- No, wiadomo panu coÅ› o tym facecie?
- On już jest u nas, panie kapitanie. Zgłosił się dzisiaj rano. Posadziłem go w mesie i poleciłem dyżurnemu przydzielić mu na noc jakąś kajutę.
Kapitan podniósł brwi.
- Potrzebne to nam jak dziura w moÅ›cie. Jak on wyÂglÄ…da?
- Bardzo wysoki i chudy. WÅ‚osy mysie. Okulary.
- W jakim wieku?
- TrochÄ™ starszy ode mnie, powiedziaÅ‚bym. Ale poniÂżej trzydziestki.
Kapitan zastanawiał się przez chwilę.
- Zrobi się dosyć ciasno w kwaterach oficerskich. Chyba ulokujemy go razem z porucznikiem Holmesem. Trzech marynarzy mamy teraz na pokładzie?
- Trzech, panie kapitanie. Jest Isaacs, Holman i de Vries. I szef Mortimer także.
- Niech pan powie szefowi, żeby zajÄ…Å‚ siÄ™ przygotowaÂniem koi z przedniej strony przegrody F w poprzek okrÄ™Âtu, gÅ‚owÄ… do prawej burty. KojÄ™ można wyciÄ…gnąć z przeÂdniej komory torpedowej.
- Tak jest, panie kapitanie.
Kapitan Towers omówiÅ‚ resztÄ™ otrzymanych wiadomoÂÅ›ci, po czym kazaÅ‚ wezwać pana Osborne'a. Gdy przybyÅ‚ ów cywil, wskazaÅ‚ mu krzesÅ‚o, poczÄ™stowaÅ‚ go papieroÂsem i odprawiÅ‚ porucznika.
- No, panie Osborne - rozpoczął rozmowę - to wręcz niespodzianka. Właśnie przeczytałem w rozkazie, że panu wyznaczono u nas stanowisko. Bardzo mi miło poznać pana.
- Obawiam siÄ™, że to dosyć nagÅ‚a decyzja - rzekÅ‚ naukowiec. - DowiedziaÅ‚em siÄ™ o tym dopiero przedÂwczoraj.
- Często tak bywa w służbie - zauważył kapitan. - Ale zacznijmy od początku. Można prosić o pańskie pełne imię i nazwisko?
- John Seymour Osborne.
- Żonaty?
- Nie.
- W porzÄ…dku. Na pokÅ‚adzie "Skorpiona" czy jakiegoÂkolwiek innego okrÄ™tu wojennego jestem dla pana kapiÂtanem Towersem i zawsze proszÄ™ zwracać siÄ™ do mnie "panie kapitanie". Na lÄ…dzie, prywatnie, jestem dla pana Dwight... dla pana, nie dla mÅ‚odszych oficerów.
Osborne uśmiechnął się.
- Rozkaz, panie kapitanie.
- Pływał pan już kiedy łodzią podwodną?
- Nie.
- BÄ™dzie panu trochÄ™ dokuczaÅ‚a ta ciasnota, dopóki pan nie przywyknie. PrzygotowujÄ™ miejsce dla pana w kwateÂrach oficerskich, stoÅ‚ować siÄ™ bÄ™dzie pan z oficerami w meÂsie. - RzuciÅ‚ okiem na schludne szare ubranie uczonego. - Zapewne potrzebuje pan odpowiedniej odzieży. Niech pan jutro poprosi porucznika Holmesa, kiedy on stawi siÄ™ na pokÅ‚adzie, żeby pobraÅ‚ dla pana te rzeczy z magazynu. Zniszczy pan garnitur, jeżeli zejdzie w nim pan do "SkorÂpiona".
- Dziękuję, panie kapitanie.
Kapitan odsunął się od biurka patrząc na Osborne'a, jego inteligentną, pociągłą twarz, postać niezgrabną, ociężałą.
- Niech mi pan powie, co pan ma robić w naszym zespole?
- Czynić obserwacje i badać stopieÅ„ skażenia raÂdioaktywnego w powietrzu i w morzu ze szczególnym uwzglÄ™dnieniem strefy podwodnej i wnÄ™trza samego okrÄ™tu. O ile wiem, to bÄ™dzie rejs na północ.
