— Jak na razie, żadne z was mu w tym nie dorówna — odparÅ‚a sucho Lessa — przynajmniej na tym etapie rekonwalescencji... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Rozumiem jednak, że obserwowanie nieba to coÅ› wiÄ™cej niż leżenie na plecach i patrzenie w gwiazdy. Twierdzi, że potrzebne mu jakieÅ› współrzÄ™dne z Honsiu — przerwaÅ‚a i zapatrzyÅ‚a siÄ™ na dolinÄ™. — Wiecie, tu jest bardzo piÄ™knie, ale dziÅ› nie mamy wiele czasu.
Wkrótce odlecieli razem z F’larem, obiecując, że wrócą, kiedy skończy się budowa.
 
Rzeczywiście wrócili. Rampa była na tyle szeroka, że Ramoth, największa smoczyca na Pernie mogła po niej spokojnie spacerować w górę i w dół, nie ocierając złożonymi skrzydłami o urwisko. Golanth bohatersko ruszył za nią na czterech łapach. F’lessan szedł obok niego.
Me bój się jej dociążyć, Golly, powiedział, uśmiechając się szeroko. Przechylił głowę, nadsłuchując skrzypienia lekko uginających się desek. Tylko mnie nie zepchnij.
Widzowie zachęcali smoka i jeźdźca okrzykami. Oczy Ramoth wirowały, gdy obserwowała ich z górnego tarasu, stała tam z Zaranth i Mnementhem, którzy czekali z boku na urwisku, gotowi w razie czego interweniować. Golanth powoli nabrał pewności siebie i lekko uniósł ogon, co oznaczało kolejny postęp w rekonwalescencji. Na pierwszym podeście było tyle miejsca, że zakręcił bez trudu. Kiedy razem z F’lessanem zeszli na ziemię, Golanth wyciągnął szyję i zatrąbił z radości, a potem zaczął łazić w kółko po miękkim piasku. Wtedy właśnie spostrzegł wrota, które prowadziły do pomieszczeń dla bydła, z boku, nieco ponad poziomem ziemi.
Mógłbym sobie tu zrobić weyr, powiedział do swojego jeźdźca. Zmieszczą się, te drzwi są dość szerokie i wysokie.
F’lessan, który znał na pamięć wszystkie wymiary Honsiu, zauważył, że wejście jest szersze niż kiedyś. W hałasie młotków, hebli i pił nie słyszał, jak murarze poszerzali wejście. Wiedział, że pomieszczenia dla bydła są większe niż weyr Golantha w Bendenie, bo własnymi rękami sprzątał nawóz, który nagromadził się tam przez wieki. Dzięki rampie smok mógłby tam wejść i ukryć się przed zimowymi deszczami.
Deszczami, przypomniał sobie F’lessan i musiał oprzeć się o jeden ze słupków, czekając, aż minie nagły zawrót głowy.
— Co siÄ™ staÅ‚o, F’lessanie? — spytaÅ‚a Tai, która podeszÅ‚a, by sprawdzić, co tak zainteresowaÅ‚o smoka. Natychmiast zmieniÅ‚ siÄ™ wyraz jej twarzy, gdy pojęła, że F’lessan przeżyÅ‚ szok.
Nici! Srebrny opad Nici był jak deszcz! Golanth już nigdy nie poleci walczyć przeciw Niciom. Co gorsza, podczas następnego opadu nad Honsiu trzeba go będzie zamknąć w tej oborze, żeby przypadkiem nie próbował polecieć; przecież najpotężniejszy smoczy instynkt każe mu się wznieść w powietrze na widok Nici. Może właśnie dlatego budowa rampy poszła tak szybko? F’lessan próbował przypomnieć sobie diagram opadów Nici w tej części Południa, ale nie mógł zebrać myśli. Uświadomił sobie, że właśnie przestał być dowódcą skrzydła i nie potrafił tego zaakceptować. Gdzieś w głębi ducha wiedział o tym od dawna. I odrzucał tę wiedzę tak samo, jak nie przyjmował do wiadomości, że Golanth jest ślepy na jedno oko i ma zbyt sztywne stawy, by poruszać lewym skrzydłem. Zajął się zaległymi wydrukami Erragona właśnie po to, by odegnać te myśli. A Tai go zachęcała. Zachęcała do pływania. Chciała, żeby robił coś innego! Chciał uwierzyć, że go celowo oszukiwała, ale nieuczciwość była cechą obcą jej osobowości.
Ani Lessa, ani F’lar nie powiedzieli słowa podczas poprzedniej wizyty. Powinien zauważyć, że unikają tematu, kierując rozmowę na obserwacje nieba i na zdalne sterowanie. Czy on sam o tym przypadkiem nie wspomniał? A może pomyśleli, że rezygnuje z dowodzenia skrzydłem na rzecz obserwacji nieba? Jak mógł być taki głupi? Rampa pozwalała Golanthowi na większą swobodę ruchów na ziemi. Ale w powietrzu? Golanth zachował być może umiejętność wchodzenia pomiędzy, ale żaden rozsądny smok nie wejdzie pomiędzy z ziemi, bo to zbyt niebezpieczne, i żaden rozsądny jeździec nie i poprosi o to swojego smoka. A nierozsądny jeździec?