Skończyła architekturę, mówiła o wielu zajęciach na mieście, często wychodziła z domu.
Mnie to nawet nie bardzo przeszkadzało, odwiedzałem dyrektora, pisałem pracę dyplomową, co jakiś czas robiłem sobie trochę gimnastyki w klubie, gdzie dawniej podnosiłem ciężary. Poza tym lubiłem siedzieć w domu sam, mieszkaliśmy ładnie, nowe bloki, Saska Kępa, siódme piętro, widok na Wisłę. Wszystko było proste, a dawne sprawy, znajomości i napięta ostrość sprzed ślubu odsuwały się coraz dalej, robiły prawie nierealne. Potem dowiedziałem się, że Agę widywano ciągle z pewnym znanym architektem, że widywano ich na dansingach w hotelu i potem w jego samochodzie. Przemyślałem sprawę i doszedłem do wniosku, że ludzie się zmieniają, i tego samego wieczoru, kiedy wróciła do domu, powiedziałem jej o wszystkim z uśmiechem, pogar-9
dliwie, lekceważąco cedzÄ…c sÅ‚owa, a ona staÅ‚a jeszcze w palcie w dużym hallu naszego mieszkania i nie mówiÅ‚a na razie nic. Wtedy wyminÄ…Å‚em jÄ…, trzasnÄ…Å‚em drzwiami i zbiegÅ‚em z siódmego piÄ™tra, czekajÄ…c ciÄ…gle i nasÅ‚uchujÄ…c jej woÅ‚ania i stuku obcasów. Potem czekaÅ‚em jeszcze chwilÄ™ przed domem, zanim wyprowadziÅ‚em Volkswagena z wygodnie pod domem usytuowa-nego garażu i pojechaÅ‚em do kawiarni w Hotelu. W kawiarni przysiadÅ‚em siÄ™ do paru znajomych osób – szykowali siÄ™ gdzieÅ› na wieczór, rozmawiali o innych znajomych, tych, którzy już tu nie przychodzÄ…, poszli w górÄ™ albo w dół. ZostaÅ‚o już nie tak wielu. Mnie uważali za tego, który poszedÅ‚ w górÄ™. Pytali o Volkswagena – sÅ‚uchaÅ‚em coraz mniej uważnie, zastanawiajÄ…c siÄ™, dlaczego przegraÅ‚em rozmowÄ™ z AgÄ…, dlaczego za mnÄ… nie wybiegÅ‚a, i wtedy pierwszy raz zaczÄ…-
łem myśleć o różnych konsekwencjach. Potem wyszedłem, chociaż serdecznie mnie zapraszali, ale ja wtedy już w myślach rozgrywałem sprawy z Agą, a ich zaproszenia też były inne, za ser-deczne. Więc wróciłem do domu, odstawiłem samochód do garażu. W windzie przejrzałem się uważnie w lustrze, patrzyłem na cofnięte włosy i poszerzoną twarz, potem szybko odsunąłem się i już przed samym zatrzymaniem windy spróbowałem wyprowadzić parę ciosów.
PodniosÅ‚em jÄ… krzykiem na nogi, ona też zaczęła krzyczeć, uderzyÅ‚em jÄ…, kiedy powiedziaÅ‚a, że jÄ… oszukaÅ‚em. Cofnęła siÄ™ i przestaÅ‚a mówić. ZrobiÅ‚a siÄ™ bardzo spokojna i szÅ‚a w stronÄ™ drzwi. ZrozumiaÅ‚em, o co jej chodzi. WyczuÅ‚em, że to uderzenie uÅ‚atwia jej sytuacjÄ™, wiÄ™c zÅ‚a-paÅ‚em jÄ… za rÄ™kÄ™ i uderzyÅ‚em drugi raz, mocno, i wtedy wreszcie zaczęła pÅ‚akać. ByÅ‚em strasznie zdenerwowany, ale poczuÅ‚em wielkÄ… ulgÄ™, i rzeczywiÅ›cie, nie chciaÅ‚a już wyjść. RozmawialiÅ›my potem dÅ‚ugo, wtedy jeszcze opanowaÅ‚em sytuacjÄ™. Przez jakiÅ› czas nie wypuszczaÅ‚em jej samej, chodziliÅ›my razem do Hotelu, spotykaliÅ›my architekta, ale on wycofaÅ‚ siÄ™ zupeÅ‚nie – miaÅ‚em jednak metr osiemdziesiÄ…t pięć i podkreÅ›lone marynarkÄ… szerokie ramiona. ZresztÄ… Aga już nie traktowaÅ‚a go poważnie.
