Irina
(z westchnieniem)
Doprawdy, należałoby to wszystko zapisać...
(Andrzeja nie ma, niepostrzeżenie wyszedł)
Tuzenbach
Mówi pan, że po wielu latach życie na ziemi będzie cudowne, zdumiewające. To prawda. Ale po to, żeby wziąć w nim udział teraz, choćby z daleka, trzeba się już przygotowywać, trzeba pracować.
Wierszynin
(wstaje)
Tak. Boże, ile tu kwiatów!
(rozgląda się)
Śliczne mieszkanie? Tego paniom zazdroszczę. Bo ja całe życie obijałem się po mieszkankach z dwoma krzesłami i jedną kanapą, z piecami, które stale dymiły. W moim życiu brakowało właśnie -takich kwiatów...
(zaciera ręce)
Zresztą, co tam!
Tuzenbach
Tak, trzeba pracować. Pan myśli pewno: rozmarzył się ten Niemiec. Ale daję słowo, że jestem Rosjanin, nawet nie mówię po niemiecku. Mój ojciec jest prawosławny...
(pauza)
Wierszynin
(chodzi po scenie)
Nieraz myślę: a gdyby tak zacząć życie na nowo? I to z całą świadomością? Gdyby jedno życie można było przeżyć, jak to mówią, na brudno, a drugie na czysto? Sądzę, że wtedy każdy z nas starałby się nie powtarzać, przynajmniej stworzyłby sobie inne warunki, urządziłby taki dom z kwiatami, z mnóstwem światła... Mam żonę i dwie córeczki, żona jest osobą chorowitą i tak dalej, i tak dalej, ale gdybym mógł zacząć życie od początku, nigdy bym się nie ożenił... Nigdy, nigdy!
(wchodzi Kułygin w mundurowym fraku)
Kułygin
(zbliża się do Iriny)
Droga siostro, pozwól, że w dniu twoich imienin złożę ci najszczersze, najserdeczniejsze życzenia zdrowia i w ogóle wszystkiego, czego można życzyć pannie w twoim wieku. I że zaofiaruję ci w prezencie tę książkę.
(podaje książkę)
Historia naszego gimnazjum w ciągu lat pięćdziesięciu, napisana przeze mnie. Książka właściwie błaha, napisana w braku innego zajęcia, ale mimo to przeczytaj. Dzień dobry państwu!
(do Wierszynina)
Kułygin, nauczyciel miejscowego gimnazjum. Radca dworu.
(do Iriny)
W książce tej znajdziesz spis wszystkich absolwentów, którzy skończyli nasze gimnazjum w ciągu tych pięćdziesięciu lat. Feci, quod potui, faciant meliora potentes[1].
(całuje Maszę)
Irina
Ale przecież już mi podarowałeś tę książkę na Wielkanoc.
Kułygin
(śmieje się)
Niemożliwe! W takim razie zwróć mi ją albo, jeszcze lepiej, daj pułkownikowi. Niech pan weźmie, panie pułkowniku. Może kiedyś z nudów przeczyta ją pan.
Wierszynin
Dziękuję,
(chce się pożegnać)
Bardzo mi było miło odnowić znajomość...
Olga
Pan już idzie? Nie, nie!
Irina
Zostanie pan na śniadaniu. Dobrze?
Olga
Bardzo pana proszę.
Wierszynin
(kłania się)
Zdaje się, że trafiłem na imieniny. Przepraszam, nie wiedziałem i nie złożyłem pani życzeń...
(przechodzi razem z Olgą do sali jadalnej)
Kułygin
Dziś niedziela, proszę państwa, dzień odpoczynku, a więc odpoczywajmy i bawmy się, każdy stosownie do swojego wieku i urzędu. Dywany trzeba sprzątnąć na lato i do zimy przechować... Proszkiem perskim albo naftaliną... Rzymianie byli zdrowi, ponieważ umieli pracować i umieli odpoczywać, w ogóle mens sana in corpore sano. Życie ich miało ustalone formy. Nasz dyrektor twierdzi: najważniejsza rzecz w życiu to formy... Wszystko, co traci właściwe formy, musi się skończyć - i w naszym powszednim życiu tak samo.
(śmiejąc się obejmuje Maszę wpół)
Masza mnie kocha. Moja żona mnie kocha. I firanki z okien też razem z dywanami... Dzisiaj jestem wesół, w cudownym humorze. Maszo, o czwartej musimy być u dyrektora. Grono nauczycielskie z rodzinami projektuje wspólny spacer.
Masza
Nie pójdę.
Kułygin
(zmartwiony)
Kochana Maszo, dlaczego?
Masza
Pomówimy o tym później...
(ze złością)
Dobrze, pójdę, ale teraz daj mi spokój...
(odchodzi)
Kułygin
A wieczór spędzimy u dyrektora. Ten człowiek mimo złego stanu zdrowia zawsze stara się być towarzyski. Piękna, świetlana postać. Wspaniały człowiek. Wczoraj po zebraniu rady pedagogicznej powiada do mnie: „Zmęczony jestem, mój panie! Zmęczony!”
(patrzy na zegar ścienny, potem na swój zegarek)
Wasz zegar śpieszy się siedem minut. Zmęczony, powiada.
(za sceną odzywają się skrzypce)
Olga
Proszę państwa, czym chata bogata, prosimy na śniadanie! Pieróg imieninowy!
Kułygin
Ach, moja kochana Olgo, moja kochana! Wczoraj harowałem -do jedenastej wieczór, taki byłem zmęczony, a dziś czuję się szczęśliwy.
(idzie do stołu w sali jadalnej)
Moja kochana...
Czebutykin
(wkłada gazetę do kieszeni, rozczesuje brodę)
Pieróg? Świetnie!
Masza
(do Czebutykina, surowo)
Ale proszę pamiętać: dziś pan nie będzie nic pił. Słyszy pan? Panu szkodzi.
Czebutykin
Też! Mnie już przeszło. Od dwóch lat nie upijam się.
(niecierpliwie)
E, dobrodziejko, czy to nie wszystko jedno?
Masza
A jednak nie wolno panu pić. Nie wolno.
(ze złością, ale tak, żeby mąż nie słyszał)
Znowu, do wszystkich diabłów, mam się nudzić cały wieczór u dyrektora!
Tuzenbach
Ja bym na pani miejscu wcale nie poszedł. Nic prostszego.
Czebutykin
Nie iść, nie iść, moja duszko.
Masza
Tak, nie iść... Wstrętne, nieznośne życie...
(idzie do sali)
Czebutykin
(idzie za nią)
No-no!
Solony
(przechodząc do sali)
Cip, cip, cip...
Tuzenbach