Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Pierwsze objawy ebola były bardzo podobne do grypy i wiele czasu poświęcono na to, aby uspokajać pacjentów, którzy spodziewali się już najgorszego.
Ogólnie rzecz biorąc, ludzie sobie radzili, oglądali telewizję i zastanawiali się, jak długo to jeszcze potrwa.
Pracę wykonywały CCZ i MICZUSA, wspomagane przez FBI. Wykryto już sześćset potwierdzonych przypadków ebola, wszystkie mniej czy bardziej związane z osiemnastoma centrami handlowymi. To pozwoliło umiejscowić w czasie początek epidemii, zwracając też uwagę na cztery wielkie imprezy targowe, które jak dotąd nie zaowocowały żadnymi zachorowaniami. Agenci odwiedzili wszystkie dwadzieścia dwie miejscowości, w których odbywały się targi, tylko po to, aby stwierdzić, że śmieci od dawna były już wywiezione. W FBI padła myśl, by zbadać wysypiska, temu jednak sprzeciwił się MICZUSA, argumentując, że trzeba byłoby babrać się w całych tonach odpadów, co było nie tylko prawie niemożliwe do wykonania, ale także niebezpieczne. Najważniejsze, że udało się ustalić ramy czasowe. Amerykanie, którzy wyjechali z kraju przed rozpoczęciem pierwszej z inkryminowanych wystaw, byli bezpieczni. Informację tę przekazano wszystkim ośrodkom opieki medycznej na całym świecie.
* * *
— To oznacza, że wszyscy jesteśmy czyści — oznajmił generał Diggs na porannej naradzie sztabowej. Fort Irwin był jedną z najbardziej izolowanych baz w całych Stanach. Prowadziła do niego tylko jedna droga, zatarasowana teraz przez transporter opancerzony Bradley.
Nie dotyczyło to wszystkich baz, co gorsza, zagrożenie nie ograniczyło się do USA. Wysoki oficer Pentagonu poleciał do Niemiec, aby przewodniczyć naradzie w sztabie V Korpusu; dwa dni po przyjeździe okazało się, że jest chory na ebola, od niego zaś zarazili się lekarz i dwie pielęgniarki. Wiadomość ta przeraziła państwa sojusznicze z NATO, które natychmiast utworzyły kordony sanitarne wokół baz amerykańskich. Informację upowszechniła telewizja na całym świecie. W Pentagonie wiedziano już, że niemal w każdej bazie zdarzył się potwierdzony lub chociażby domniemany przypadek choroby. Wpłynęło to fatalnie na morale oddziałów. Telefoniczne łącza w jednostkach w kraju i za oceanami były skrajnie przeciążone.
* * *
Także Waszyngton nie przypominał oazy spokoju. Grupa zadaniowa, złożona z agentów wszystkich agencji wywiadowczych, FBI, a także federalnych instytucji ochrony prawa i porządku publicznego, wyposażona została przez prezydenta w znaczne uprawnienia, z których gotowa była skorzystać. Manifest zaginionego samolotu Gulfstream popchnął dochodzenie w nowym i nieoczekiwanym kierunku, co często się zdarza podczas śledztwa.
W Savannah w stanie Georgia agent FBI zastukał do drzwi prezesa firmy Gulfstream Inc i wręczył mu maskę chirurgiczną. Fabryka została zamknięta, podobnie jak większość zakładów w USA, co nie przeszkodziło sześciu agentom FBI w przeprowadzeniu długiej rozmowy z szefem firmowych oblatywaczy, a także dyrektorem odpowiedzialnym za kontrolę jakościową. Najważniejsza okazała się informacja, że nie została odnaleziona czarna skrzynka samolotu. Natychmiast zatelefonowano do dowódcy USS „Redford”, który potwierdził, że istotnie, dowodzony przez niego okręt, obecnie odstawiony do doku na przegląd, śledził lot Gulfstreama, a potem na próżno nasłuchiwał sygnałów radiowych z czarnej skrzynki, co wydawało mu się zaskakujące. Pierwszy oblatywacz wyjaśnił, że przy bardzo silnym zderzeniu z wodą, także aparatura rejestrująca mogła się rozpaść, pomimo znacznej odporności, dowódca „Redforda” pamiętał jednak, że maszyna nie poruszała się z szybkością aż tak wielką, a na dodatek, na powierzchni morza nie znaleziono żadnych szczątków. W efekcie lotnictwo Marynarki oraz Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu otrzymały rozkaz, by jak najszybciej dostarczyć zapis feralnego lotu.
W Waszyngtonie członkowie grupy zebranej w budynku FBI wymienili ponad maskami znaczące spojrzenia. Szybko ustalono, że obaj piloci służyli wcześniej w irańskim lotnictwie wojskowym i szkolili się w USA pod koniec lat siedemdziesiątych. Dzięki temu nie było żadnych trudności z uzyskaniem ich zdjęć i odcisków palców. Podobne przeszkolenie przeszła para innych pilotów, którzy dla tego samego szwajcarskiego przewoźnika obsługiwali samolot tego samego typu. Attaché prawny FBI w Bernie bezzwłocznie porozumiał się ze szwajcarskimi kolegami, aby pomogli w przesłuchaniu lotników.