Każdy jest innym i nikt sobą samym.

. .
— Nic podobnego, Żurawiu, żadna z nich tego nie chciała. . .
— Bogowie, ja go wcale nie zachęcałam, proszę, uwierz mi, nie chciałam tego, musisz mi wierzyć. . .
Przycisnął dłonie do skroni i potrząsnął głową. Nie rozumiał ani słowa z ich paplaniny.
— Proszę — powiedział słabo. — Nie wszystkie naraz.
Zamilkły natychmiast i Żuraw pomyślał przelotnie, że to. czego już doświad-
czył, może okazać się niczym w porównaniu z tym, co go dopiero czekało. Ko-
biety wpatrywały się w niego szeroko otwartymi oczami,
Pewnie wygl ˛
adam dokładnie tak, jak się czuję: jakby mnie przegnali boso
po rozżarzonych węglach. Oczekiwały Niezwyciężonego Bursztynowego ˙
Zurawia,
a przyszedł ˙
Zuraw Pokonany. Pewnie nie wiedz ˛
a, co się stało.
Najwyraźniej nie on jeden potrzebował pocieszenia. Pozbył się nadziei, że
tym razem to on będzie mógł wypłakać się na współczującym ramieniu i obetrzeć oczy mankietem sukni kochającej towarzyszki.
Dalej, chłopie, bierz się w garść, jesteś kestra’chern, do diabła, zawodow ˛
a
opok ˛
a dla strapionych i zagubionych i nawet jeśli w środku masz galaretę, nie możesz tego okazać! One cię potrzebuj ˛
a!
— Spokojnie — powiedział łagodnie. — Usiądźmy i porozmawiajmy. Makke,
zaczynaj. O jakiej zdradzie mówiłaś? — uśmiechnął się słabo.
Kilka chwil później dowiedział się, że tego wieczoru w innych częściach pa-
łacu miały miejsce nie mniej interesujące wydarzenia. Poinformował krótko swą towarzyszkę o tym, co zaszło podczas przedstawienia, i poczuł, że ma bryłę lo-81
du zamiast żołądka. I chociaż przeczuwał, że niedługo nadejdą kłopoty, o jakich mu się nie śniło, gniew nieomal go oślepiał. Król chciał jego żony! Bursztynowy Żuraw ze skóry wychodził, żeby być miłym dla tego starego capa, a ten uwodził
Zimową Łanię! Cóż za głupiec z niego, że uważał, iż społeczeństwo rządzone
protokołem nie znało zdrady!
Szaleńczy pęd myśli Żurawia przerwało pukanie do drzwi. Kiedy je otworzył,
zobaczył przed sobą zjawę z koszmarów: Leyueta, który nie dalej jak godzinę
temu oskarżył go o dokonanie morderstwa z zimną krwią.
Przyszedł mnie aresztować! — przemknęło mu przez głowę, ale nie zauważył
w korytarzu Oszczepów Prawa. Prawdomówca przybył sam.
Po co, na litość bogów?
— O, Leyuet — wymamrotał, usiłując sobie przypomnieć, co protokół Haigh-
lei mówił na temat nocnych odwiedzin. — Miło cię widzieć, ale nie uważasz, że jest za późno na przesłuchanie? Jestem naprawdę bardzo zmę. . .
— Muszę z tobą porozmawiać — przerwał mu Leyuet, błyskawicznym ru-
chem wciskając stopę między drzwi i futrynę. Bursztynowy Żuraw cofnął się
i wpuścił niespodziewanego gościa. — Zależy od tego honor króla i twoje życie.
— Prawdomówca zamknął za sobą drzwi i Żuraw stwierdził ze zdumieniem, że
z twarzy Leyueta zniknęła cała łagodność. Nie przypominał już królika, a bardzo upartego kozła.
Upartego i doprowadzonego do ostateczności. Nie trzeba było daru empatii, aby wyczuć determinację Prawdomówcy: Zimowa Łania podniosła głowę i utkwi-
ła w Prawdomówcy pytające spojrzenie.
— Musisz mnie wysłuchać i zrozumieć, na czym polegają moje obowiązki, to
bardzo ważne — wyrzucił z siebie gość i z szybkością, której pozazdrościłaby mu większość kobiet, wytłumaczył, czym zajmował się Prawdomówca. — Masz nie-zbywalne prawo do przesłuchania przez Prawdomówcę! Jako poseł możesz zaży-
czyć sobie usług każdego Prawdomówcy w królestwie. Pragnę tylko zaznaczyć,
że jestem najlepszy i jeśli ogłoszę cię niewinnym, nikt nie będzie mógł poddać w wątpliwość mego osądu — zakończył, oddychając głęboko.
Srebrny Tren mówiła dokładnie to samo i choć w rozmowie nie padło imię
Leyueta, Bursztynowy Żuraw doskonale wiedział, kogo miała na myśli. Ostrzegła też, że Prawdomówcy działali znacznie lepiej, jeśli sami ofiarowali swą pomoc i zaangażowali się całym sercem w obronę oskarżonego. Leyuet wyglądał na bardzo zaangażowanego.
Nie będę pytał, jakie pobudki nim kieruj ˛
a. Odpowiedź mogłaby nie przypaść
mi do gustu.
— Dzięki wam. panie, za chęć pomocy — skłonił się kestra’chern. — Za-
pewniam, że skorzystam z twych usług jak najszybciej, może nawet dzisiejszej nocy, bo Srebrny Tren poradziła mi, abym nie zwlekał z oddaniem się pod sąd
Prawdomówcy, i choć nie wymieniła twego imienia, ciebie miała na myśli.
82
Leyuet odetchnął z ulgą.
Ciekawe, dlaczego? Czyżby nie chciał, aby ktoś wiedział o wizycie, jak ˛
a nam
złożył?
— Dobrze, że masz tak oddaną przyjaciółkę na dworze — powiedział Prawdo-
mówca. — I jeśli rzeczywiście chcesz dziś skorzystać z mych usług, przypomnę ci, że jeszcze nie jest za późno. W normalnych warunkach spektakl skończyłby się znacznie później i. . . — urwał.
— Obawiam się, że jednak nie udasz się dziś wcześniej na spoczynek. Dzię-
kuję ci za to, co dla mnie robisz.
— Zasługujesz na to. Spełniam mój obowiązek — odparł Leyuet, wychodząc.