A zatem słuchamy.
— To raczej prywatna wiadomość, dostojny panie.
— Nic nie szkodzi. Jesteśmy wśród przyjaciół.
— Nie rozumiem, czemu tak na mnie podejrzliwie patrzysz, dostojny panie.
Ja spełniłem jedynie rozkaz królowej.
— Wiadomość, Talenie.
— Królowa jest gotowa do powrotu do Cimmury.
— To miło — stwierdził Sparhawk bez entuzjazmu.
— I bardzo martwi się o ciebie.
— Jestem wzruszony.
— Jakkolwiek sama czuje się dobrze — lawirowanie szło Talenowi coraz bar-
dziej nieskładnie.
— Rad to słyszę.
— Królowa. . . hm. . . powiedziała, że cię miłuje.
— I?
— No cóż, to już naprawdę wszystko.
— To dziwnie ułożona wiadomość, Talenie. Może coś pominąłeś? Spróbuj
powtórzyć wszystko jeszcze raz.
— A więc tak. . . eee. . . królowa rozmawiała z Mirtai i Platimem, no i oczy-
wiście ze mną. . . otóż powiedziała, że pragnęłaby ci jakoś przekazać wiadomość o tym, co robi i jak się czuje.
— Powiedziała to do ciebie?
— No nie, ale byłem w komnacie, gdy to mówiła.
275
— A zatem słusznie powątpiewamy, czy rozkazała ci tu przyjechać, tak?
— Pozwolisz mnie z nim porozmawiać? — odezwała się cicho Sephrenia.
— Proszę bardzo — rzekł Sparhawk. — Już dowiedziałem się tego, co chcia-
łem.
— Być może tak, być może nie — powiedziała czarodziejka zagadkowo. Na-
stępnie zwróciła się do chłopca. — Talenie, co się stało? To najbardziej nieskład-na opowieść, jaką kiedykolwiek od ciebie usłyszałam. Twoja historia jest zupełnie bez sensu, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że królowa w podobnym celu przysłała już Stragena. Czy naprawdę nie potrafisz wymyślić nic lepszego?
Chłopiec patrzył na Sephrenię zmieszany.
— To nie jest kłamstwo. Przekazałem dokładnie słowa królowej.
— Z pewnością, ale czy śpieszyłeś tutaj, aby powtórzyć kilka ckliwych uwag?
Talen sprawiał wrażenie trochę oszołomionego. Wtem Sephrenia poczęła łajać
po styricku Aphrael.
— Czegoś tu nie rozumiem. — Kalten zakłopotany wstał od stołu.
— Za chwilę ci wyjaśnię — uspokajała go Sephrenia. — Talenie, masz prze-
cież nadzwyczajny talent do wymyślania na poczekaniu kłamstw. Co się z tobą
stało? Czemu nie skłamałeś czegoś, co choćby trochę bardziej było prawdopo-
dobne?
Chłopiec wiercił się w krześle, trochę zawstydzony.
— Nie wydawało mi się to właściwe — mruknął ponuro.
— Czułeś, że nie powinieneś okłamywać przyjaciół, czy tak?
— Zdaje się, że coś w tym rodzaju.
— Bogu niech będą dzięki! — wykrzyknął Bevier z nadzwyczajną żarliwo-
ścią.
— Nie śpiesz się ze wznoszeniem dziękczynnych modlitw, Bevierze — czaro-
dziejka zgasiła zapał cyrinity. — Nawrócenie Talena na uczciwą drogę jest jedynie pozorne. W to maczała palce Aphrael, a ona jest straszną kłamczuchą. Tu chodzi o jej przeświadczenia.
— Mała Flecik? — zapytał Kurik. — Po cóż przysłała nam do towarzystwa
Talena?
— Któż to wie? — roześmiała się Sephrenia. — Może darzy go sympatią.
Może dlatego, że lubuje się w symetrii. A może powód jest inny — może Aphrael chce, by Talen coś uczynił.
— A więc tak naprawdę to nie była moja wina? — zapytał chłopak z nadzieją.
— Prawdopodobnie nie. — Czarodziejka uśmiechnęła się do złodziejaszka.
— Czuję się już lepiej. Wiedziałem, że nie spodoba wam się mój przyjazd
i świadomość tego niemal mnie dławiła. Powinieneś przy okazji dać jej klapsa, dostojny panie Sparhawku.
— Czy wiesz, o czym oni mówią, szlachetny panie? — zwrócił się Stragen do
Tyniana.
276
— Ależ tak — odparł alcjonita. — Kiedyś ci to wyjaśnię. Nie uwierzysz mi, ale ja i tak ci wyjaśnię.
— Sparhawku, czy dowiedzieliście się czegoś o Martelu? — Kalten zmienił
temat.
— Wczoraj wczesnym rankiem wyjechał z miasta przez wschodnią bramę.
— A zatem zbliżyliśmy się do niego. Wyprzedza nas tylko o dwa dni. Czy ma
z sobą jakieś wojsko?
— Jedynie Adusa — odpowiedział Kurik.
— Sparhawku, chyba nadszedł czas, abyś im wszystko wyjawił — rzekła cza-
rodziejka poważnie.
— Masz rację, mateczko. — Rycerz wziął głęboki oddech. — Obawiam się,
przyjaciele, że nie byłem w stosunku do was zupełnie szczery — przyznał.
— To przecież nic nowego, prawda? — zapytał Kalten.
Sparhawk puścił tę uwagę mimo uszu.
— Odkąd opuściłem grotę Ghweriga w Thalesii, jestem śledzony.
— Ten kusznik? — domyślił się Ulath.
— On również mógł być zamieszany, ale nie mogę tego stwierdzić. Kusznik
— i ludzie, którzy dla niego pracowali — pewnie słuchał rozkazów Martela. Nie wiem, czy nadal stanowi dla nas zagrożenie. Ten, który był za to odpowiedzialny, już nie żyje.
— Kto to był? — spytał Tynian z przejęciem.
— To nie ma szczególnego znaczenia. — Sparhawk postanowił utrzymać w ta-
jemnicy udział Perraina. — Martel ma sposoby, aby nakłonić ludzi do posłuchu.
Poznaliście powód, dla którego oddzieliliśmy się od głównych sił sprzymierzo-
nych armii. Nie moglibyśmy skutecznie i szybko działać, większość czasu po-
święcając na osłanianie tyłów przed atakami ukrytych wrogów.
— Skoro nie kusznik, kto zatem nas śledził? — nalegał Ulath.
Sparhawk opowiedział o cieniu, który prześladował go już od miesiąca.
— I sądzisz, że to Azash? — domyślił się Tynian.
— Owszem, tak sądzę.
— Skąd Azash wiedział, gdzie była grota Ghweriga? — zapytał Bevier. —
Ten cień podąża za tobą, odkąd opuściłeś jaskinię, więc jakim sposobem Azash
tam cię znalazł?
— Ghwerig, nim Sparhawk go zabił, zdążył naubliżać Azashowi — odpowie-
działa Sephrenia. — Pewne fakty świadczyły o tym, że Azash usłyszał trolla.
— Jakiego rodzaju były to obelgi? — zaciekawił się Ulath.
— Ghwerig straszył, że ugotuje Azasha i go zje — wyjaśnił krótko Kurik.
— Śmiała groźba, nawet jak na trolla — zauważył Stragen.
— Nie warto podziwiać odwagi Ghweriga — mruknął Ulath. — W swojej gro-