Wiedziała, że to sprawa ich rozmowy przy relingu. Bez cienia wątpliwości. Wtedy, kiedy patrzyli razem na oświetlone księżycowym blaskiem skały po sztormie.
- Nie wiem, co to jest - powiedziała wtedy - ale trzeba mi czegoś więcej.
- Wiem - odpowiedział ojciec. - Wiem o tym. Gdybym mógł ci to dać, już byłoby twoje. Świat i gwiazdy Eanny byłyby twoje.
Dlatego - dlatego, że ją kocha i że nie rzucał słów na wiatr - pozwolił jej razem z nimi udać się tam, gdzie miały rozstrzygnąć się losy znanego im świata.
Z tej podróży do Senzio pamiętała szczególnie dwie rzeczy. Pewnego poranka, kiedy płynęli na północ wzdłuż wybrzeża Astibaru, stała przy relingu z Catrianą. Jedna mała wioska, potem następna i jeszcze jedna, dachy domów jasne w słońcu, rybackie łódki kołyszące się na falach między “Panną Morską” i brzegiem.
- To mój dom - powiedziała nagle Catriana, przerywając milczenie, mówiła jednak tak cicho, że słyszała ją tylko Alais. - A ta z niebieskim żaglem to łódka mojego ojca. - Jej głos był dziwny, oderwany od znaczenia słów.
- Musimy się więc zatrzymać! - mruknęła stanowczo Alais. - Powiem ojcu! Na pewno...
Catrianą położyła jej rękę na ramieniu.
- Jeszcze nie - powiedziała wtedy. - Jeszcze nie mogę się z nim zobaczyć. Potem. Po Senzio. Może.
To było jedno wspomnienie. Drugie, bardzo odmienne, dotyczyło okrążenia pewnego poranka północnego skraju wyspy Farsaro i widoku zakotwiczonych tam statków z Ygrathu i Zachodniej Dłoni. Statków czekających wojny. Wtedy przestraszyła się, bo obraz ten uświadomił jej rzeczywistość, ku której żeglowali, rzeczywistość barwną i zarazem ponurą niczym szara śmierć. Spojrzała wówczas na Catrianę, a potem na ojca i starego diuka Sandre, który teraz nazywał się Tomazem, i u każdego z nich dostrzegła cień zwątpienia i niepokoju. Tylko na twarzy Baerda, starannie liczącego flotyllę, malowało się coś innego.
Gdyby musiała dać temu nazwę, powiedziałaby z wahaniem, że jest to pożądanie.
Następnego popołudnia przybyli do Senzio, rzucili kotwicę w zatłoczonym porcie, zeszli na brzeg i w ten sposób pod koniec dnia trafili do zajazdu znanego chyba wszystkim innym. Całą piątką weszli w blask radości, który roztoczył się nagle i jasno niczym blask wstającego znad morza słońca.
Devin mocno ją objął i ucałował w usta, a potem zrobił to samo Alessan, który przed chwilą spoglądał badawczo na Rovigo, wyraźnie zaniepokojony jej obecnością. Był z nimi siwowłosy mężczyzna o pociągłej twarzy imieniem Erlein. Podeszło jeszcze kilku mężczyzn - jeden z nich nazywał się Naddo, inny Ducas, a towarzyszył im starszy ślepiec, którego imienia jakoś nie dosłyszała. Chodził, podpierając się wspaniałą laską. Miała niezwykłą główkę w kształcie orlej głowy o tak przenikliwych oczach, że wydawały się niemal zastępować starcowi jego własne.
Podchodzili też inni, wydawało się, że z całego zajazdu. Większości imion nie dosłyszała. Było bardzo głośno. Karczmarz przyniósł im wino: dwie butelki zielonego senziańskiego i jedną błękitnego astibarskiego. Wypiła ostrożnie po małym kieliszku każdego z nich, obserwując wszystkich wokoło i usiłując wydobyć jakąś treść z otaczającego ją gwaru. Zauważyła, że Alessan i Baerd na chwilę odeszli na stronę, a kiedy wrócili do stołu, byli zamyśleni i posępni.
Potem Devin, Alessan i Erlein musieli na godzinę wrócić do muzyki, a przybysze zasiedli do jedzenia. Alais, zarumieniona i niezwykle ożywiona, jeszcze raz przeżywała w duchu dotknięcie ust obu mężczyzn na swoich wargach. Do wszystkich uśmiechała się nieśmiało w obawie, że twarz zdradza jej uczucia.
Potem poszli do swoich pokojów, idąc na górę za szerokimi plecami karczmarzowej. A później, kiedy wszystko już ucichło, Catriana poprowadziła ją z ich pokoju korytarzem do sypialni Devina, Alessana i Erleina.
Oprócz nich znajdowało się tam też paru innych mężczyzn - niektórych poznała wcześniej, inni byli obcy. Po chwili wszedł jej ojciec z Sandre i Baerdem. Alais i Catriana były tam jedynymi kobietami. Przez chwilę czuła się z tego powodu nieco dziwnie i pomyślała, że jest bardzo daleko od domu, ale nie miała więcej czasu na rozmyślania, bo wszyscy ucichli. To Alessan, przeczesawszy palcami włosy, zaczął mówić.
Słuchając go w skupieniu, Alais stopniowo wraz z innymi pojęła cały ogrom, przerażający kształt tego, co zamierzał zrobić.