Każdy jest innym i nikt sobą samym.

A jeśli zadowala was przeszłość, co powiecie o teraźniejszości? Wczoraj na ulicy Saint-Merri łucznicy musieli poskramiać ludzi. Przeczytajcie, co piszą bajlifowie z Szampanii, Lyonu i Orleanu. Wszędzie krzyk, wszędzie skargi na zwyżkę cen zboża i nędzne płace. A ci, co krzyczą, Enguerrandzie, nie mogą pojąć, że to, czego domagają się i co chciałbym im dać, zależy od czasu, a nie od mojej woli. Zapomną
o moich osiągnięciach, a będą pamiętać tylko o moich podatkach. Zarzucą mi w przyszłości, że nie żywiłem mych poddanych...
Marigny słuchał; był teraz jeszcze bardziej zaniepokojo­ny słowami króla niż jego milczeniem. Nigdy jeszcze nie słyszał, aby przyznawał się do takich wątpliwości i okazy­wał tak wielkie zniechęcenie.
- Sire - rzekł - musimy rozstrzygnąć kilka spraw. Filip Piękny chwilę jeszcze patrzył na rozrzucone na
stole dokumenty z okresu swych rządów. Później wypros­tował się, jakby sobie samemu wydawał rozkaz.
- Tak, Enguerrandzie - rzekł - trzeba.
Cechą ludzi silnych nie jest to, że nie znają wahań
i wątpliwości leżących na dnie natury ludzkiej, lecz to, że je szybciej przezwyciężają.
IV
Lato króla
Po śmierci Nogareta Filip Piękny jakby oddalił się do jakiegoś kraju, gdzie nikt go nie mógł dosięgnąć. Wiosna rozgrzewała ziemię i domy; Paryż żył w słońcu; lecz król był jakby skazany na wewnętrzną zimę. Myśli jego nie opuszczało proroctwo wielkiego mistrza.
Często wyjeżdżał do jednej ze swych wiejskich rezyden­cji, gdzie wyżywał się w długich łowach; była to jego jedyna na pozór rozrywka. Zaraz jednak wzywały go do Paryża alarmujące sprawozdania. Sytuacja żywnościowa królestwa była zdecydowanie zła. Ceny żywności wzras­tały. Bogate prowincje nie chciały wysyłać nadwyżek do prowincji uboższych, ludzie często szemrali: „Za dużo sierżantów, za mało pszenicy". Odmawiali płacenia podat­ków. Buntowali się przeciw prewotom i poborcom skar­bowym. Korzystając z kryzysu odżyły ligi baronów w Bur­gundii i Szampanii i żądały przywrócenia dawnych praw feudalnych. Robert d'Artois podsycał niepokoje na zie­miach hrabiny Mahaut, wykorzystując ogólne niezadowo­lenie i skandal, wywołany na dworze królewskim przez księżniczki.
- Zła wiosna dla królestwa - powiedział pewnego dnia Filip Piękny w obecności Dostojnego Pana de Yalois.
- Mamy obecnie czternasty rok stulecia, mój bracie - odparł Yalois - a taki rok los zawsze piętnuje nieszczęściem. Przypomniał tymi słowami wzbudzające niepokój mnie­manie, dotyczące lat czternastych w kolejnych wiekach: 714 r. - najazd hiszpańskich muzułmanów; 814 r. - śmierć Karola Wielkiego i podział jego cesarstwa; 914 r. - najazd Madziarów31 i zarazem klęska głodowa; 1114 r. - utrata Bretanii; 1214 r. - koalicja Ottona IV pokonana w ostatniej chwili pod Bouvines... zwycięstwo na krawędzi katastrofy. Jedynie rok 1014 nie odezwał się tragicznym echem.
Filip Piękny spojrzał na brata, jakby go nie widząc. Opuścił rękę na kark charta Lombarda, głaszcząc go pod włos.
- Tym razem, mój bracie, nieszczęście jest wynikiem działalności waszego podłego otoczenia - podjął Karol de Yalois. - Marigny nie zna miary. Wykorzystuje wasze zaufanie i wciąga was na drogę, która jemu dogadza, ale nas gubi. Gdybyście posłuchali mojej rady w sprawie Flandrii...
Filip Piękny wzruszył ramionami, jakby tym gestem chciał powiedzieć: „Nic nie mogę na to poradzić".
Co jakiś czas wybuchały na nowo konflikty z Flandrią. Bogata, nieposkromiona Brugia zachęcała miasta do bun­tów. Hrabia Flandrii, korzystając z nie sprecyzowanego statutu prawnego, nie stosował się do obowiązujących ogólnie praw. Flandria zawierała i zrywała traktaty. Po układach wybuchały bunty. Sprawa flamandzka jątrzyła się jak nieuleczalna rana na ciele królestwa. Cóż pozostało po zwycięstwie pod Mons-en-Pévčle? Raz jeszcze należało użyć siły.

Tematy