Halina Strzemska patrzyła zamyślona, z tęsknotą w oczach, na te odległe majaki szczytów
górskich, jakąś mgławicą niedosiężną owiane. Nęciły ją te mgławice i zaciekawiały. Nie była
sama. Stał obok niej nieodstępny jej towarzysz, Hindus rodowity, doktor-filozof i zamiłowany
szperacz w księgach Braminów, Mahawastu Dżhanu z Benares. Byt bardzo wysoki, smukły i
gibki, niezwykle poważny w stroju narodowym. Biały jedwabny turban odcinał się malowni-
czo od ciemnej, gładko wygolonej jego twarzy. Rysy miał wybitne, jakby ulane z brązu, oczy
głębokie, czarnoopalowe, z przebłyskiem lawy i emalii, smutne i chmurne w wyrazie. Czarne
brwi schodziły mu się nad nosem, klasycznie zagiętym w nieznaczny orli garb. Pionowa
bruzda myśli na czole dzieliła te dwa czarne łuki brwi. Płaszcz biały, luźny, spływał z jego
ramion niby toga grecka.
Strzemska wskazała towarzyszowi ostre chmurzyska gór.
– Ach, tam muszę jeszcze być, tam się ukryć, zgubić. Co jest tam, w samym rdzeniu Hi-
malajów?
Mahawastu Dżhanu uśmiechnął się i rzekł niskim głosem:
– Tam mieszka Kuwera, Pluton hinduski; wedle podań naszych archaicznych Kuwera
strzeże pod ziemią skarby bezcenne, by je świat nie ujrzał i nie skaził swą pożądliwością. Są
tam jeszcze bogactwa niezmierne dotąd ludziom nieznane, są iskrzące się gwiazdy, które
Kuwera podstępnie zdjął z firmamentu i skrył w swych pieczarach; jest złoty pył słoneczny,
którym słońce sypnęło niegdyś w darze dla najpiękniejszej kobiety, jaką ujrzało na ziemi.
Lecz cudna ta niewiasta nie była godną monarszego hołdu słońca.
– Dlaczego owa niewiasta nie była godną złotego pyłu słońca?
– Posiadała tylko ciało i cześć dla jego piękności, lecz nie miała w sobie ducha.
– Jakże słońce odczuło w niej brak ducha?
– Niewiasta posypała sobie hebanowe włosy złotym pyłem słonecznym i pobiegła do je-
ziora, by się nacieszyć urodą swoją. Nie odczuła wartości daru i jego twórczej genezy. Wów-
73
czas słońce przyćmiło się z bólu, że piękność kobiety była tylko zmysłową. Złoty pył z jej
hebanowych włosów znikł, bo słońce obdarzyło nim najdzielniejszego na ziemi mężczyznę.
Lecz on nie był także godnym królewskiego daru.
– Dlaczego?
– Bo miał w sobie tylko popędy materialistyczne i cześć dla użycia materialnego. Otrzy-
mawszy złoty pył słoneczny, jął go przerabiać na mamonę z chciwą żądzą bogactwa zmysło-
wego. Nie odczuł duchowej wartości daru i twórczej genezy. Wówczas słońce pociemniało z
bólu, że siła i dzielność męska dąży tylko do materialnego użycia i rozżalone oddało złoty pył
Kuwerze, by go ukrył w swym skarbcu. Kiedyś, kiedyś Kuwera ma obdarzyć nim piękną
niewiastę, w której duch przeważać będzie nad zmysłami tak, że o urodzie swej zapomni i
potrafi odczuć twórczą wartość daru. Kuwera może obdarzyć złotym pyłem mężczyznę, jeśli
będzie to człowiek, w którym przy sile i dzielności duch przeważy nad materializmem i który
potrafi odczuć istotną, twórczą genezę daru. Kuwera strzeże złoty pył słońca jako przyszłą
nagrodę za zwycięstwo ducha nad zmysłami, by ukoronować nim zwycięzcę.
– Ale go dotąd jeszcze nie oddał nikomu – rzekła Halina.
– Nie oddal nikomu – powtórzył jak echo Mahawastu Dżhanu. – Jest podanie, że odda
wówczas dopiero, gdy zgaśnie słońce, bo wtedy kobiety nie ujrzą kwiatu swojej urody a męż-
czyźni blasku mamony.
– Tak, ale wówczas w ciemnościach i złoty pył słońca stanie się szarym prochem bez
twórczej wartości i mocy. Straszny jest wyrok Kuwery – rzekła Halina.
Milczeli długo, zasłuchani we własne myśli, zapatrzeni w odległe górskie szczyty – wizje.
Mahawastu Dżhanu otoczył Halinę mocą swego spojrzenia i rzekł, wskazując ramieniem
ciemną dal:
– Widzi pani tę świetlistą gwiazdę jak złoty gwóźdź na niebie?
– Widzę. To może klejnot ze skarbca Kuwery?
– Nie, to jest klucz do nieznanego ludziom kraju, poza górami „Himawat”, czyli „Siedziby
Zimy”. Wedle hinduskich legend jest to wnętrze Himalajów. Za ich szczytami jest ów niezna-
ny świat. I tam Uttara-Kura, człowiek wszystkowidzący, stróżuje i czuwa na krańcach siedzib
ludzkich. Ta gwiazda to klucz, który zamyka wrota światów realnych.
– Może znajdziemy się tam kiedy w innych kreacjach, gdy dusze nasze przejdą w dosko-
nalsze twory istnień – rzekła Strzemska w zamyśleniu.
Mahawastu zniżył głos, nadając mu miękkość i harmonię.
– Pragnąłbym w obecnym życiu otworzyć z panią tym złotym kluczem inne światy, by za-
kosztować haszyszu nieziemskiego szczęścia... z nią.