„Gdzieee mój pierścień, gdzieee, gdzieee...?”, powtarzał w kółko. Porządnie się chłop rozsierdził, więc ja...
Maurynna uciszyła go gestem, słysząc kroki na pokładzie.
— Rynna? — zawołał znajomy głos.
— Jestem tutaj, Otterze.
Eel podniósł się, gotów do ucieczki. Pokazała mu, żeby usiadł. Otter schylił się i wszedł do kajuty.
— Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
Maurynna wskazała mu fotel.
— Nie. To Eel, mój stary przyjaciel. A to bard Otter Heronson — dokonała prezentacji. — Również stary przyjaciel — dodała, patrząc surowo na złodziejaszka.
Eel wyszczerzył zęby i klasnął.
— Wszystko jasne, kapitanie. — Poderwał się i skłonił z wyszukaną elegancją. — Miło mi cię poznać, bardzie Otterze. Żałuję, że nie przyniosłem trzeciej brzoskwini do podziału, ale... nie myślałem, że spotka mnie zaszczyt przebywania w twoim towarzystwie.
Maurynna pomyślała, że Otter dobrze potrafi skrywać uśmiech.
— Cała przyjemność po mojej stronie, zacny człowieku — odrzekł — wpadłem tylko przekazać Rynnie wiadomość.
Zamarła; Otter mógł przynieść wiadomość tylko od jednej osoby — przynajmniej taką miała nadzieję. Jeśli przyszedł z zawiadomieniem od ciotki Elenny, że obiad będzie później, przywiąże go do kotwicy jako przynętę dla wielorybów. Wstrzymała oddech i czekała.
— Widziałem się dziś z Lindenem — oznajmił bard. — Nadal chce iść z nami na tisrahn. Uważa, że inaczej obraziłby Almereda i jego siostrzeńca, a ty mogłabyś stracić twarz w ich oczach.
Cały ból powrócił z dawną siłą.
— A co go to obchodzi?! — parsknęła. Ale w głębi duszy poczuła podniecenie, że znów go zobaczy.
Eel nic z tego nie rozumiał. Patrzył to na Maurynnę, to na Ottera. Bard zacisnął usta.
— Rynno, nie bądź głupia. Lindenowi chodzi tylko o twoje bezpieczeństwo i dlatego...
Eel ożywił się nagle.
— Linden? Mówicie o Lordzie Smoku Lindenie Rathanie?
— Tak — przyznała Maurynna. — Niestety. On i Otter są starymi przyjaciółmi.
Otter zignorował ją i zwrócił się do Eela.
— Ona też zna go całkiem dobrze. Spotkali się w porcie. Wzięła go za dokera i kazała rozładowywać statek.
Eel rozdziawił usta. Maurynna zaprzeczyła.
— Wcale go dobrze nie znam. I niezupełnie tak było, Otterze.
— Nie? A myślałem, że powiedziałaś do niego: „Rusz tyłek, jeśli chcesz zarobić”. Słyszałem, że nieźle się spisał. Podobno uczciwie zapracował na każdego miedziaka, którego mu nie zapłaciłaś.
Oczy Eela mało nie wyszły z orbit.
— Co? Tak było? Jak to? O rany! O rany! — Mały złodziej złapał się za głowę, po czym wybuchnął śmiechem.
Maurynna spojrzała spode łba na obu mężczyzn. Całe życie jej wypominać tę pomyłkę?
W końcu Eel przestał się śmiać.
— No... czas na mnie — powiedział. — Niedługo zaczną się zbierać tłumy, żeby zobaczyć wieczorny przejazd Ludzi Smoków. Życzę wszystkiego dobrego, piękna pani kapitan i czcigodny bardzie. Pomacham od ciebie twojemu Lordowi Smokowi, droga Rynno.
Złodziej wykonał w powietrzu fantazyjny zawijas sfatygowaną czapką i zniknął.
Na szczęście, dopiero wtedy Otter wybuchnął śmiechem.
— Co to za błazen? To nie Yerrin, więc skąd to imię? Kim on jest?
— Złodziejem — odparła Maurynna. — Do tego bardzo dobrym. Dlatego ostrzegłam go wzrokiem, żeby nie próbował cię okraść. Nie zrobi tego mojej rodzinie ani przyjaciołom, bo kiedyś wyświadczyłam mu niemałą przysługę. Wskazałam Straży prawdziwego sprawcę, gdy niesłusznie oskarżono go o kradzież sakiewki. Czy... Linden naprawdę wybiera się na tisrahn!
— Tak. Zobowiązał się i dotrzyma słowa. I pójdzie tam nie po to, żeby zobaczyć teatrzyk cieni, Rynno.
Nie wierzyła w to. Ani trochę. Ale jej głupie serce śpiewało. Jednak zachowała się powściągliwie.
— Podziękuj mu. Nie tylko mnie byłoby wstyd przed Almeredem, ale całej rodzinie Erdonów.
— I to wszystko? — Otter wstał.
Wolała na niego nie patrzeć; bała się, że zdradzi ją wyraz oczu.
— To wszystko.
Za trzy dni znów zobaczy Lindena...
Otter wyszedł, ale po chwili z powrotem wetknął głowę do kajuty.
— Nie ty jedna cierpisz, Rynno. On też za tobą tęskni.
Potem zniknął. Jego słowa zaparły jej dech. Czy to możliwe? Nie, na pewno nie. Ale Otter nie okłamałby jej; nie w tak ważnej sprawie. Poczuła w sercu nadzieję.
— Proszę... — szepnęła. — Proszę, niech to będzie prawda.
40
Jeszcze jedno nużące posiedzenie. Na wszystkich bogów, dlaczego i tym razem Lleld musiała mieć rację? Wracając do domu, Linden przypomniał sobie jej ostrzeżenie, że debaty regencyjne zawsze się tak ciągną.
Można się zanudzić na śmierć. Byłby szczęśliwy, gdyby już nigdy nie zasiadał w trybunale. Na domiar złego niecierpliwił się coraz bardziej, kiedy wreszcie znów zobaczy Maurynnę. Żeby chociaż ta uroczystość była dziś, a nie dopiero pojutrze.
Ale przynajmniej do końca dnia ma wolne. Tylko co ze sobą zrobić? Westchnął głośno. Ludzie z eskorty wymienili współczujące, ale i ubawione spojrzenia.
Hmm... Dokądkolwiek się wybierze, zaraz wszyscy się o tym dowiedzą. Wiedział, jakie plotki potrafią rozsiewać żołnierze; kiedyś sam nim był. Trudno. Są już blisko domu, posiedzi samotnie w ogrodzie.