Jednak istnieją różnice w ujęciu tematu... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Ogólnie biorąc, mężczyźni są bardziej powściągliwi. O wiele więcej mężczyzn niż kobiet ograniczyło się do krótkiej odpowiedzi, kiedy listownie lub telefonicznie prosiłem o możliwie wyczerpującą relację. Więcej mężczyzn niż kobiet robiło uwagi w stylu: "Starałem się o tym zapomnieć, próbowałem usunąć z pamięci", często czynią aluzję do tego, że bali się śmieszności albo zwierzają się, że uczucia, jakich doznali, były zbyt silne, żeby o nich mówić.
Chociaż nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tak jest, najwidoczniej nie jestem tu wyjątkiem. Russell Moores, znany badacz psycholog, powiedział mi, że on i jego koledzy zaobserwowali to samo. Z ogólnej liczby osób zgłaszających się, żeby mu opisać swoje doznania psychiczne, zaledwie jedna trzecia to mężczyźni.
 
Jeszcze inny fakt jest interesujący, mianowicie większa - niż można by się spodziewać - liczba tego rodzaju przeżyć przypada na okres ciąży. I znowu nie potrafię tego wyjaśnić. Może dlatego, że sama ciąża jest stanem fizjologicznego ryzyka? Przyczyną większej częstotliwości występowania tych przeżyć podczas ciąży jest może fakt, że właśnie tylko kobiety zachodzą w ciążę i że są bardziej skłonne do zwierzeń.
 
I. Skąd pan wie, że wszyscy ci ludzie po prostu nie kłamią?
Kto nigdy nie słuchał zwierzeń osób, które były bliskie śmierci, łatwo może postawić zarzut, że opowiadania te są kłamstwami. Jednak ja znajduję się w sytuacji raczej wyjątkowej. Widziałem ludzi dojrzałych, emocjonalnie zrównoważonych -zarówno kobiety, jak i mężczyzn - załamujących się i płaczących w trakcie opowiadania mi tego, co przeżyli trzydzieści lat temu. W głosie ich wyczuwałem wielką szczerość i przejęcie, niestety, uczuć tych nie można przelać na papier. I dlatego oskarżenie, że relacje owe są zmyślone, uważam za bezpodstawne. Niestety, moim odczuciem nie mogę podzielić się z innymi.
Są jeszcze inne argumenty, które przemawiają za tym, że należy całkowicie wykluczyć zarzut fałszerstwa. Najbardziej oczywista będzie tu trudność, jak wyjaśnić podobieństwo tylu relacji. Jak to możliwe, by w przeciągu ośmiu lat przyszło do mnie tyle osób z takim samym kłamstwem?
Oczywiście można założyć, że miła starsza pani z Północnej Karoliny i studentka medycyny z New Jersey, i weterynarz z Georgii, i wielu, wielu innych kilka lat temu porozumiało się, żeby sfabrykować wielkie oszustwo, którego padłem ofiarą. Jednak nie uważam tego za możliwe!
 
Jeśli nie kłamią może wprost, to podają bardziej subtelną fałszywą interpretację. Czy nie jest możliwe, że z biegiem lat "rozbudowali" swoje historie?
 
Pytanie to nawiązuje do dobrze znanego zjawiska psychologicznego, kiedy ktoś zaczyna od prostego opowiadania o jakimś przeżyciu albo zdarzeniu i w miarę upływu czasu rozwija je w niezwykle skomplikowaną historię. Za każdym razem, kiedy się nią popisuje, dodaje jakiś subtelny szczegół, aż sam zaczyna w to wierzyć, i wreszcie cała relacja jest tak upiększona, że nie przypomina pierwowzoru.
Nie sądzę jednak, by ten mechanizm działał w jakimś znaczącym stopniu w przypadkach, które badałem. Po pierwsze, opowiadania osób, z którymi przeprowadziłem wywiad wkrótce po ich przeżyciu - w niektórych przypadkach, kiedy jeszcze były w szpitalu i dochodziły do zdrowia - nie różniły się od opowiadań ludzi, którzy relacjonowali zdarzenia sprzed wielu lat. Dalej, w kilku przypadkach osoby, z którymi rozmawiałem, spisały swoje doświadczenia wkrótce po swych doznaniach i odczytały notatki podczas naszego spotkania. I znowu opisy te są podobne do przeżyć przytaczanych z pamięci po upływie pewnego okresu. Również jest faktem, że często mnie pierwszemu to przeżycie zostało opowiedziane i to z wielkim ociąganiem, mimo iż minęło sporo czasu. Chociaż było mało okazji albo wcale, żeby upiększyć te relacje, znowu nie różnią się one jako grupa od tych, które często były opowiadane na przestrzeni wielu lat. Wreszcie jest całkiem możliwe, że w kilku przypadkach miało miejsce zjawisko wręcz odwrotne: psychiatrzy nazywają "stłumieniem" pewien mechanizm obronny, który polega na tym, że ktoś robi świadomy wysiłek, by kontrolować niechciane wspomnienia, uczucia albo myśli lub też spycha je w podświadomość. Niejednokrotnie wielu moich rozmówców robiło uwagi, które wyraźnie wskazywały na owo "stłumienie". Na przykład pewna kobieta, która mi dała bardzo szczegółowy opis przeżyć podczas swej "śmierci", powiedziała: "Wydaje mi się, że było ich jeszcze więcej; ale nie mogę sobie przypomnieć wszystkiego.
Starałam się to stłumić, bo wiem, że ludzie w żadnym razie by mi nie uwierzyli".
 

Tematy