..
- Ale nie możesz zbyt wiele pomóc, dopóki nie opowiem ci o średniowieczu. Musimy też zdążyć z renesansem i wiekiem XVII. Kluczową rolę odgrywa ponadto Berkeley...
- Ten, którego portret wisiał w Chacie Majora?
- Ten sam. Być może o jego filozofię rozegra się główna bitwa.
- Czy tu chodzi o jakąś wojnę?
- Nazwałbym to raczej walką duchową. Musimy przykuć uwagę Hildy i przeciągnąć ją na naszą stronę, zanim jej ojciec wróci do domu, do Lillesand.
- Nic z tego nie rozumiem.
- Być może filozofowie otworzą ci oczy. Spotkaj się ze mną w kościele Świętej Marii, jutro, raniutko, o czwartej. Ale pamiętaj, moje dziecko, przyjdź sama.
- Mam przyjść w środku nocy?
...klik!
- Halo?
Co za spryciarz! Odłożył słuchawkę. Zofia biegiem wróciła do kuchenki. Niewiele brakowało, a zupa by wykipiała. Wrzuciła do garnka klopsiki rybne i marchewkę i zmniejszyła grzanie.
W kościele św. Marii? To stary, średniowieczny kościół z kamienia. Zofii wydawało się, że wykorzystywano go tylko na koncerty i specjalne nabożeństwa. Latem czasami otwierano go dla turystów. Ale chyba nie w środku nocy?
Zanim matka wróciła do domu, Zofia wsadziła pocztówkę z Libanu do szafy wraz z innymi rzeczami od Alberta i Hildy. Po obiedzie poszła do Jorunn.
- Musimy zawrzeć dość szczególną umowę - oznajmiła, kiedy tylko przyjaciółka wpuściła ją do środka.
Nie powiedziała nic więcej, dopóki nie zamknęły się za nimi drzwi do pokoju Jorunn.
- To trochę nie w porządku - ciągnęła Zofia.
- Dalej, mówże wreszcie, o co chodzi!
- Będę zmuszona powiedzieć mamie, że dziś przenocuję u ciebie.
- Bardzo fajnie!
- Ale zrozum, tak tylko powiem! Będę zupełnie gdzie indziej.
- To już trochę gorzej. Czy to jakaś historia z chłopakiem?
- Nie, to historia z Hildą.
Jorunn gwizdnęła cichutko, a Zofia surowo popatrzyła jej w oczy.
- Przyjdę do ciebie wieczorem - powiedziała. - Ale około trzeciej będę się musiała wymknąć. Przygotuj się na to, żeby mnie kryć, dopóki nie wrócę.
- Ale dokąd się wybierasz? Co będziesz robić, Zosiu?
- Sorry. Otrzymałam surowe rozkazy.
Nocowanie u przyjaciółki nie stanowiło żadnego problemu, raczej wprost przeciwnie. Czasami Zofia miała wrażenie, że matka chce mieć dom tylko dla siebie.
- Wrócisz chyba jutro przed południem na leguminę? - zapytała i było to jedyne upomnienie, jakie usłyszała przed wyjściem.
- Jeśli nie, to wiesz, gdzie mnie szukać.
Dlaczego tak powiedziała? Przecież to właśnie był najsłabszy punkt.
Odwiedziny z noclegiem rozpoczęły się tak, jak to zwykle bywa z podobnymi wizytami, czyli od długich zwierzeń do późnej nocy. Ale gdy wreszcie koło pierwszej postanowiły iść spać, Zofia musiała nastawić budzik na kwadrans po trzeciej.
Kiedy dwie godziny później Zofia wyłączała budzik, Jorunn ledwie się przebudziła.
- Bądź ostrożna - powiedziała tylko.
Zofia ruszyła w drogę. Kościół św. Marii usytuowany był w odległości kilku kilometrów. Chociaż spała zaledwie dwie godziny czuła się całkiem przytomna. Nad wzgórzami na wschodzie malowała się czerwona smuga.
Kiedy stanęła wreszcie przed wejściem do starego kamiennego kościoła, dochodziła czwarta. Zofia pchnęła ciężkie wrota kościoła. Były otwarte!
W środku panowała niezwykła cisza, wrażenie pustki, jakby stare ściany od stuleci odgradzały wnętrze od świata. Przez witraże wpadało niebieskawe światło, które odkrywało tysiące maleńkich drobinek kurzu wznoszących się w powietrze z drewnianych belek. Zofia przycupnęła na jednej z ławek w nawie. Siedziała wpatrzona w ołtarz i stary krucyfiks pomalowany wyblakłymi farbami.
Upłynęło kilka minut. I nagle ciszę przerwała gra organów. Zofia nie miała odwagi odwrócić głowy. Melodia przypominała stary psalm, na pewno także średniowieczny.
Po chwili znów zapadła cisza. Wkrótce jednak za plecami usłyszała odgłos zbliżających się kroków. Czy powinna się teraz odwrócić? Wolała trwać nieruchomo ze wzrokiem wbitym w Jezusa na krzyżu.
Ktoś ją minął, zobaczyła postać idącą środkiem kościoła, ubraną w mniszą opończę. Zofia gotowa była przysiąc, że to średniowieczny mnich.
Bała się, ale nie była porażona strachem. Przed ołtarzem mnich skręcił i wszedł na ambonę. Oparł się o jej krawędź, popatrzył z góry na Zofię i zaczął mówić po łacinie:
- Gloria patri et filio et spiriti sancto. Sicut erat in principio et nunc et semper in saecula saeculorum.