Prawdopodobnie popełniłam tu fatalny błąd... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Zamiast udawać urażoną księżniczkę
i kazać się przebłagiwać na kolanach, po prostu powiedziałam prawdę. Powiedziałam to,
co myślę i co się we mnie w ciągu tych dwóch dni ugruntowało. Zapomniałam o tym, że
nie każdy docenia prawdę i że wielu ludzi wyżej stawia formę niż treść, i być może, iż ta
chwila właśnie stała się dla mnie początkiem potężnej awantury.
— Wbrew temu, co mógÅ‚byÅ› przypuszczać i czego mógÅ‚byÅ› oczekiwać, nie jestem
obrażona — powiedziaÅ‚am. — Nie mam powodu nie wierzyć, że istotnie zaszÅ‚o coÅ› nie-
zwykłego. Nie wydaje mi się, żebyś świadomie starał się mnie obrazić. Nie wiem, co to
było, ale zgadzam się na razie sądzić, że twoje zachowanie było usprawiedliwione i zga-
dzam się usłyszeć wyjaśnienia.
Westchnienie, które usłyszałam w słuchawce, mogło być westchnieniem ulgi.
— Nie przypuszczasz nawet, jak bardzo jestem ci wdziÄ™czny za takie postawienie
sprawy. Nadal nie mogę ci udzielić szczegółowych wyjaśnień, ale zapewniam cię, że to
było nawet ważniejsze, niż się mogło wydawać. I cieszy mnie, że w tym, co mówisz, nie
dostrzegam elementu histerii.
Elementu histerii? Na krótką chwilę przestałam słyszeć jego głos. Przypomniałam
sobie różne okresy i wydarzenia w życiu, które dokładnie wyleczyły mnie z histerii i na-
uczyły wielkiej tolerancji. Może nawet za dużo było tej tolerancji? Nikt tego przecież
nigdy nie docenia. Może i tym razem powinnam była nie przyznawać się do prawdzi-
wych uczuć, tylko urządzić potworną awanturę albo w ogóle nie chcieć rozmawiać?
Znów niczego nie wyjaśnił i niczego nie powiedział. Przeprosiwszy mnie wrócił do
dawnego tonu miłej, towarzyskiej konwersacji. O, nie! To już mi się zupełnie przestało
podobać. Cóż ten człowiek sobie właściwie myśli? Wplątał mi się przypadkowo w życie
w charakterze wielkiej tajemnicy i zamierza tą tajemnicą na zawsze pozostać? Nic z te-
go, ze mnÄ… ten numer nie przejdzie.
Jestem lojalna i przyzwoita, lubię grać fair. Kończąc rozmowę, powiedziałam:
— MuszÄ™ ciÄ™ uprzedzić, że zamierzam ciÄ™ rozszyfrować. ZrobiÄ™ wszystko, co siÄ™ da,
albo nawet jeszcze więcej. Nie będziesz miał pretensji, jeżeli mi się uda doprowadzić do
dekonspiracji?
— ProszÄ™ ciÄ™ uprzejmie — powiedziaÅ‚ tonem, który Å›wiadczyÅ‚, że nie wierzy w moje
możliwości.
Ha, nie doceniał przeciwnika...
W ciągu następnych tygodni miałam, niestety, zbyt dużo pracy, żeby móc coś zała-
twić w ciągu dnia. Pozostawały mi tylko wieczory i telefon. Obdzwoniłam całe miasto,
26
27
szukając samochodu i psa. Któregoś dnia rozmawiał ze mną bardzo zmęczonym głosem
i widać przez niedopatrzenie zdradził mi markę i typ samochodu. Takich wozów jest
w Warszawie bardzo mało, a do tego jeszcze wozów, stojących w warsztacie z nawalo-
nym przednim zawieszeniem. Dobrze, tylko w którym warsztacie? Znaleźć coś takiego
przez telefon, i do tego późnym wieczorem, okazało się niemożliwe. Osobiście zapewne
byłoby łatwiej, ale nie miałam czasu na zwiedzanie wszystkich stołecznych warsztatów
mechanicznych.
Równocześnie z samochodem poszukiwałam psa, który, bądź co bądź, był przecież
też nietypowy. Nawiązałam przyjacielskie kontakty ze Związkiem Kynologicznym oraz
z właścicielami hodowli psów, opowiadając przez telefon nieprawdopodobne bzdury.
Zależnie od chwilowego natchnienia zamierzałam takiego psa kupić, sprzedać, tłuma-
czyłam niewinnym ludziom, że mi zginął, przybłąkał się, zżarł mi dziewięć jajek z De-
likatesów i pół kilo konserwowej polędwicy oraz że chcę go skrzyżować z suką takiej
samej rasy. Wreszcie pomyliło mi się wszystko i już sama nie wiedziałam, czy szukam
psa, czy jego właściciela.
Właściciel tymczasem systematycznie dzwonił, dając mi za każdym razem nowego
dubla. Urzekającym, miękkim głosem opowiadał mi rozmaite denerwujące rzeczy.