Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- Bardzo dobrze. Muszę ci powiedzieć, Bell, że nie mogłabym być bardziej zadowolona ze sposobu, w jaki kierujesz sprawami.
- Czy po tym, jak ty kierowałaś mną, mogłabym cię zawieść? Bellonda właśnie uśmiechnęła się do niej, kiedy połączenie zostało przerwane. Odrade odwróciła się i zobaczyła stojącą z tyłu Tamalanę.
- W jakiej sprawie miałaś rację, Tamo?
- Istnieje więcej przyczyn kontaktów między Idaho i Sheeana niż podejrzewałyśmy. - Tamalana zbliżyła się do Odrade i zniżyła głos: - Nie umieszczaj jej na moim miejscu, zanim nie wyjaśnisz, co utrzy­mują w tajemnicy.
- Jestem świadoma, że znasz moje intencje. Ale... czy dało się to zauważyć?
- W pewnym stopniu, Daro.
- Mam szczęście, że jesteś moją przyjaciółką.
- Inne też cię popierają. W czasie głosowania Cenzorek twoja kreatywność działała na twoją korzyść. "Natchniona" - tak to wyło­żyła jedna z tych, które cię broniły.
- Wiedz zatem, że wezmę Sheeanę pod lupę, i to gruntownie, za­nim podejmę jedną z moich natchnionych decyzji.
- Oczywiście.
Odrade dała znak zespołowi Łączności, żeby usunęły projektor, a sama przeszła na skraj szklistego terenu.
Twórcza wyobraźnia.
Znała mieszane uczucia swoich współpracowniczek.
Kreatywność!
Zawsze niebezpieczna dla obwarowanej władzy. Zawsze przynosi coś nowego. Nowości mogą zniszczyć moc autorytetów. Nawet po­dejście Bene Gesserit do kreatywności pełne było złych przeczuć. Po­trzeba utrzymania stabilnego kursu skłaniała niekiedy do odstawiania na bok tych, które kołysały łodzią. To zapewne przyczyniło się do umieszczenia Dortujli na jej posterunku. Kłopot polegał na tym, że te kreatywne chętnie godziły się na osadzenie w cichych zakątkach. Na­zywały to zaciszem. Trzeba było sporo wysiłku, by wyciągnąć z niego Dortujlę.
"Trzymaj się, Dortujlo. Bądź najlepszą przynętą, jakiej kiedykol­wiek używałyśmy."
Ornitoptery wkrótce przybyły. Było ich szesnaście, a piloci nie kryli swego niezadowolenia z tego dodatkowego zadania, i to po wszystkich kłopotach, przez które przeszli.
Przenoszenie całych osad!
Odrade obserwowała, jak ornitoptery siadają na twardej, szklistej powierzchni, chowając wachlarzowate skrzydła do ochronnych tule­jek - każdy pojazd na ziemi wyglądał jak śpiący owad.
"Owad zaprojektowany przez szalonego robota."
Kiedy były już w powietrzu, Streggi, która znowu siedziała obok Odrade, spytała:
- Czy zobaczymy czerwie pustyni?
- Możliwe, ale jak na razie nie było raportów o ich pojawieniu się.
Streggi oparła się o poręcz, rozczarowana odpowiedzią. Trudno jej było wymyślić inne pytanie. "Prawda może być czasami przygnębia­jąca - myślała Odrade. - A wiążemy tak wielkie oczekiwania z tym ewolucyjnym hazardem."
"W przeciwnym razie po co niszczyć wszystko to, co kochamy na Kapitularzu?"
Strumień równoległy wdarł się do jej świadomości obrazem napisu na starodawnym łuku nad wejściem do budynku z różowej cegły: SZPITAL DLA NIEULECZALNIE CHORYCH.
Czy tam znalazł się zakon żeński? Czy znaczyło to, że tolerują zbyt wiele porażek? Wtargnięcie Innych Wspomnień musiało mieć swój cel.
Błędy?
Odrade wyszukała je: "Jeśli do tego dojdzie, będziemy musiały uznać Murbellę za siostrę". Nie chodziło o to, że pojmana Czcigodna Macierz jest nieuleczalnie wykrzywiona. Jest nieprzystosowana i prze­chodzi głębokie szkolenie w bardzo późnym wieku.
Wszystkie wokoło siedziały cicho, patrząc na unoszony wiatrem piasek - wydmy o wielorybich grzbietach przechodziły co jakiś czas w niewielkie diuny. Dopiero wczesnym popołudniem słońce zaczy­nało rzucać wystarczająco dużo bocznego światła, by można było określić granice horyzontu. Pył skutecznie zacierał widok rozciągają­cy się przed nimi.
Odrade zwinęła się na siedzeniu i zasnęła. "Widziałam to przed­tem. Przeżyłam Diunę."
Hałas obudził ją, kiedy zataczali koła nad Pustynnym Centrum Obserwacyjnym Sheeany.
"Pustynne Centrum Obserwacyjne. Znowu w nim jesteśmy. Tak naprawdę nie nazywałyśmy go... jak i nie nadałyśmy imienia tej pla­necie. Kapitularz! Co to za nazwa? Pustynne Centrum Obserwacyjne! Opis, a nie nazwa. Akcent położony na tymczasowość."
Kiedy się zniżyli, ujrzała szczegóły, które potwierdziły jej myśl. Spartańska surowość wszystkich złącz podkreślała poczucie tymcza­sowości zabudowań. Żadnej miękkości, żadnej delikatności w jakiej­kolwiek konstrukcji. To dochodzi tutaj, a tamto prowadzi gdzie in­dziej. Wszystko spojone na ruchomo.
Lądowanie było nierówne, jakby pilot chciał przez to powiedzieć: Jesteście na miejscu. Baba z wozu, koniom lżej!