– Na tym na razie koÅ„czymy. Leonie, proszÄ™ o Å›wiatÅ‚o.
Zmrużyłem oczy, zaatakowane nagłym błyskiem przemyślnie umieszczonych żarówek.
– Teraz bÄ™dzie herbata, wieczorna herbata nie tylko w Anglii jest instytucjÄ…. PrzetÅ‚umacz, Leonie. Eryku, bÄ…dź Å‚askaw sprawdzić, czy ktoÅ› nie dzwoniÅ‚. Nie? To zabawne. Mam po tej Afryce sÅ‚uchowe fantasmagorie. Jaka szkoda, że Aga straciÅ‚a dzisiejszy wieczór. – To już powiedziaÅ‚a ciotka do mnie, ale nade mnÄ….
– ZupeÅ‚nie nie rozumiem – rozÅ‚ożyÅ‚em bezradnie rÄ™ce.
Dyrektor dystyngowanym ruchem podciÄ…gajÄ…c mankiet ukazaÅ‚ zÅ‚oty kwadratowy zegarek ze stoperem i kalendarzem. – DziewiÄ…ta godzina, ależ nam zleciaÅ‚o!
Wuj Leon wrócił z kuchni manewrując egzotyczną tacą z dziwacznie drążonymi filiżankami.
Parowała w nich herbata zakupiona w drodze powrotnej s t a m t ą d. Angielka spróbowała i na-dała twarzy wyraz zachwytu. Potem coś szybko mówiła do Leona.
– Chodzi o tÄ™ historiÄ™ z czasów okupacji... – zaczÄ…Å‚ Leon.
– Rozumiem – przerwaÅ‚a ciotka. – ObiecaÅ‚eÅ› – uÅ›miechnęła siÄ™ do dyrektora.
– No, no. Czy uważasz, doprawdy, że to interesujÄ…ce? – skromnie skrzywiÅ‚ siÄ™ dyrektor.
Angielka wyciągnęła z torebki zgrabny bloczek z wybitym na wierzchu tytułem liberalnego tygodnika. Pod uważnym spojrzeniem ciotki pociągnąłem mały łyk herbaty i prawie dorówna-
łem Angielce zachwyconym uśmiechem. Dyrektor mógł opowiedzieć jak zawsze jedną z trzech historii: o gołębiarzu, o czołgach i o granacie. Byłem nawet ciekaw, którą wybierze. Stosunko-wo najznośniejsza była o czołgu. Dyrektor, pogodnie uśmiechnięty, spojrzał kokieteryjnie na Angielkę, kreślącą wstępne uwagi srebrzystym długopisem.
– Tylko, rozumie siÄ™, bez nazwisk. Without names, rozumie siÄ™.
– Of course – kiwnęła ze zrozumieniem gÅ‚owÄ… Angielka.
– Przypomnij jeszcze, Leonie, że my, niestety, spÄ™dziliÅ›my okupacjÄ™ w Rumunii.
– StojÄ™ wiÄ™c w oknie piÄ…tego piÄ™tra – pÅ‚ynnie, z wprawÄ… zaczÄ…Å‚ dyrektor – pode mnÄ… baryka-da, za niÄ… Niemcy. Chaos, pożary. RepetujÄ™, strzelam, repetujÄ™, strzelam, Å‚uski siÄ™ sypiÄ…... Nagle goÅ‚Ä™biarz!...
10
Piętnaście po dziewiątej. Aga może już być w domu. Ciekawe, jak wyglądała ich rozmowa.