Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Posmażymy się tak aż do października.
— Nie zniósłbym tego.
— Przyzwyczaisz się szybko. W ten czy inny sposób. My pijemy dużo herbaty i nie wychodzimy zbyt często na dwór. Co u twojej matki?
— Wciąż mieszka w Portland. Wyszła za faceta, który dorobił się na handlu drewnem. Spotkałem go raz. Ma sześćdziesiąt pięć lat, ale wygląda na siedemdziesiąt. Ona ma czterdzieści siedem, a wygląda na czterdzieści. Wspaniała para. Jeżdżą sobie tu i tam, do St Barts, na południe Francji, do Mediolanu, wszędzie tam, gdzie bogacze powinni się pokazywać. Jest bardzo szczęśliwa. Dzieci dorosły, a Eddie nie żyje. Przeszłość odeszła w zapomnienie. A poza tym ma dużo pieniędzy. W pełni kontroluje swoje życie.
— Jesteś zbyt surowy.
— Jestem zbyt łagodny. Ona nie chce, żebym był przy niej, ponieważ stanowię bolesne ogniwo łączące ją z moim ojcem i jego żałosną rodziną.
— Twoja matka cię kocha, Adamie.
— Jak to miło słyszeć. Skąd tak dużo o niej wiesz?
— Po prostu wiem.
— Nie zdawałem sobie sprawy, że ty i matka jesteście tak blisko.
— Nie jesteśmy. Daj spokój, Adamie. Rozluźnij się trochę.
— Przepraszam. Jestem podminowany, to wszystko. Potrzebuję łyk czegoś mocniejszego.
— Spokojnie. Czujmy się dobrze, kiedy już tu jesteś.
— Nie przyjechałem, żeby dobrze się czuć, ciociu Lee.
— Mów mi po prostu Lee, okay?
— Okay. Jutro chcę się zobaczyć z Samem.
Powoli odstawiła szklankę na stół, a potem podniosła się i wyszła z werandy. Wróciła po chwili z butelką jacka danielsa, po czym nalała podwójnego drinka do obu szklanek. Pociągnęła spory łyk i spojrzała na płynącą w oddali rzekę.
— Dlaczego? — zapytała wreszcie.
— A dlaczego nie? Dlatego że jest moim dziadkiem. Dlatego że ma umrzeć. Dlatego że jestem prawnikiem, a on potrzebuje pomocy.
— Nawet cię nie zna.
— Pozna mnie jutro.
— A wiec mu powiesz?
— Tak, oczywiście, że mu powiem. Wyobrażasz sobie? Wyjawię głęboki, mroczny, nieprzyjemny sekret Cayhallów. Jak ci się to podoba? Lee chwyciła szklankę w obie dłonie i potrząsnęła głową.
— On umrze — powiedziała nie patrząc na Adama.
— Jeszcze nie teraz. Ale to miło, że się przejmujesz.
— Przejmuję się.
— Doprawdy? Kiedy ostatni raz go widziałaś?
— Nie zaczynaj tego, Adamie. Nic nie rozumiesz.
— Świetnie. To uczciwe postawienie sprawy. A więc wyjaśnij mi. Słucham. Chcę zrozumieć.
— Czy nie możemy porozmawiać o czymś innym, mój drogi? Nie jestem na to przygotowana.
— Nie.
— Porozmawiamy o tym później, obiecuję. Po prostu nie jestem teraz na to gotowa. Myślałam, że pogawędzimy sobie i pośmiejemy się trochę.
— Przykro mi, Lee. Mam już dość plotek i sekretów. Nie mam przeszłości, ponieważ mój ojciec skutecznie mnie jej pozbawił. Chcę ją odzyskać. Chcę się dowiedzieć, jak była ponura.
— Była okropna — wyszeptała niemal do siebie.
— Okay. Jestem już dużym chłopcem. Poradzę sobie. Mój ojciec mnie opuścił, ponieważ musiał stawić jej czoło, wiec wygląda na to, że zostałaś tylko ty.
— Daj mi trochę czasu.
— Nie mam czasu. Jutro stanę z nim twarzą w twarz. — Adam pociągnął długi łyk i otarł usta rękawem. — Dwadzieścia trzy lata temu „Newsweek” napisał, że ojciec Sama też był członkiem Klanu. Czy to prawda?
— Tak. Mój dziadek.
— Podobnie jak kilku wujów i kuzynów.
— Cała pieprzona banda.
— „Newsweek” napisał też, że wszyscy w Ford County wiedzieli, iż Sam Cayhall zastrzelił Murzyna na początku lat pięćdziesiątych i nigdy nie został za to aresztowany. Nigdy nie przesiedział za to nawet dnia w więzieniu. Czy to prawda?
— Jakie to ma teraz znaczenie, Adamie? To było wiele lat przed twoim urodzeniem.
— A więc to prawda?
— Tak, to prawda.
— I ty wiedziałaś o tym?
— Ja przy tym byłam.
— Byłaś przy tym! — Adam zamknął oczy z niedowierzaniem. Oddychając ciężko, zagłębił się w fotelu. Syrena z przepływającego holownika zwróciła jego uwagę, wiec otworzył oczy i odprowadzał go wzrokiem, aż minął most. Whisky zaczynała działać.
— Porozmawiajmy o czymś innym — powiedziała cicho.