Sam czuł się podobnie, chcąc ukarać zdradziecki Legion Tysiąca Synów, który zbezcześcił dziewiczą ziemię Fenrisa i skradł jedną z najcenniejszych relikwii Zakonu.
– Już niedÅ‚ugo bÄ™dziemy na miejscu – powiedziaÅ‚ radosnym tonem do Trainora i jego ludzi. – Wkrótce sprowadzimy Å›mierć i pożogÄ™ na tych zdradzieckich wyznawców Chaosu.
– Najwyższa, kurna, pora – mruknÄ…Å‚ Sven. – Wiesz Ragnarze, tak swojÄ… drogÄ…... Chyba za dużo czas przebywasz z Berekiem i jego skaldem. Wpadasz w żargon...
Przed nimi korytarz rozszerzał się i prowadził do miejsca, które kiedyś musiało być świątynią kultu imperialnego.
Wkroczyli do przestronnego atrium, większego niż niejedna z wysp na morzach Fenrisa. W czasach przed rebelią musieli tutaj medytować i odprawiać ceremonie kapłani kultu Imperatora. Teraz całe to pomieszczenie było pełne trupów i potrzaskanych szczątków maszyn. Na oczach Ragnara jeden z samochodów powietrznych zapalił się błękitnym płomieniem, który buchnął w górę z tryskającego strumienia iskier, jakie upadły na plamę benzyny. Pistolet laserowy, kołyszący się w kurczowo zaciśniętej pięści martwego kierowcy, pobłyskiwał w świetle ognia. Jego właściciel wystawił rękę przez boczne drzwi, by móc lepiej celować do wrogów i w tej pozycji zginął. Teraz jego ciało topiło się z gorąca, jakie biło od dziwnych płomieni. Po chwili jęzory ognia liznęły magazynek i broń eksplodowała, wraz z resztą samochodu.
Prowadzący kompanię Berek był daleko przed nimi i wraz ze swoją Wilczą Gwardią znikał już w ogromnej bramie świątyni.
Sama budowla była większa niż Ragnar przypuszczał, a im dalej zapuszczali się w jej wnętrze, stawała się coraz dziwniejsza. Ponad strumieniami podobnego do lawy, rozgrzanego, płynnego żelaza, które toczyło swe fale setki metrów poniżej, przerzucono mosty ozdobione ohydnymi gargulcami. Na ścianach kopulastego sufitu wyryto płaskorzeźby, które miały być drwiną ze scen przekazywanych w katechizmach imperialnych i szydziły z dogmatów wiary w Imperatora. Ogromne posągi ludzi, ubranych w habity, kaptury i maski na twarzach, spoglądały z trujących oparów, które kłębiły się w sali. Ragnar nie potrafił zgadnąć, ile w tym ohydnym miejscu było szalonej wizji heretyków, a ile zamiłowania Garmitów do monumentalnej architektury.
Zewsząd dobiegał smród zdrajców. Ragnar wiedział, że musiały tą drogą podążać tysiące heretyków. Tylko po co? Co mogło być tak ważne, że porzucili swoje stanowiska obronne, gdy trwał szturm armii Imperium na ich miasto? Czemu nie stanęli do walki z Kosmicznymi Wilkami, które wdarły się do ich świątyni?
Ragnar wiedział, że odpowiedzi na te pytania pozna już wkrótce i prawdopodobnie wcale nie będą mu się podobały.
Świątynia coraz bardziej przypominała labirynt. W większości ścian znajdowały się łukowate wejścia, które prowadziły do długich korytarzy, pełnych monumentalnych rzeźb i posągów. Kosmiczne Wilki rozdzieliły się na kilka grup, choć Ragnar nie rozumiał powodu, dla którego tak się stało. Każde z wrót wyglądało równie złowieszczo i spoglądając na nie miał wrażenie, że wszędzie czai się na nich jakieś straszliwe niebezpieczeństwo, gotowe objawić się w najmniej spodziewanej chwili. Spoglądając na braci Ragnar zauważył, że nie tylko on jest pełen podejrzeń i obaw.
– Ragnarze, ty i twoje Krwawe Szpony macie sprawdzić tamten przedsionek – rozkazaÅ‚ Berek. – Upewnijcie siÄ™, że nic stamtÄ…d nie wychynie i nas nie zaskoczy.
Ragnar natychmiast ruszył wykonać rozkaz, podczas kiedy Wilczy Wódz wydawał polecenia kolejnym stadom, kierując je do innych przejść.
– PowiedziaÅ‚bym, że trafiliÅ›my pod dobry adres – powiedziaÅ‚ Sven, kiedy wkroczyli do przedsionka. WiÄ™kszość Kosmicznych Wilków ruszyÅ‚a w gÅ‚Ä…b Å›wiÄ…tyni, tylko Krwawe Szpony sprawdzaÅ‚y boczne przejÅ›cia i korytarze, upewniajÄ…c siÄ™, że ani Berek ani jego Wilcza Gwardia nie zostanÄ… zaskoczeni od tyÅ‚u w trakcie walki z wrogami.
Ragnar w lot zrozumiał, o czym mówił Sven. Ściany pokrywały płaskorzeźby i mozaiki o bulwersującym i niepokojącym wyglądzie. Z pozoru wydawały się malunkami religijnymi, w które wprawiono błyszczące drobinki wielokolorowego szkła, teraz jaśniejącego w świetle lamp jarzeniowych. Uważniejsze przyjrzenie się zdradzało jednak czającą się w nich złą naturę. Z pozoru na malowidłach przedstawiono zwykłe obrządki kultu imperialnego: msze, czytanie świętych ksiąg, palenie kadzideł, recytowanie psalmów.
Kiedy jednak Ragnar uważniej przyjrzał się twarzom odwzorowanych na mozaice ludzi, dostrzegł, że wszystkie miały idiotyczny wyraz twarzy, jakby artysta chciał przedstawić wiernych Imperatorowi wyznawców jako bandę imbecyli i skretyniałych głupców. Jedynie kapłani, którzy odprawiali msze, wyglądali na sprawnych umysłowo, choć oni z kolei nosili na sobie stygmaty mutacji: ich głowy wieńczyły rogi, nogi zamiast stóp miały kopyta. Niektóre z ołtarzy okazywały się nawiedzane przez demoniczne oblicza, widoczne jedynie wtedy, kiedy na mozaikę spoglądało się pod pewnym kątem.
Wyglądało na to, że mozaika stanowiła komentarz artysty-heretyka, wyrażający jego zdanie o kulcie imperialnym. Według niego, za fasadą kościoła i Eklezjarchii czaiły się demony i szaleństwo Chaosu. Wszystko to, w co ludzie wierzyli i szanowali, było jedynie całunem, który skrywał prawdziwe, demoniczne korzenie wszechświata. Wystarczyło tylko spojrzeć pod odpowiednim kątem, by wszystko zrozumieć i przejrzeć na oczy. Te dzieła sztuki były efektem pracy geniusza, który próbował uwieść spoglądającego na nie widza żartem, zagadkami i pochlebstwem.
Spoglądając na płaskorzeźbę, Ragnar zrozumiał, w jak łatwy sposób Imperium mogło być fałszywie przedstawione przez swoich wrogów. Najświętsze i najważniejsze rytuały ukryte były przed jego obywatelami, podobnie jak wiedza o wojnach, toczonych z najbardziej nieprzejednanymi wrogami ludzkości. Czy rebelia, która tutaj wybuchła, nie została spowodowana przez niezrozumienie ludzi i władców?