Głęboki, dźwięczny głos, który nawiedza moje sny zaczyna
mówić. Claudius Templesmith, oficjalny komentator Igrzysk Śmierci, mówi:
— Katniss Everdeen, dziewczyna, która igrała z ogniem, płonie.
Nagle pojawiam się ja, zastępując kosogłosa. Stoję przed prawdziwym ogniem i
dymem Ósmego Dystryktu.
— Chcę powiedzieć rebeliantom, że żyję. Że jestem tu, w Ósmym Dystrykcie,
gdzie Kapitol właśnie zbombardował szpital pełen bezbronnych mężczyzn, kobiet i dzieci.
Nie będzie ocalałych. — Ujęcie zapadającego się szpitala, desperacja obserwujących,
kiedy kontynuuję spoza kadru: — Chcę powiedzieć ludziom, że jeśli myślą, że Kapitol
potraktuje nas sprawiedliwie po zawieszeniu broni, to sami siebie oszukują. Ponieważ
wiecie kim są i co robią. — Znowu ukazuję się na ekranie. Mam uniesione ręce ukazujące
skutki ataku wokół mnie. — To właśnie robią! I musimy odpowiedzieć na atak! — Teraz
czas na naprawdę fantastyczny montaż bitwy. Upadek pierwszych bomb, nasz bieg,
rzucenie się na ziemię — zbliżenie mojej rany, która wygląda dobrze i krwawo —
wspinaczka na dach, nurkowanie na pozycje, a później kilka wspaniałych strzałów
rebeliantów, Gale’a i przede wszystkim mnie, mnie, mnie strącającej samoloty z nieba. I
powrót do mnie podchodzącej do kamery. — Prezydent Snow mówi, że przesyła nam
wiadomość? Cóż, ja mam jedną dla niego. Możesz nas torturować i bombardować, i
równać nasze dystrykty z ziemią, ale widzisz to? — Kamera podąża za moim gestem i
filmuje samoloty płonące na dachu magazynu. Zbliżenie na pieczęć Kapitolu na skrzydle,
które przechodzi z powrotem w obraz mojej twarzy, kiedy krzyczę do prezydenta: —
Ogień jest zaraźliwy! I jeśli my płoniemy, ty płoniesz razem z nami!
Płomienie znowu pochłaniają ekran. Nałożono na nie czarne solidne litery:
JEŚLI MY PŁONIEMY TY
PŁONIESZ RAZEM Z NAMI
Słowa pochłaniają ogień i ekran pogrąża się w czerni.
Zapada przyjemna cisza, a później rozlegają się oklaski wraz z żądaniami
obejrzenia proposa jeszcze raz. Coin wyrozumiale wciska replay i tym razem, jako że
wiem co się stanie, próbuję udawać, że oglądam to przed telewizorem w Złożysku.
Antykapitolińskie wystąpienie. Nigdy wcześniej nie było czegoś takiego w telewizji. Nie za
mojego życia w każdym razie.
Kiedy ekran po raz drugi robi się czarny, chcę wiedzieć więcej.
— Czy pokazaliście to w całym Panem? Czy w Kapitolu to widzieli?
— W Kapitolu nie — mówi Plutarch. — Nie mogliśmy obejść ich systemu, chociaż
Beetee wciąż próbuje go rozpracować. Pokazaliśmy to jednak w każdym dystrykcie.
Nawet w Dwójce, co może się okazać bardziej wartościowe niż pokazanie tego w
Kapitolu, w tym punkcie wojny.
— Czy Claudius Templesmith jest po naszej stronie? — pytam.
To wywołuje u Plutarcha wybuch śmiechu.
— Tylko jego głos. Przywłaszczyliśmy go sobie. Nie musieliśmy go nawet
specjalnie edytować. Powiedział dokładnie te słowa podczas twoich pierwszych Igrzysk. —
Uderza dłonią w stół. — Co powiecie na kolejne oklaski dla Cressidy, jej wspaniałego
zespołu i, oczywiście, naszego telewizyjnego talentu?
Również biję brawo dopóki nie zdaję sobie sprawy, że to ja jestem tym
telewizyjnym talentem i być może oklaskiwanie samej siebie jest nieco obraźliwe, ale nikt
nie zwraca na to uwagi. Nie mogę jednak zignorować napięcia na twarzy Fulvii. Myślę, że
to musi być dla niej bardzo trudne, kiedy patrzy jak pomysł Haymitcha pod reżyserią
Cressidy okazał się strzałem w dziesiątkę, podczas gdy studyjne próby Fulvii były taką
klapą.
Zdaje się, że Coin osiągnęła szczyt tolerancji dla składanych sobie gratulacji.
— Tak, dobrze zasłużone. Wyszło lepiej niż oczekiwaliśmy. Muszę jednak
zakwestionować spory margines ryzyka, które zdecydowaliście się podjąć. Wiem, że nalot
nie został przewidziany. Jednak, w obecnych okolicznościach, myślę, że powinniśmy
przedyskutować decyzję o wysłaniu Katniss do prawdziwej walki.
Decyzję? O wysłaniu mnie do walki? Więc ona nie wie, w jak rażący sposób
zignorowałam rozkazy, wyrwałam z ucha słuchawkę i uciekłam ochronie? Czego jeszcze
jej nie powiedzieli?
— To była trudna decyzja — mówi Plutarch, marszcząc brwi. — Ale doszliśmy do
wspólnych wniosków, że nie uda się nam nagrać nic wartościowego, jeśli zaczniemy
zamykać ją w bunkrze za każdym razem, kiedy rozpocznie się zbrojny atak.
— A ty nie masz z tym problemu? — pyta pani prezydent.
Gale musi kopnąć mnie pod stołem, bym zorientowała się, że ona mówi do mnie.
— Och! Nie, nie mam z tym żadnego problemu. Czułam się dobrze. Robiąc coś
wreszcie, dla odmiany.
— Cóż, bądźmy jednak nieco bardziej rozsądni w kwestii narażania jej na
niebezpieczeństwo. Szczególnie teraz, kiedy Kapitol wie do czego jest zdolna — mówi
Coin.
Przez stół przetacza się pomruk akceptacji.
Nikt nie wydał Gale’a ani mnie. Ani Plutarch, którego autorytet został
zignorowany. Ani Boggs ze swoim złamanym nosem. Ani owady, które poprowadziliśmy
w ogień. Ani Haymitch… nie, chwila. Haymitch uśmiecha się do mnie morderczo i mówi
słodko:
— Taa, nie chcielibyśmy stracić naszego małego Kosogłosa, kiedy wreszcie zaczął
śpiewać.
Obiecuję sobie, że postaram się nie zostać z nim sam na sam w jednym
pomieszczeniu, bo najwyraźniej ma mściwe myśli dotyczące tej głupiej słuchawki.