- A więc zostanę tu, w kosmosie - wybuchnęła.
- Gdzie? Jedynymi obszarami, w których panują warunki całkowitej nieważkości, są zakłady produkcyjne, a ty nie masz kwalifikacji, żeby w którymś z nich pracować.
- No to, na miłość boską, oddaj mi jedną z tych gondol, tych małych kul, Bryce. Gwarantuje ci większy zwrot twojej inwestycji niż może ci przynieść gondola fabryczna i ja... - głos się jej załamał - ...będziesz miał mnie na każde skinienie.
Uśmiechnął się leniwie.
- Tak, ale kiedyś mogę się tobą znudzić. Moja matka ostrzegała mnie bardzo przed podejmowaniem nieodwołalnych decyzji w stosunku do kobiet. Szczególnie tych nieoficjalnych. Poza tym seks w stanie nieważkości wydaje mi się zbytnio wyczerpujący, podobnie jak monotonna dieta.
Niemal odzyskałem głos i znowu go straciłem. Byłem zadowolony, że Carrington jej odmawia, ale sposób, w jaki to robił sprawił, iż zapragnąłem jego krwi.
Shark również zaniemówiła na pewien czas. Kiedy się odezwała, głos miała niski, napięty, niemal błagalny.
- Bryce, to tylko sprawa odpowiedniego rozłożenia w czasie. Jeżeli nadam jeszcze dwa tańce w ciągu najbliższych czterech tygodni, będę miała świat, do którego można wracać. Jeżeli musiałabym teraz wrócić na Ziemie i czekać rok albo dwa, ten trzeci taniec przejdzie bez echa - nikt go nie będzie oglądał i nie będą już pamiętali dwóch pierwszych. To moja jedyna szansa, Bryce. Pozwól mi zaryzykować. Panzella nie może na pewno stwierdzić, że cztery tygodnie mnie zabiją.
- Nie mogę gwarantować, że je przeżyjesz - powiedział doktor.
- Nie może pan gwarantować, że którekolwiek z nas przeżyje dzisiejszy dzień - warknęła.
Znów odwróciła się w stronę Carringtona i utkwiła w nim wzrok. - Bryce, pozwól mi zaryzykować. - Jej twarz dokonała straszliwego wysiłku i wykrzywiła się w uśmiechu. - To ci się opłaci.
Carrington smakował ten jej uśmiech i pełne poddanie w jej głosie jak człowiek rozkoszujący się czerwonym winem. Miałem chęć rozszarpać go własnymi rękoma i zębami na kawałki i jednocześnie modliłem się, żeby dorzucił jeszcze jedno okrucieństwo, aby ostatecznie odwieść ją od tego zamiaru. Ale nie doceniłem jego rzeczywistego okrucieństwa.
- Prowadź dalej swoje próby, moja droga - powiedział w końcu. - Podejmiemy ostateczną decyzje, gdy przyjdzie na to czas. Będę musiał to przemyśleć.
Nie pamiętam, abym kiedykolwiek w życiu czuł się równie bezradny jak wtedy, równie bezsilny. Wiedząc, że to daremne, powiedziałem:
- Sharo, nie mogę pozwolić, abyś ryzykowała życiem...
- Ja to zrobię, Charlie - przerwała mi - z tobą czy bez ciebie. Nikt nie rozumie tego co robię na tyle dobrze, żeby to rejestrować tak jak ty, ale jeśli chcesz się wycofać, nie mogę cię zatrzymywać.
Carrington obserwował mnie z jakimś obojętnym zainteresowaniem.
- No wiec? - nalegała.
ZaklÄ…Å‚em szpetnie.
- Znasz odpowiedź.
- No to bierzmy siÄ™ do roboty.
***
Nowicjusze są transportowani na ciężarnych kijach od mioteł. Starzy wyjadacze zwieszają się na rękach ze śluzy i dyndają, trzymając się uchwytów po zewnętrznej stronie wirującego Pierścienia (nie jest to trudne przy ciążeniu mniejszym niż połowa ziemskiego). Zwracają się twarzą w kierunku wirowania i kiedy pod horyzontem pojawia się miejsce przeznaczenia, po prostu puszczają uchwyt. Niezbędnych korekt kursu dokonuje się za pomocą silniczków rakietowych wbudowanych w rękawice i buty. Pokonywane odległości nie są duże. A jednak tacy śmiałkowie stanowią tylko nieliczną gromadkę starych wyg.