Każdy jest innym i nikt sobą samym.

– Sam sobie winien. Jesteś tego pewien, Andy?
– Całkowicie – odparł zdecydowanie Tozier. Obejrzał się, patrząc w dolinę. – Lepiej już jedźmy. Chcę być za iracką granicą, zanim Ahmed zda sobie sprawę, co się naprawdę stało.
Odszedł i po chwili Warren usłyszał trzaśniecie drzwiczek. Oba pojazdy powoli ruszyły w drogę.
7
Dan Parker z lubością przesunął rękę po gładkiej powierzchni torpedy. Na dłoni została mu warstwa lepkiego smaru.
– Stary Mark XI... – powiedział. – Nie sądziłem, że znowu go zobaczę.
– Radzę, żeby wszystko grało – ostrzegł Eastman. – Te rzeczy kosztują sporo forsy.
– Zanim skończę, wydacie o wiele więcej – odparł spokojnie Parker. – Będę potrzebował trochę sprzętu. – Rozejrzał się po pustej szopie. – Jest tu dosyć miejsca.
– Co będzie potrzebne? – zapytała Jeanette Delorme.
– Przede wszystkim trochę maszyn: obrabiarka, niewielka frezarka – najlepiej ogólnego użytku – i pionowa wiertarka. Także całe mnóstwo drobnych narzędzi, kluczy i temu podobnych – przygotuję ich wykaz.
– Weź to zaraz od niego, Jack – rozkazała. – Daj mu wszystko, czego chce. Jadę do domu.
– A ja? – zapytał Eastman.
– Złap taksówkę – powiedziała i wyszła.
Abbot uśmiechnął się do Eastmana.
– Rzeczywiście ona tu rządzi. To od razu widać.
– Obejdę się bez pańskich uwag – powiedział Eastman z kwaśną miną, po czym zwrócił się do Parkera: – Coś jeszcze?
– O, tak – odparł Parker, przyglądając się z uwagą tej części torpedy, która miała posłużyć do robienia interesów. – To jest głowica. Mam nadzieję, że pusta.
– Taką zamawialiśmy.
– Oddycham z ulgą. Trotyl to cholernie niepewny materiał. Zresztą i tak ta torpeda mi nie wystarczy.
– Co do diabła...?
– Spokojnie – odparł Parker. – Nic się nie stało. Jeżeli jednak chcecie sprawdzić, czy wszystko działa, będzie mi potrzebna dodatkowo próbna głowica. Gdyby wystrzelić tę torpedę, zatonęłaby kończąc bieg, a to by wam nie odpowiadało. Próbna głowica ma komorę pływakowa, dzięki której torpeda i światło umożliwiające jej odszukanie, nie tonie. Zdobędziecie ją w tym samym miejscu, gdzie dostaliście to – poklepał korpus torpedy. – Gdziekolwiek się ono znajduje.
– W porządku. Będzie pan miał próbną głowicę. Coś jeszcze?
– Oczywiście baterie. Są dość istotne, prawda? Wpiszę je także na listę – jakiego typu i ile sztuk. Wydacie na nie kupę forsy. – Przyglądał się torpedzie. – Będę chciał robić tu próby, więc musimy w jakiś sposób ją umocować. Dwa betonowe słupy z odpowiednimi zaciskami. – Podniósł wzrok. – Ten mechanizm ma cholernie wysokie obroty, a nie chcemy przecież, żeby torpeda latała po całej szopie. – Poklepał dłonią okaleczoną nogę. – Właśnie z tego powodu skończyła się moja służba w marynarce.
Abbot odliczał krokami długość torpedy.
– Jest większa niż myślałem. Nie sądziłem, że są aż tak duże.
– Średnica dwadzieścia jeden cali – powiedział Parker. – Dwadzieścia dwie stopy plus pięć i cztery piąte cala długości. Ciężar uzbrojonej torpedy: trzy tysiące sześćset trzydzieści jeden funtów. – Poklepał ręką głowicę. – I mieści tutaj cholernie duży ładunek: siedemset osiemnaście funtów trotylu.
