrzał fortyfikacje i rozmawiał z Rundstedtem. Rundstedt powiedział mu o istnieniu Mulberry i wyjaśnił, że agent Abwehry odkrył, iż są to wieże z działami przeciwlotniczymi. Ambasador przekazał tę informację swoim mocodawcom w Tokio. Wiadomość tę, podobnie jak pozo­stałe, przechwycono i rozszyfrowano. W tym momencie wiedzieliś­my już, że operacja Kettledrum się powiodła.
— Kto kierował całością akcji?
— Nie uwierzysz, MI— 6. Oni ją rozpoczęli, oni ją wymyślili, więc pozwoliliśmy im nią kierować.
— Kto w departamencie o tym wiedział?
— Ja, dyrektor generalny i szef Komitetu Dwadzieścia.
— Kto był oficerem prowadzącym? Boothby spojrzał na Vicary'ego.
— Brum, oczywiście.
— Kto to jest Brum?
— Brum to po prostu Brum, Alfredzie.
— Jednej rzeczy ciągle nie rozumiem. Dlaczego musieliście oszukać oficera bezpośrednio wyznaczonego do akcji?
Boothby uśmiechnął się ze znużeniem, jakby na wspomnienie czegoś niezbyt miłego. Z rżyska poderwały się bażanty i pofrunęły ku szarawemu niebu. Boothby zatrzymał się i popatrzył na chmury.
— Chyba zanosi się na deszcz — powiedział. — Lepiej się zbierajmy.
Zawrócili i ruszyli z powrotem.

Tematy