Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Co za dużo, to niezdrowo.
Dwyer skinął głową.
- Kate też ich nie chciała. A ja nie wiem, czy znajdę dla nich miejsce. W końcu będę podróżował, wiesz...
- Przyślij je do mnie. Schowam je w bezpiecznym miejscu. Może po jakimś czasie Wesley będzie chciał je zobaczyć. - Rudolf przypomniał sobie zdjęcia, które zrobiła tego dnia Jean. Schowa je razem.
Dwyer znów skinął głową.
- Jeszcze drinka?
- Dziękuję. Nie jadłem obiadu. Nie poszedłbyś ze mną?
Dwyer pokręcił głową.
- To miło z twojej strony, Rudi, ale ja już jadłem. - Rudolf zorientował się, że Dwyer miał wyznaczone normy. Przyjmowanie jednej przysługi dziennie. Nie więcej.
Odstawili szklanki. Dwyer starannie wytarł wilgotne plamy.
Kiedy Rudolf opuszczał "Klotyldę", zabierał się znów do czyszczenia pachołków na dziobie.
Po zameldowaniu się w nowym hotelu Rudolf jadł obiad na tarasie wychodzącym na dolinę, która wyglądała jak zaprojektowana według obrazu Renoira. Po obiedzie zatelefonował do starego adwokata w Antibes. Wyjaśnił, że "Klotylda" jest do sprzedania, i poprosił, żeby adwokat występował jako pełnomocnik spadkobierców.
- Jeżeli najlepsza oferta, jaką pan dostanie, nie będzie sięgała co najmniej stu tysięcy dolarów, to proszę mnie zawiadomić. Wtedy ja kupię.
- To bardzo dżentelmeński gest z pana strony - powiedział adwokat; jego głos, zniekształcony przez druty telefoniczne, brzmiał cieniutko.
- Sprawa czystego interesu.
- Rozumiem - powiedział adwokat. Obydwaj wiedzieli, że to kłamstwo, co zresztą nie miało znaczenia.
Potem Rudolf zadzwonił do Johnny Heatha do Nowego Jorku i wszystko mu opowiedział.
- Ale gmatwanina - westchnął Heath. - Zrobię, co będę mógł. Niecierpliwie czekam na list od adwokata Kralerów.
Rudolf włożył spodenki kąpielowe i czterdzieści razy przepłynął basen. Do jego umysłu docierał jedynie plusk wody, a po wyjściu na brzeg odczuwał zdrowe zmęczenie w całym ciele.
Suszył się siedząc nad basenem i sącząc zimne piwo. Miał poczucie winy, że jest mu tak dobrze. Zastanawiał się, zły na siebie za tę myśl, jak by zareagował, gdyby go poproszono do telefonu i zakomunikowano nowinę, że samolot z jego rodziną na pokładzie spadł do morza.
Ogień i woda, powiedział Dwyer.
Rozdział VIII
Z notatnika Billy Abbotta, 1968
Rodzina. To jest temat. Miłość i zniszczenie. Niekoniecznie. Ale wystarczająco często, by znaleźć się w danych statystycznych. Dla Freuda scena tragedii greckiej - kazirodztwo, ojcobójstwo, inne intymne rozkosze. Strach pomyśleć, jak wyglądało życie rodzinne biednego doktora w Wiedniu.
Czy Jung był łagodniejszy? Muszę zapytać Monikę, tę krynicę mądrości. Uświadomiłem sobie, że ona nigdy nie mówi o swojej rodzinie. Szkielety w każdej szafie.
Nigdy nie widziałem Wesleya Jordacha. Biedny chłopak. Zagubiony przy tasowaniu kart. Czy zamordowanie ojca okaże się pożytecznym doświadczeniem dla jego duszy? Mój dziadek umarł, kiedy Rudolf i moja matka byli jeszcze stosunkowo młodzi, ale nie wydaje się, aby pogłębiło to jakoś zauważalnie ich dusze.
Lubiłem moją babkę, bo była mną oczarowana. Nie była oczarowana moją matką i nawet w dniu pogrzebu nie potrzebowała jej. Czy matka będzie mi w jakiś sposób potrzebna w dniu mojego pogrzebu? Mam przeczucie, że umrę młodo. Moja matka jest ze stali, będzie trwała wiecznie, przeżyje mężczyznę za mężczyzną.
Czy razi mnie jej zmysłowość? Tak.
A czy razi mnie moja zmysłowość, zmysłowość Moniki? Nie. Niesprawiedliwość to moneta wymieniana między pokoleniami.
Moja matka jest kobietą łatwo zmieniającą partnerów. Mój ojciec twierdzi, że kiedy był młodszy i mógł sobie na to pozwolić, równie łatwo zmieniał partnerki. Ja nie. Jako dziecko pijaka wystrzegam się grzechów, które widzę u rodziców.
Synowie się buntują. Córki uciekają. Ja nie zrobiłem ani tego, ani tego. Ukryłem się. Ułatwiło mi to wojsko. Ciekawe byłoby spotkanie z kuzynem Wesleyem; dotychczas mi nie znanym, i porównanie zapisów; w naszych żyłach płynie ta sama krew.