– Możemy tam załadować ponad siedemset funtów towaru? – zapytał z ożywieniem Eastman. Parker pokręcił głową.
– Powiedziałem pięćset to pięćset. Mam zamiar włożyć do głowicy parę baterii. Zastanawiał się pan, w jaki sposób odpalić tę torpedę?
– To pan jest ekspertem – odparł Eastman. – Proszę mi powiedzieć.
– Są trzy sposoby. Można ją wystrzelić z wyrzutni umieszczonej pod wodą, jak na okręcie podwodnym, z wyrzutni nad woda, jak na niszczycielu, albo z samolotu. Tego ostatniego bym nie polecał, kiedy chodzi o cenny ładunek. System naprowadzania może ulec uszkodzeniu.
– W porządku – zgodził się Eastman. – Samolot odpada. A pozostałe możliwości?
– Nie przypuszczam, żebyście mogli zdobyć niszczyciel – powiedział z zadumą Parker. – A zainstalowane gdzie indziej wyrzutnie torped są jakby trochę nie na swoim miejscu, jeśli rozumie pan, co mam na myśli. Chyba najlepiej będzie wystrzelić je spod wody – sprawnie i dyskretnie. Oznacza to jednak, że potrzebujemy statku o dużej wyporności.
Eastman skinął głową.
– Podoba mi się pańskie rozumowanie. Brzmi logicznie.
– Tam, gdzie załatwił pan tę torpedę, powinien pan też dostać wyrzutnię, z jakich korzystają okręty podwodne. Do odpalenia ładunku mogę wykorzystać butle z powietrzem.
– Będzie pan miał tę wyrzutnie – obiecał Eastman. Parker ziewnął i oznajmił:
– Jestem zmęczony. Zrobię panu wykaz na jutro.
– Szefowa kazała dzisiaj – zauważył Eastman.
– Więc będzie musiała poczekać, do cholery – odburknął Parker.
– Jestem tak zmęczony, że nie mogę myśleć. To nie będzie robota od ręki i osiem godzin niczego nie zmieni.
– Przekażę jej pańskie słowa – powiedział drwiąco Eastman.
– Zrób to, kolego – odparł Parker. – Ustalmy od razu zasady współpracy, dobrze? – popatrzył Eastmanowi w oczy. – Jeśli chce pan, żebym się śpieszył – proszę bardzo, ale nie ręczę za efekty. Kiedy pracuję po swojemu, daję gwarancję. – Uśmiechnął się. – Nie chcielibyście stracić tej torpedy z pełnym ładunkiem narkotyków, prawda?
– Nie, do diabła! – na samą myśl o tym Eastman mimo woli się wzdrygnął.
– No właśnie – powiedział Parker, odprawiając go ruchem dłoni.
– Niech pan teraz stąd zjeżdża i wróci rano, około dziesiątej. Wtedy wykaz będzie gotowy. Wiemy już, gdzie mamy spać.
– W porządku – odparł Eastman. – Wrócę jutro. – Przeszedł przez szopę i zaczął wchodzić po drewnianych schodach. Kiedy dotarł na górę, odwrócił się. – Jeszcze jedno. Niech nikt z was się stąd nie oddala. Ali ma tego dopilnować. To kawał drania, kiedy się go rozdrażni, więc uważajcie.
– Będziemy na niego uważać – stwierdził Abbot. Eastman uśmiechnął się jowialnie.
– Nie to miałem na myśli, ale wiecie, o co chodzi. – Otworzył drzwi i usłyszeli, jak mówi coś ściszonym głosem. Kiedy zniknął, pojawił się Ali. Nie zszedł po schodach, lecz stał oparty o poręcz i obserwował ich.
Abbot spojrzał na Parkera.
– Trochę go przydusiłeś, co?