– Jacka? Jacek to mój kolega gimnazjalny.
– Aha! A ja poznałam go u pani Krotyszowej. Pewno pan słyszał.
– Pani Krotyszowa?... Nie.
– Ach, to taki dom, gdzie zawsze pełno uczonych, literatów, poetów. Pani Barbara jest
intelektualistką – dodała z powagą.
– Ale, przepraszam, panno Lusiu, czy... czy pani musi pracować?
– Ano właściwie muszę.
– A Terkacze? Przecie to ładny kawałek ziemi i zdaje się pani wyłączna własność?
– I cóż z tego? Wuj Szczerkowski oddał w dzierżawę, ale to przynosi grosze. Sam Pan wie:
zabudowań nie ma, wszystko zryte okopami i pociskami. Dzierżawca, niejaki Olszewicz,
postawił sobie prowizoryczne budynki z desek i sam klepie biedę.
– Była tam pani?
– Nie.
Józef uśmiechnął się smutno:
– Wie pani co? Musimy kiedyś latem wybrać się do Terkacz.
Spojrzała nań z rozczuleniem.
– Pojedziemy razem, na parę bodaj godzin – mówił wzruszony – taka mała pielgrzymka.
49
– Dobrze. Pan ma złote serce. Tak się cieszę, żeśmy się spotkali!
– I ja. Bardzo.
Niemal godzina upłynęła im na odszukiwaniu w sobie nieco chaotycznych wspomnień,
przeplatanych opowiadaniem Lusi o jej kolejach życia.
Otoczył ich nastrój czułości i naturalnego ciepła.
Musieli się wreszcie rozstać, bo wujenka Szczerkowska byłaby niezadowolona ze
spóźnienia na obiad. Domaszko odprowadził pannę Lusię na Wilczą.
– Oczywiście, jeżeli pozwoli pani to w najbliższych dniach złożę państwu Szczerkowskim
wizytę.
– Najlepiej jutro. Wujenka na pewno ucieszy się. Jutro jest sobota, to jest taki nieoficjalny
„żurek” wujenki. Niech pan koniecznie przyjdzie. O piątej!
– Przyjdę na pewno. Do widzenia, panno Lusiu. Jak to góra z górą... Miałem dziś
szczęśliwy dzień.
– O i ja też – powiedziała po prostu – do widzenia, do jutra!
Józef szedł gwiżdżąc i wymachując z lekka parasolem. Chętnie wywijałby nim na cały
chodnik, ale co by o nim pomyśleli ludzie.
– Jakaż ona śliczna i jaka miła... Lusia. Lusia to jest bardzo ładne imię.
Przyszło mu na myśl, że na przykład Rosiczka... To brzmi nienaturalnie, dziwacznie,
wręcz pretensjonalnie...
Chętnie nie poszedłby do mecenasostwa dziś wieczór. Wprawdzie nie był tam wczoraj, ale
z panią mecenasową i z Rosiczką widział się w Zachęcie, więc jego nieobecność dałaby się
usprawiedliwić.
Po obiedzie wstąpił do biura, by spokojnie i z ołówkiem w ręku sprawdzić kalkulację tego
łajdaka Weisblata. Nie ulegało wątpliwości, że ryzyko było minimalne i że kokaina musi dać
swoje czterysta pięćdziesiąt procent czystego zysku, nawet gdyby co dziesiąty transport
przepadł.
Wątpliwości natury moralnej topniały w Józefie w miarę przekonywających perswazji
Mecha. Ten doskonale był poinformowany o różnych geszeftach, robionych przez wszystkich
na prawo i na lewo.
Rozważania te na tyle poprawiły humor Józefa, że około ósmej poszedł do Neumanów.
W salonie siedział stary pan Huszcza, ojciec narzeczonego Nuny. Przeglądał ilustracje i
mruczał coś pod nosem.
– Takich to czasów dożyliśmy – przywitał Domaszkę.
– A co się stało?
– Co się stało, co się stało! Wciąż dzieje się diabli wiedzą co! Wszystko ci socjaliści,
masoni i...
Obejrzał się i pochylając się do Józefa zakończył:
– ... i Żydzi. Nie mówię panie, o Neumanach, bo to porządny dom, ale za dużo tego na
świecie.
– Przecież Neumanowie to nie Żydzi – zdziwił się Józef.
– Kto to może wiedzieć – wzruszył ramionami stary Huszcza – wygląda, że nie. Ale
zawsze nazwisko obce. Nierasowi Polacy. Niech pan mi wierzy, że dużo mnie kosztowało,
zanim zgodziłem się na małżeństwo syna z ich córką.
Józef, który zarówno z własnych obserwacji, jak i od znajomych wiedział, że stary
gwałtownie parł do tego małżeństwa, uśmiechnął się nieznacznie.
– Co? – poderwał się stary – może pan myśli, że ja na pierwsze zaręczyny Wacka inaczej
patrzyłem?
– Ależ bynajmniej...
: – Nie, nie, panie. Muszę panu wyjaśnić. Panna Monier pochodziła z Francuzów, a to co
innego. Bratni naród, wielowiekowa przyjaźń, wspólnota kulturalna, panie, to co innego!
50
– Dlaczego tedy nie doszło małżeństwo do skutku?
– Ha... Sam pan wie, że Monier zbankrutował. W takich warunkach...
Weszła majestatycznie pani mecenasowa:
– Bardzo panów przepraszam... Witam... witam... Moje panny zaraz będą gotowe. Miałam
dziś trochę migreny... A gdzież to pan Wacław?
Huszcza nie umiał tego wytłumaczyć. Może trening, a może jakieś posiedzenie. Ci
sportowcy najwięcej trenują się w posiedzeniach.