Kosmonauci widzą istoty, które ostrzą kamienne narzędzia; widzą, jak polują z oszczepami na dzikie zwierzęta; widzą stada owiec i kóz pasące się na stepie; dostrzegają prosty sprzęt gospodarski, wytwarzany przez prymitywne garncarstwo. Zaiste, przedziwny to widok dla naszych kosmonautów.
Co jednak myślą sobie prymitywne istoty planety o tym monstrum, które właśnie wylądowało, i o postaciach, które z niego wysiadły? Przed ośmioma tysiącami lat my także — nie zapominajmy o tym — byliśmy półdzikusami. Byłoby aż nadto zrozumiałe, gdyby półdzicy świadkowie tego wydarzenia padli twarzą na ziemię i nie odważyli się podnieść oczu.
Jeszcze tego samego dnia modlili się do Słońca i Księżyca, a teraz wydarzyło się coś niesamowitego: z nieba przybyli bogowie!
Pierwotni mieszkańcy planety obserwują z bezpiecznej kryjówki naszych kosmonautów, noszących na głowie dziwaczne kapelusze z drążkami (hełmy wyposażone w anteny). Dziwią się, że noc jest widna jak dzień (reflektory), ogarnia ich lęk, gdy obce istoty bez trudu wznoszą się w powietrze (paski z rakietami), chowają głowy ponownie w trawie, gdy parskając, dudniąc i warcząc wzbijają się w powietrze nieznane, budzące trwogę „zwierzęta" (helikoptery-poduszkowce, pojazdy wielozadaniowe) i w końcu salwują się ucieczką do swych bezpiecznych jaskiń, kiedy z gór dobiega przejmujący lękiem huk i grzmot (próbna eksplozja). W rzeczy samej tym prymitywnym istotom nasi kosmonauci muszą wydawać się wszechpotężnymi bogami!
Podczas gdy kosmonauci kontynuują swą ciężką rutynową pracę, po pewnym czasie delegacja kapłanów względnie czarowników podejdzie zapewne do tego astronauty, w którym instynktownie wyczuje wodza, aby nawiązać kontakt z bogami. Przyniosą ze sobą dary, chcąc w ten sposób oddać cześć gościom. Jest całkiem możliwe, że nasi ludzie szybko nauczyli się z pomocą komputera mowy tubylców i potrafią podziękować im za doznane uprzejmości. Jednak nic nie pomoże tłumaczenie, nawet w tubylczej mowie, że to nie bogowie wylądowali, nie żadne wyższe, godne czci istoty składają im wizytę. W to nie uwierzą bowiem nasi prymitywni przyjaciele. Kosmonauci przybyli z innych gwiazd i widać przecież gołym okiem, że posiadają niesłychaną moc i zdolność czynienia cudów. Muszą być zatem bogami! Nie ma też żadnego sensu, by im coś wyjaśniać. Wszystko to przekracza wyobraźnię straszliwie zaskoczonych niespodziewanym najściem istot.
Niezależnie od tego, co się wydarzy od dnia lądowania, wcześniej opracowany plan mógłby zawierać następujące punkty:
— Część ludności zostanie zjednana i przyuczona do współpracy w poszukiwaniu w rozsadzonym kraterze materiału rozszczepialnego, niezbędnego do powrotu na Ziemię.
— Najmądrzejszy spośród tubylców wybrany zostanie „królem" i jako widomy znak swej władzy dostanie radiostację, dzięki której może w każdej chwili nawiązać z „bogami" kontakt i porozumieć się z nimi.
— Kosmonauci próbują przyswoić tubylcom najprostsze formy współżycia i parę pojęć moralnych, aby umożliwić przez to rozwój ładu społecznego.
— Naszą grupę tubylczą zaatakuje inny „lud". Z uwagi na to, że nie zebrano jeszcze dostatecznej ilości materiału rozszczepialnego, napastnikom po wielu ostrzeżeniach zostanie udzielona zbrojna odprawa przy pomocy nowoczesnych środków bojowych.
— Kosmonauci zapładniają niektóre miejscowe kobiety. W ten sposób może powstać nowa rasa, która przeskoczy pewien szczebel ewolucji.
Z własnego doświadczenia wiemy, jak długo trwa, zanim nowa rasa będzie zdolna do badania Wszechświata. Dlatego też przed powrotem na Ziemię kosmonauci pozostawią widoczne i wyraźne ślady, które jednak dopiero dużo później będą mogły zostać zrozumiane przez społeczeństwo dzięki rozwojowi techniki i matematyki.
Próba ostrzeżenia naszych podopiecznych przed nadchodzącymi niebezpieczeństwami okaże się daremna. Nawet gdy pokażemy im najokrutniejsze filmy o ziemskich wojnach i eksplozjach atomowych, przykłady te tak samo nie przeszkodzą istotom z owej planety popełniać podobnych głupstw, jak nie odstraszają one (prawie) całej myślącej ludzkości, by ciągle na nowo nie igrała z ogniem wojny.
Kiedy statek ponownie zniknie w kosmicznej mgle, nasi przyjaciele będą rozpamiętywać cud: „bogowie byli u nas". Utrwalą go w swej prostej mowie, stworzą z niego legendę przekazywaną dzieciom, zaś z prezentów, narzędzi i wszystkich rzeczy pozostawionych przez kosmonautów uczynią święte relikwie.
Gdy nasi przyjaciele opanują sztukę pisania, będą mogli zapisać to, co się im niegdyś przydarzyło, a co było pełne dziwów, niesamowite i cudowne. Będzie można zatem przeczytać — a malowidła przedstawią to plastycznie — że bogowie w złotych szatach przybyli w latającej barce, która opadła z niesamowitym hałasem. Będą pisać o pojazdach, którymi bogowie jeździli nad morzem i lądem, i o straszliwej broni, podobnej do pioruna. Będzie się też mówić, iż bogowie obiecali powrócić.
Mieszkańcy wykują i wyskrobią w kamieniu obrazy tego, co niegdyś tu widziano:
— nieforemnych olbrzymów, noszących na głowach hełmy i drążki, a na piersi skrzynki,
— kule, na których siedzą bliżej nieokreślone istoty przemierzając przestworza,
— laski wyrzucające promienie, niczym słońce,