końcu ten uczony, aby dać zdumiewającą odpowiedź: - obrazczłowieka w jego wolności... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Albo przyjrzyjmy się owym bliźniakom, o których pisał kiedyś
sławny badacz dziedziczności profesor Lange. Jako tak zwani
bliźniacy jednojajowi mieli oni to samo podłoże dziedziczne. Otóż wychodząc z tego podłoża jeden z nich stał się niesłychanie
sprytnym i przebiegłym przestępcą. A co wyrosło z jego brata, co zrobił z siebie - zwróćmy uwagę: z tego samego podłoża? Również on był niezwykle, wyrafinowanie zręcznym, ale nie kryminalistą, lecz kryminologiem. Myślę, że różnica między kryminologiem a
kryminalistą jest rozstrzygająca, a o odmienności swoich życiowych dróg rozstrzygnęli sami ludzie i decyzja ta była różna mimo tego samego startu. Zapamiętajmy to sobie, istnieje czynnik trzeci:
poza dziedzicznością i środowiskiem spotykamy się z decyzją
człowieka, i ona wynosi go ponad zwykłe uzależnienie.
Pozwólcie państwo w końcu przedstawić wypadek, który sam
przeżyłem. Pacjentka w najwyższym stopniu znerwicowana opowiada mi o swej siostrze bliźniaczce, znowu jedaojajowej, a więc o takim
samym podłożu dziedzicznym mógł to dostrzec nawet laik. Bo według tego, co pacjentka mówiła, miały z siostrą aż do najdrobniejszych szczegółów ten sam charakter i te same zamiłowania, czy to
odnośnie do faworyzowanych kompozytorów, czy - mężczyzn. Była ta tylko różnica między siostrami: pierwsza była właśnie
znerwicowana, druga - po prostu życiowo dzielna. Ale ta różnica
daje nam prawo do przezwyciężenia resztek fatalizmu: wiary w
przeznaczenie i skłonności do siedzenia z założonymi rękami.
Jakiejże jeszcze zachęty nam trzeba, aby - mimo danych nam przez los jednakowych skłonności i mimo czynników środowiskowych -
dołożyć wszelkich starań, aby czy to jako wychowawcy, czy jako
lekarze odwoływać się, gdzie tylko można, do ludzkiej wolności. W
ogóle jest możliwe, że skłonności dziedziczne same w sobie nie
oznaczają jeszcze wartości pozytywnej czy negatywnej. Może z
jakiejś skłonności dziedzicznej dopiero my czynimy właściwość
wartościową czy bezwartościową. Ileż słuszności miałby wówczas
Goethe, również z biologicznego i psychologicznego punktu
wadzenia, z punktu widzenia badań nad dziedzicznością, twierdząc w Latach nauki Wilhelma Meistra: "Od natury nie otrzymaliśmy żadnego błędu, który nie mógłby się stać cnotą, ani żadnej cnoty, która
nie mogłaby stać się błędem".
Tyle co do problemu zależności człowieka od jego podłoża
dziedzicznego. Jak przedstawia siÄ™ z kolei sprawa z drugim
momentem, który ze zrządzenia losu podobno tak bardzo determinuje człowieka, że jak się przyjmuje, prawie nie może być mowy o
właściwej wolności? Jak przedstawia się sprawa z wpływem
środowiska? Czyżby miało być rzeczywiście tak, jak twierdził to
kiedyś Zygmunt Freud: wystarczyłoby spróbować wystawić
równomiernie na głód grupę najbardziej zróżnicowanych jednostek
ludzkich, a im bardziej wzmagałaby się potrzeba pożywienia, tym
bardziej zacierałyby się wszelkie osobiste różnice, a zamiast nich objawiłby się jednolity pęd do zaspokojenia głodu. Tyle Freud.
Nasze pokolenie uczestniczyło - można śmiało powiedzieć: milionami w tym eksperymencie. Czy to w wojennych obozach jenieckich, czy w obozach koncentracyjnych. I jak przedtem słyszeliśmy z ust
profesora Stumpfla o ostatecznym wyniku badań nad dziedzicznością, tak teraz zapytajmy, z czym spotkaliśmy się w ostatecznym wyniku eksperymentu wojennego? Otóż wynik tych nie zamierzonych masowych eksperymentów dotyczących badań nad środowiskiem był taki sam.
Spotkaliśmy się jako świadkowie ponownie z potęgą ludzkiej
decyzji. Można było zabrać jeńcowi wojennemu czy kacetowcowi
wszystko - prócz jednego: pewnego stopnia wolności, wolności
nastawienia się w taki lub inny sposób do danych, już wiadomych
warunków. I można było postąpić tak albo inaczej. Bynajmniej nie każdego głód "zezwierzęca", jak to mawia się tak często i tak

Tematy