(Zgodzi siź tym bez oporów u˝ytkownik jźyka polskiego,
gdzie „t∏umaczyç” to jednoczeÊnie tyle co „przek∏adaç” i „objaÊniaç”; z homoni-
micznej struktury terminu wyprowadza∏ interesujàce koncepcje Cyprian Norwid, pi-
sa∏, ˝e w jego czasach Byronowego Childe-Harolda nale˝a∏oby t∏umaczyç Êrodkami
komentarza krytycznego.) Znaczenie komunikatu s∏ownego uobecnia sií ugrunto-
wuje – w ÊwiadomoÊci s∏uchacza wskutek bezustannych przekodowaƒ. Komunikat
bowiem nie potrafi wejÊç w system jźyka osobniczego odbiorcy inaczej, jak tylko
generujàc w tym jźyku w∏asne auto-parafrazy, projektujàc inne, najbli˝sze zwycza-
jowi wys∏awiania si´ jednostki, warianty sformu∏owania danej myÊli. (Tak nauczy-
ciel upewnia si´, czy uczeƒ go zrozumia∏, ˝àdajàc powtórzenia lekcji nie na pami´ç,
lecz swoimi s∏owami; owe „swoje s∏owa” to rezultat przekodowania wewnàtrzjźy-
kowego, produkt t∏umaczenia „z polskiego na polski”, i to w rozlicznych zakresach:
z kodu spo∏ecznoÊci ludzi doros∏ych na kod dziecićy, z retoryki podrćznikowej na
retorykódpowiadania na stopieƒ, itd.) Przek∏ad jako rozumienie tekstu – rozumie-
nie tekstu jako przek∏ad – polega na przemieszczaniu procesu komunikacji mi´dzy-
ludzkiej w rejony autokomunikacji indywidualnej; cudzà wypowiedê deszyfrujemy
tu z takà samà jasnoÊcià, z jakà potrafimy deszyfrowaç wypowiedzi w∏asne.
Obserwacje poczynione wy˝ej mo˝na odnieÊç tak˝e do pracy zawodowych trans-
latorów literatury artystycznej oraz form paraliterackich. T∏umacze, jak to sugestyw-
nie nazwa∏ Tomasz Burek, sà dla nas r o z j a Ê n i a c z a m i obcojźycznych ar-
cydzie∏; mowa o teoretycznej typologii ról w obr´bie ˝ycia literackiego – praktyka
jak˝e czśto sprowadza si´ do pogrà˝ania cudzych utworów w ciemnoÊci nieporo-
zumienia (co stanowi równie interesujàcy casus: to nader znaczàce dla procesu hi-
storycznoliterackiego, kiedy literatury dwóch ró˝nych jźyków przestajà si´ wza-
jemnie rozumieç).
S∏owem: w hierarchii powinnoÊci sztuki przek∏adowej najistotniejsze sà jej cele
hermeneutyczne.
Najistotniejsze te˝ dla opisania tego osobliwego gatunku, jaki w dziejach pi-
Êmiennictwa literackiego ukonstytuowa∏y rozmaite adnotacje, glosy, aforyzmy,
wst´py i pos∏owia, recenzje i traktaty pisarzy i krytyków zaanga˝owanych w rozwi-
janie sztuki t∏umaczenia. U podstaw owego gatunku, w najg∏´bszym splocie moty-
wacji nakazujàcych t∏umaczowi mówiç o problemach t∏umaczenia, tkwi pytanie,
ustawicznie ponawiane, pytanie zwrócone nie tyle w kierunku rzeczywistego od-
biorcy, ile wy˝ej niejako, w stronábstrakcyjnej Prawdy dziejów sztuki, o racje ist-
nienia literatury przek∏adowej. Czym˝e ona jest: zbiorem tekstów zast´pczych,
a wić zaledwie wyr´kà dla nie znajàcych jźyka obcego, czy autentycznà dziedzi-
nà komunikacji literackiej? Znamienne, ˝e rozterki owe uzewn´trzniajà siź ca∏à
dobitnoÊcià ju˝ w najwczeÊniejszych fazach kszta∏towania si´ ÊwiadomoÊci transla-
torskiej. W Polsce – w dokumentach szesnaste-, siedemnastowiecznych. Jak zwykle
wobec rzeczy fundamentalnych, a rzecz bardziej podstawowà trudno by sobie po-
myÊleç, tak i w stosunku do „byç albo nie byç” sztuki przek∏adania mno˝à siópi-
nie arcysprzeczne. Oto jeden z zainteresowanych (t∏umacz anonimowy z XVI w.)
