pisma, coutrudnia³o jej odczytanie poszczególnych wyrazów:Ja, kardyna³ Enoch, piszê tê poufn¹ notatkê wiedz¹c, ¿e nie mo¿e ona byædo³¹czonado... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Piszê tê notatkê jako ostrze¿enie dla samego siebie,
g³ównie dla
samego siebie, jak równie¿ dla innych, którzy byæ mo¿e przeczytaj¹ j¹ kiedyœ,
chocia¿ w tej
chwili nie chcê, aby ktokolwiek inny dowiedzia³ siê o tym. Nie piszê tego z
obawy przed
zapomnieniem (bo ju¿ od wielu wieków niczego nie zapomnia³em), ale dlatego, ¿e
chcia³bym
przelaæ na papier moje spostrze¿enia dotycz¹ce tej sprawy i uczucia (o ile mam
jakieœ
uczucia) oraz strach (a mo¿e w³aœnie szczególnie strach i lêk), zanim czas
zmieni ju¿ moje
doznania.
Chcia³bym to wydarzenie nazwaæ „drobnym incydentem”, bo uwa¿am, ¿e nie by³o to
nic bardziej znacz¹cego, chocia¿ zdecydowanie wa¿niejsze bêd¹ jego nastêpstwa.
Przez
d³u¿szy czas czuliœmy siê bezpiecznie w naszym ma³ym, odizolowanym œwiatku
po³o¿onym
na samym krañcu galaktyki, w regionie posiadaj¹cym zaledwie kilka gwiazd i to w
dodatku
tak nieatrakcyjnych, ¿e nikt na nie nie zwraca uwagi. Ale teraz, po ostatnich
wydarzeniach nie
jestem ju¿ taki pewien naszego bezpieczeñstwa. ¯aden z moich kolegów nie da³ mi
do
zrozumienia, ¿e drêcz¹ go podobne obawy, a ja z kolei nie chcia³em daæ po sobie
poznaæ, co o
tym myœlê.
Z tego w³aœnie powodu - poniewa¿ nie chcê wtajemniczaæ nikogo w moje
przemyœlenia (w³aœciwie nie wiem, dlaczego) oraz z obawy, ¿e po pewnym czasie
móg³bym
podœwiadomie zacz¹æ lekcewa¿yæ mój lêk (który uwa¿am za nie pozbawiony podstaw)
- piszê
tê notatkê, aby przypomnieæ, ¿e sprawa ta jest powa¿na i jestem przekonany, i¿
moje obawy
s¹ uzasadnione i logiczne oraz musz¹ byæ rozwa¿one z punktu widzenia naszej
przysz³oœci.
Wczoraj Z£O¯ONO NAM WIZYTÊ. Goœcie niepodobni byli do ¿adnej z istot, jakie
spotykali nasi S³uchacze. Jestem pewien, ¿e wielu nie zauwa¿y³o nawet przybycia
tych
stworzeñ, poniewa¿ wydawa³o im siê, ¿e widz¹ jedynie bañki mydlane. Tym niemniej
uda³o
mi siê dostrzec parê razy istoty znajduj¹ce siê w œrodku baniek i wiem, ¿e by³
to jedynie ich
œrodek transportu. I kiedy przygl¹da³em siê dziwnemu pojazdowi, na kilka sekund
stan¹³em
twarz¹ w twarz z istot¹ wygl¹daj¹c¹ z bañki. Twarz, bo jestem pewien, ¿e by³a to
twarz,
chocia¿ niepodobna do twarzy robota ani cz³owieka, by³a czymœ w rodzaju
unosz¹cego siê
ob³oczka dymu. Wiem jednak, ¿e by³a to twarz. Twarz zmienna, podobna do kawa³ka
plasteliny, który mo¿na kszta³towaæ na ró¿ne sposoby. Nigdy nie zapomnê wyrazu
tej twarzy,
gdy przygl¹da³a mi siê z odleg³oœci zaledwie paru metrów. Zauwa¿y³em na niej
uœmiech
pe³en zadowolenia i pogardy, coœ jakby Bóg spogl¹da³ na chlew ze œwiniami.
Widz¹c to
bezgraniczne lekcewa¿enie ca³y wewn¹trz zadr¿a³em. Sta³em siê ma³ym, strachliwym
robaczkiem u¿alaj¹cym siê nad samym sob¹ i swoimi kolegami, nurzaj¹cym siê w
plugastwie
swego upodlonego towarzystwa, czuj¹cym, ¿e wszystko, co robi³em i robiê, nie
jest nic warte.
Baniek by³o kilkanaœcie, ale nikt nie próbowa³ ich nawet liczyæ. Pojawi³y siê
równie
nagle, jak znik³y, nie zagrzewaj¹c u nas miejsca. Widzieliœmy je nie d³u¿ej ni¿
przez dziesiêæ
minut, powiedzia³bym nawet, ¿e znacznie krócej. Zaledwie zorientowa³em siê, ¿e
wyjrza³y z
nicoœci, ju¿ ich nie by³o.
Goœcie poœwiêcili nam niewiele czasu, najwyraŸniej dochodz¹c do wniosku, ¿e nie
maj¹ go zbyt wiele, by traciæ go tutaj. Zapewne zreszt¹ nie trzeba im by³o
wiêcej czasu. Dam
g³owê, ¿e dostrzegli znacznie wiêcej, ni¿ jesteœmy sobie w stanie wyobraziæ.
Rzucili na nas
okiem z rozbawieniem, wiedz¹c, kim jesteœmy i co robimy, po czym prawdopodobnie
wykreœlili nas ze swojej listy zainteresowañ, jako punkt bez wiêkszego
znaczenia.
Byæ mo¿e nie s¹ dla nas niebezpieczni, ale wiemy ju¿ (a przynajmniej ja wiem),
¿e
wiedz¹ o naszym istnieniu (nawet jeœli siê nami nie zamierzaj¹ interesowaæ) i
dlatego nie
czujê siê ju¿ bezpieczny. Sam fakt, ¿e nasza obecnoœæ zosta³a dostrze¿ona, rodzi
ró¿norakie
niebezpieczeñstwa. Jeœli potrafili nas przypadkowo znaleŸæ i przejrzeæ nasze
plany (nawet
jeœli zdecydowali, i¿ nie jesteœmy warci marnowania ich cennego czasu) mog¹
pojawiæ siê
inni (bo przecie¿ na pewno s¹ tak¿e inni), którzy równie ³atwo nas wytropi¹.

Tematy