– Odsuń się ode mnie – rzuciłam ostro. Pomyślałam o schowanej w torbie broni.
– Nie odejdę, dopóki mi nie powiesz, co jest grane.
– Jeśli się nie odsuniesz, zacznę krzyczeć.
– Nie zaczniesz – mruknął.
– HENRY!
– Ciiii!
– HENRY!
U Henry’ego zapaliło się światło. W drzwiach dostrzegłam jego twarz.
– RATUNKU!
– Suka – rzucił Tommy.
Henry wyszedł na podwórko z kijem baseballowym w dłoni. Tommy spojrzał na niego, odwrócił się i odszedł demonstracyjnie wolnym krokiem, pełen pogardy dla nas obojga. Henry przeszedł szybko przez podwórko. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby był aż tak wściekły. Na chodniku słyszałam oddalający się stukot butów Tommy’ego.
– Co się stało? Dzwonić na policję?
– Nie. Kiedy tu przyjadą, jego już nie będzie.
– Zrobił ci krzywdę?
– Nie, ale przestraszył mnie na śmierć.
– Powinnaś to zgłosić na policję. Będą mieli to w aktach, jeśli on jeszcze raz tu się pojawi.
– W poniedziałek porozmawiam z Jonahem.
– Sama rozmowa nie wystarczy. Ten facet jest niebezpieczny. Musisz załatwić sobie nakaz sądowy, żeby trzymał się z dala od ciebie.
– Nie sądzę, żeby wiele to pomogło. Naprawdę, nic mi nie jest. Pomożesz mi wnieść to do środka?
– Jasne. Otwórz tylko drzwi.
Niedziela była posępna i zalana deszczem. Cały dzień spędziłam, leżąc wyciągnięta na kanapie. Ubrana w ciepły dres przeczytałam od deski do deski całą powieść i zaraz zabrałam się do następnej. Miałam w zapasie jeszcze dwie, więc przyszłość malowała się w różowych barwach.
O piątej po południu zadzwonił telefon. Wysłuchałam sekretarki, by się zorientować kto dzwoni, zanim podniosę słuchawkę. Fiona. Poczułam tak wielką ulgę, że niemal zapałałam do niej sympatią.
– Przepraszam, że nie miałam okazji porozmawiać z panią wczoraj po nabożeństwie. Blanche urodziła wczoraj po południu.
– Naprawdę? Serdeczne gratulacje. Co tym razem?
– Dziewczynka. Waży trzy i pół kilo. Nazwali ją Chloe. Poród zaczął się już w kaplicy. Po nabożeństwie Blanche i Andrew pojechali prosto do szpitala. Nie było nawet czasu, żeby zainstalować ją na sali porodowej. Urodziła na wózku na korytarzu.
– Rzeczywiście mieli mało czasu. Jak się czuje Blanche?
– Dobrze. Dziecko musi jeszcze zostać parę dni w szpitalu z powodu żółtaczki, ale poza tym wszystko jest w porządku. Dzisiaj odbieramy Blanche. Powiedziałam jej, że zajmę się jutro dziećmi, żeby mogła dojść do siebie. Chciałabym, żeby wreszcie podwiązała sobie jajowody i skończyła z tym raz na zawsze. Nie może stale wyrzucać z siebie dzieci. To śmieszne.
– Na pewno z ulgą przyjęła pani wiadomość, że wszystko przebiegło bez komplikacji.
– Prawdę mówiąc, dzwonię w zupełnie innej sprawie. Wczoraj wieczorem, kiedy jechałam do szpitala odwiedzić Blanche, zauważyłam białe volvo Crystal zaparkowane na podjeździe domu przy Bay. Zna pani tę okolicę i wie, jak trudno tam znaleźć miejsce. Parking przy szpitalu był pełny, musiałam więc krążyć, żeby móc zostawić gdzieś samochód. Wtedy zobaczyłam to volvo. Wzbudziło to oczywiście moją ciekawość, więc pojechałam tam dziś rano. Samochód znów tam stał. Zakładam, że może pani bez trudu sprawdzić, do kogo należy ten dom.
– Oczywiście. Proszę tylko podać mi adres. – Zanotowałam wszystkie szczegóły, po czym spytałam: – Dlaczego tak to panią interesuje?
– Sądzę, że w końcu pokazała swoje prawdziwe oblicze. Słyszała pani na pewno plotki o jej romansie z trenerem, Clintem Augustinem. Nie pamiętałam o tym do chwili, gdy zauważyłam jej samochód. To dało mi sporo do myślenia. Bez względu na to, co ona knuje, chyba warto to sprawdzić, prawda?
– Zakładając oczywiście, że to była ona.
– Na rejestracji samochodu widziałam wielki napis „Crystal”.
– A skąd pani wie, że to ona prowadziła? Za kierownicą mógł siedzieć ktokolwiek.
– Wątpię. Kto na przykład?
– No nie wiem. Może Rand albo Nica, ktoś ze służby.
– Melanie też to sugerowała, choć nie mam pojęcia, dlaczego tak jej bronicie. Zadzwoniłam do detektywa Paglii i powiedziałam mu, że zajmie się pani tą sprawą. Poinformowałam go też, że powinni to byli zbadać na samym początku.
Detektyw Paglia z pewnością w pełni docenił jej starania.
Kiedy skończyłyśmy rozmowę, wykręciłam numer siłowni. Telefon odebrał Keith. W tle słyszałam szczęk podnoszonych ciężarów. Niektórzy nie odpuszczają sobie nawet w niedzielę.