widzi w swej robocie cel doraêny: kto zna jźyk orygina∏u, powiada, b´dzie wola∏
orygina∏. Drugi (¸ukasz Górnicki) tak˝e odsy∏a czytelników-poliglotów do w∏oskie-
go pierwowzoru swego Dworzanina wcale nie po to tylko, i˝by poznali autentyczne
êród∏o, lecz i w tym celu jeszcze, by sprawniej ni˝ on spróbowali je spolszczyç. Zna-
114
jomoÊç orygina∏u, wedle Górnickiego, nie wyklucza czytania przek∏adu; przek∏ad
mo˝e byç inspiracjà dla poznania tekstu cudzojźycznego, a tekst niepolski – bodê-
cem do kolejnego t∏umaczenia. Trzeci wreszcie (Jan Januszowski) og∏asza ksià˝k´
dwujźycznà, zawierajàcà orygina∏ ∏aciƒski i translacje polskie. Zadanie dla czytel-
nika – porównaç wynik pracy przek∏adowcy z przekazem oryginalnym. W tym trze-
cim ujćiu t∏umaczenie proponuje si´ traktowaç jako wartoÊç samoistnà, która poja-
wia sió b o k, a nie z a m i a s t, orygina∏u. Rzec by mo˝na, ˝e wartoÊcià godnà
poszanowania, bo nie dajàcà siźredukowaç mechanicznie do jakiejkolwiek innej,
staje si´ ka˝dorazowy przekaz jźykowy: i prymarny, i wszystkie pochodne. Im
mocniej wykrystalizowuje si´ poczucie auitonomicznoÊci pierwotworu, tym solid-
niejsze ufortyfikowanie zdobywa autonomia dokonaƒ t∏umacza. Dokonaƒ zrówna-
nych jak gdyby – w turnieju o najlepsze rezultaty – z poszczególnymi interpretacja-
mi odbiorczymi. MyÊli szesnastowiecznego anonima, medytacje twórcy Dworzani-
na polskiego, decyzje edytorskie Januszowskiego – to wcale nie dowolne nagroma-
dzenie przeÊwiadczeƒ arbitralnych, lecz uk∏ad zdaƒ po∏àczonych, zdeterminowa-
nych przez to samo (intuicyjne jeszcze) odczucie pokrewieƒstwa mi´dzy transfor-
macjà przek∏adowà a lekturà rozumiejàcà. W kr´gu analogicznych dylematów po-
wstajà rozwa˝ania Sebastiana Petrycego, który pisze, i˝ byç mo˝e znajàcym ∏acin´
jego trud wyda siźbyteczny, ale smaku cudzych nauk „snadniej mogà si´ dogryêç
w∏asnym jźykiem”. Z identycznego zatem rozpoznania sensu t∏umaczenia – bli˝-
szego praktykom czytelniczym ni˝ kreacje oryginalne – wysnuwane sà nieidentycz-
ne (a˝ do sprzecznoÊci) koncepcje oceny interesujàcego nas zjawiska.
Zresztà spór nie wygasa w okresie pionierskim; pojawia si´ – rozmaicie koja-
rzony z innymi sprawami – w epokach nast´pnych; jego dialektyka wydaje sińie-
wyczerpalna; jednak podczas gdy wyznawcy idei niepe∏nowartoÊciowoÊci pi-
Êmiennictwa przek∏adowego Êwićà triumfy w samej technice dyskryminacji,
w ironii, w malowniczym szyderstwie, w paszkwilu – ich oponentom przybywa
argumentów merytorycznych. Coraz trudniej utrzymaç w mocy wy∏àcznie nega-
tywnà charakterystyk´ dzia∏ania t∏umaczy (jako paso˝ytowania na brakach w edu-