- O ile wiedzÄ… wszyscy z wyjÄ…tkiem mnie. PrawdopoÂdobnie na północ. MyÅ›lÄ™, że w koÅ„cu ja także o tym siÄ™ dowiem. - Kapitan lekko zmarszczyÅ‚ brwi. - Czy możliwy jest wzrost radioaktywnoÅ›ci w "Skorpionie"?
- Nie sÄ…dzÄ™. Mam gorÄ…cÄ… nadziejÄ™, że nie. WÄ…tpiÄ™, czy mogÅ‚oby to nastÄ…pić, kiedy bÄ™dziemy pod wodÄ…, jeżeli nie zajdÄ… jakieÅ› wyjÄ…tkowe okolicznoÅ›ci. Ale kontrola nie zaszkodzi. Przypuszczam, że chciaÅ‚by pan wiedzieć o każÂdej znaczniejszej zmianie.
- Oczywiście.
ZaczÄ™li rozmawiać o różnych sposobach badania stoÂpnia skażenia radioaktywnego. WiÄ™kszość sprzÄ™tu, który Osborne przywiózÅ‚ ze sobÄ…, byÅ‚a przenoÅ›na i nie wymaÂgaÅ‚a specjalnych instalacji na okrÄ™cie. W ostatnich blaÂskach dnia Osborne wÅ‚ożyÅ‚ pożyczony od kapitana komÂbinezon i udaÅ‚ siÄ™ razem z Dwightem na "Skorpiona", żeby obejrzeć detektor promieniowania zamontowany do peryskopu na rufie i zastanowić siÄ™, jak go skalibrować z instrumentami standardowymi. To samo należaÅ‚o zrobić z detektorem zainstalowanym w maszynowni i ponadto wprowadzić pewne niewielkie zmiany techniczne w jedÂnej z dwóch pozostaÅ‚ych wyrzutni torped, żeby sÅ‚użyÅ‚a do pobierania próbek wody morskiej. Już po zapadniÄ™ciu zmroku wrócili na lotniskowiec "Sydney" i zasiedli do kolacji w wielkiej, rezonujÄ…cej echem ich gÅ‚osów, pustej mesie.
Nazajutrz praca zawrzaÅ‚a. Pierwszym zadaniem Petera, gdy przyjechaÅ‚ przed poÅ‚udniem, byÅ‚a rozmowa telefoniczna ze znajomym w dywizji operacyjnej, któremu w koÅ„cu wykazaÅ‚, że wypadaÅ‚oby, mówiÄ…c najoglÄ™dniej, zawiadomić wreszcie kapitana o tym, o czym od dawna już wiedzÄ… podlegli mu Australijczycy, i poprosić go o uwagi w zwiÄ…zku z planem zleconej operacji. WieczoÂrem owa wiadomość dla kapitana Towersa zostaÅ‚a zasygÂnalizowana, przyjÄ™ta i caÅ‚Ä… sprawÄ™ zaÅ‚atwiono. John Osborne otrzymaÅ‚ odpowiedni ekwipunek, tylne drzwiczki wyrzutni torpedowej byÅ‚y już przerobione i obaj AustraÂlijczycy ulokowali swoje rzeczy osobiste w kÄ…ciku okrÄ™tu podwodnego w tym celu im użyczonym. Nocowali jedÂnak na lotniskowcu, do "Skorpiona" przenieÅ›li siÄ™ we wtorek rano. W ciÄ…gu paru porannych godzin wykonano jeszcze ostatnie niezbÄ™dne roboty, po czym kapitan ToÂwers zameldowaÅ‚, że jest gotów do rozpoczÄ™cia prób na morzu. Drugie Å›niadanie zjedli jeszcze u boku lotniskowÂca i "Skorpion", zwolniony ze stoczni, wypÅ‚ynÄ…Å‚ do zatoÂki. Przy niewielkiej prÄ™dkoÅ›ci wziÄ…Å‚ kurs w kierunku Cyplów.