.. ja... nie mogłem — wybąkał Rod zmieszany.
— Wszystko jedno, jadę z wami! — oznajmiła Minnetaki stanowczo. — Jadę z wami, chłopcy, choćbym miała uciec z domu. To nieładnie, że zostawiacie mnie zawsze samą. Zresztą, kiedy was nie było, przygotowałam już wszystko. Namówiłam twoją mamę i swoją, a Mballa, nasza stara Indianka, pojedzie ze mną. Jest tylko jedna osoba, która wciąż mówi: nie! — i Minnetaki załamała dłonie.
— Ojciec — uzupełnił Rod śmiejąc się.
— Tak.
— Cóż, jeśli jest sam jeden przeciwko nam wszystkim, mamy szanse.
— Namówię mamę i Wabiego, by go przypilnowali dziś wieczór — rzekła dziewczyna. — Już się nie oprze! Mama obiecała, że zamknie drzwi i nie wypuści go, aż się zgodzi. Ach, jak to będzie wspaniale!
— Może ojciec też z nami pojedzie? — zagadnął Rod.
— Nie. Nie może opuścić faktorii. Gdyby pojechał, Wabi musiałby zostać. Rod liczył na palcach.
— Będzie nas zatem sześcioro. Wabi, Mukoki, ty, John Ball, Mballa i ja. To cała wyprawa!
Oczy dziewczyny lśniły radością.
— Czy wiesz — rzekła — że Mballa uważa Mukiego za najmilszego Indianina pod słońcem. Ach, byłabym tak rada, gdyby...
Wydęła pąsowe wargi i czekała, aż Rod odgadnie jej myśli. Udało mu się to z łatwością.
— Ja też byłbym rad! — wykrzyknął. Potem dodał: — Muki to najzacniejszy w świecie chłop!
— A Mballa najzacniejsza niewiasta.
Chłopak wyciągnął dłoń.
— Podajmy sobie ręce, Minnetaki. Ja zaopiekuję się Mukim, a ty Mballa. Cóż to będzie za wspaniała wyprawa!
— Ale przygód też nie zabraknie? — pytała Minnetaki z niepokojem.
— Przygód będzie mnóstwo — zapewnił Rod poważniejąc nagle. — To będzie najciekawsza ze wszystkich naszych wypraw, szczególnie jeśli John Ball wyzdrowieje. Nie mówiłem tego innym, ale doprawdy sądzę, że ta wielka pieczara zawiera coś jeszcze prócz złota.
Uśmiech znikł z twarzy dziewczyny. W jej oczach było silne napięcie.
— Myślisz, że Dolores?
— Sam nie wiem, co myśleć. Ale znajdziemy tam coś z pewnością.
Rozmawiali jeszcze godzinę o Johnie Ballu i jego dziwnych majaczeniach. Potem Minnetaki pobiegła do matki i do pani Drew, a Rod odnalazł Wabigoona i Mukiego. Tej nocy ukończono wreszcie pertraktacje. Jerzy Newsome, choć niechętnie, pozwolił córce towarzyszyć trzem myśliwcom w ich następnej wyprawie.
John Ball cały tydzień znajdował się pomiędzy życiem a śmiercią. Później jednak nastąpiło przesilenie. Wynędzniałe ciało starca nabierało z każdym dniem nowych sił, a oczy nowego blasku. Z końcem drugiego tygodnia widać już było wyraźnie, że biedny samotnik powraca do zdrowia. Z wolna jął rozpoznawać odwiedzające go osoby, a gdy Rod siadał przy jego łóżku, starał się zawsze trzymać dłoń chłopca. Początkowo widok pani Drew, Minnetaki lub jej matki silnie go poruszał. W ich obecności powtarzał bez przerwy to imię kobiece, które Rod po raz pierwszy słyszał w jaskini. Z czasem jednak odzyskał zdolność myślenia i mowę, a ci, którzy uważnie wsłuchiwali się w jego słowa, poznali wreszcie dzieje Johna Balla. Zresztą i teraz w opowiadaniu starca były luki. Lekarz twierdził, że z czasem chory zupełnie odzyska pamięć i zdoła odtworzyć każdy szczegół minionych lat, teraz jednak wspominał on tylko najważniejsze zdarzenia swego życia.