Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Coś takiego nigdy nie zdarzało się wśród lisów. Ludzie ciągle wydawali ciche dźwięki i sprawiali wrażenie, ze są dzięki temu szczęśliwsi. Franky był pewien, ze zadają sobie pytania i otrzymują na nie odpowiedzi.
Mieli też mówiącą skrzynkę, która odpowiadała na ich pytania. Było tam również inne, miękkie pudełko, które można było otworzyć, aby zadawać z niego pytania bądź otrzymywać odpowiedzi. Rolnik siadywał często przy kominku, zakładał pudełko kciukiem i zwracał się do pozostałych ludzi z pytaniami.
Franky ponad wszystko chciał móc zadawać pytania. Gnębiło go tak wiele wątpliwości. Co noc próbował podsłuchiwać rozmowy ludzi, ale nic z nich nie rozumiał. Lisek wiele nad tym rozmyślał. Tak bardzo chciał mieć jedno z pudełek rolnika, że postanowił je ukraść. Był nadal lisem, nie uważał więc, że kradzież jest czymś złym. Dla lisów jest to coś równie naturalnego, jak dla ciebie czy dla mnie rozmowa.
Następnej nocy Franky wziął jedno z małych pudełek. Była to książka dla dzieci o zwierzętach. Nazajutrz zasiadł w swym pokoju do myślenia. Przewracał stronice i oglądał obrazki. Książka wywarła na lisku wręcz magiczne wrażenie. Widział małe zwierzęta, które tak dobrze znał (jak kury lub krowy), tylko że tutaj były małe i płaskie. Przewracał stronę i kura czy krowa znikała. W książce były też obrazki przedstawiające rolników i ich domy. Franky oglądał je w największym skupieniu.
Lisek położył łapkę na książce i otworzył pyszczek, ale nie rozległo się ani żadne pytanie, ani odpowiedź. Nie mógł pojąć, co robi nie tak jak należy. Dlaczego nie potrafił spowodować, by obrazki przemówiły, tak jak robił to rolnik?
Cały dzień spędził, oglądając książkę i próbując spowodować, by przemówiła, ale nic się nie wydarzyło. Pewien był teraz, że miało to jakiś związek z małymi, czarnymi znaczkami, umieszczonymi pod obrazkami. Franky przesuwał po nich łapką, raz nawet spróbował je polizać, tak jak jego matka lizała kamienie z ułożonego przezeń stosika, ale nic to nie dało.
Następnej nocy odniósł książkę do domu i położył ją na swoim miejscu. Jak na lisa była to niezwykła decyzja. Lisy bowiem nigdy niczego nie oddają. Franky naprawdę był wyjątkowym przedstawicielem swojego gatunku.
Cały kolejny dzień Franky spędził na rozmyślaniach, zapomniał nawet o jedzeniu, choć lisy nigdy o tym nie zapominają. Ostatecznie uznał, że ma tylko jedno wyjście. Musi zapytać któregoś z ludzi. Oczywiście, mógł pytać jedynie w swym własnym, lisim języku, którego nikt poza Frankym nie rozumiał.
Na pewno było to dodatkowe utrudnienie, cóż jednak mógł począć? Zadecydował, że zapyta najmniejszego z ludzi, siedmioletnią dziewczynkę imieniem Lucia.
 
Podnoszę znowu wzrok znad książki. Co ciekawe, nie tylko przełożyłem z lisiego języka to, co opowiadał nam Franky, ale również dokonałem przekładu z języka “dorosłego” na “dziecinny”. Starałem się uprawdopodobnić wspaniałe wyczyny Franky’ego, posługując się językiem zastrzeżonym dla dorosłych, którzy opowiadają dzieciom bajki. Być może powinienem był opowiedzieć to wszystko w bardziej naturalny sposób, ale działo się to dwadzieścia pięć lat temu, kiedy dzieci były jeszcze bardzo małe. Zresztą i ja byłem jeszcze bardzo młody. Jednak na razie wszystko, co zapisałem w tej książce, jest tak bliskie opowieści Franky’ego jak to tylko możliwe.
Odrywam wzrok od książki. Caroline weszła cichutko do pokoju i usiadła na krześle przy moim biurku.
Zamykam książkę. Caroline patrzy na mnie pytająco, stara się wyczytać coś z mojej twarzy. Uśmiecham się więc do niej.
- Myślałem, że uda mi się znaleźć tu coś, czego i ja nie rozumiem.
- I co odkryłeś, Williamie?
Płacze, dopiero teraz to zauważyłem. Potrafi płakać całkowicie bezgłośnie, tylko łzy toczą się jej po policzkach. Wstaję i podchodzę do niej.
- Odkryłem, że nadal wierzę we Franky’ego Furbo, Caroline. Zdałem też sobie sprawę, że część historii, które opowiadałem naszym dzieciom, to nieprawda. Billy miał więc rację, przynajmniej częściowo, kiedy powiedział, że nie wierzy już we Franky’ego. Muszę mu to wyjaśnić, przeprosić. Prawie wszystko, czego dowiedział się o Frankym ode mnie, nie jest tak do końca prawdą, to tylko mnie się tak wydawało. To samo tyczy się ciebie, najdroższa. Tak dawno nie rozmawialiśmy o prawdziwym Frankym Furbo. Z pewnością uznałaś, że musiałem być szalony, gdy domagałem się, byś wierzyła we wszystkie te fantastyczne historie, które wymyślałem. To nie było uczciwe z mojej strony i ciebie też muszę teraz za to przeprosić.
Teraz i ja zaczynam płakać. Tak bardzo chcę opowiedzieć jej o wszystkim, w co wierzę, bez nadmiernego wzruszenia, ale nie mogę się już dłużej powstrzymywać.
- Najdroższa, pamiętaj, że to wszystko nie znaczy, iż Franky nie istnieje. Nadal w niego wierzę, chyba zawsze będę weń wierzył. Nie mam wyboru, jest częścią mnie samego. Mam nadzieję, że spróbujesz to zrozumieć.
 
 
Rozdział 5
Sugestia
 
Caroline obserwuje mnie przez chwilę, jej oczy są wilgotne od łez. Nagle, bez słowa kładzie mi dłoń na głowie i patrzy w oczy.