- Wybrałem śmierć.
- Coś mi się nie chce wierzyć. Pasożyty by do tego nie dopuściły.
- Jak pan widzi, dopuściły.
- Mogę zadać jedno sprawdzające pytanie? - zapytał Udałow.
- Proszę pytać.
- Lubi pan płatki kwiatów?
- Gorszego świństwa nie ma w całej Galaktyce.
- No tak, zdaje się, że jednak nie ma w panu mikroba. Ale dlaczego?
- To długa historia. A czasu mamy mało. - - Niech pan opowie w skrócie.
- Postaram się. Chodzi o to, że w młodości bardzo lubiłem podróżować. I pewnego razu, za czarną dziurą, w podwójnej mgławicy, przed białym kolapsem, wpadłem w wir czasu, w którym splątana jest przeszłość i przyszłość.
- No i co?
- Przez pół roku nie mogłem się z niego wydostać. Czego ja tam nie widziałem! Niektóre rzeczy zapamiętałem, zapisałem w notatniku. A dalej to już poszło., Pan, człowiek doświadczony i przenikliwy, może się domyśli, jak ogromna była pokusa, by stać się sławnym, gdy wróciłem i zobaczyłem pewnego działacza politycznego, o którym wiedziałem, że za pięć lat zostanie premierem swojego kraju...
- I rzeczywiście zna pan całą przyszłość? - zapytał Udałow.
- Gdzie tam! Nic podobnego. Przypadkowe fragmenty. A czasem nie wiadomo nawet, co było, a co dopiero będzie. Nie mówiąc już o tym, gdzie się coś ma wydarzyć.
- To jak z taką fragmentaryczną wiedzą udało się panu zostać
przepowiadaczem?
- A co, może jestem gorszy od innych przepowiadaczy?
- A może lepszy? Ludzi pan okłamuje.
- Daj pan spokój, Udałow. Przecież inni przepowiadacze w ogóle nic nie wiedzą, a ja mam przynajmniej te fragmentaryczne wiadomości. No i udało się.
- Jakim cudem?
- Zgadłem o tym premierze. Coś mi się tam jeszcze przypomniało. Też zgadłem. Moja sława rosła. Miałem coraz większe doświadczenie. Ludziom trzeba dawać to, czego potrzebują. Jeśli zgadywałem dobrze, to mi wierzyli i pamiętali q tym, a jeśli się myliłem, to wyszukiwali mi usprawiedliwienia i zapominali. Powoli stałem się chlubą swojej planety.
- Wątpliwa sława - powiedział Udałow.
- Nie przeczę. I muszę powiedzieć, że moja sława wzrosła szczególnie wtedy, gdy zająłem się przepowiedniami na skalę kosmiczną. W moim notatniku figurowało mnóstwo nazwisk i nazw. Niektóre rozszyfrowałem, niektórych nie i zacząłem je umieszczać w swoich przepowiedniach. Czasami mi się udawało. Wyobraża pan sobie, Udałow, pewnego dnia otrzymuję notę od jakiejś tam ambasady innej planety: jakie ma pan prawo przepowiadać śmierć naszego ukochanego dyktatora? Milczę, a dyktator wkrótce ginie w wypadku samochodowym. A kto
0 tym uprzedzał? Ja. Ale przeceniłem swoje siły. Zmęczyłem się, rozleniwiłem, zamarzyło mi się swobodne i beztroskie życie,
I postanowiłem skończyć z przyszłością za jednym zamachem. Stworzyłem przepowiednię na dwadzieścia lat naprzód. Przepowiedziałem wojny, śmierć, wystawy artystyczne, zorze polarne - no i w ogóle, nieźle sobie pofolgowałem. A na końcu pozwoliłem sobie zażartować: przepowiedziałem własną śmierć. Cha,
cha!
Ale Udałow nie roześmiał się. Zapytał poważnie:
- A miał pan ku temu przesłanki?
- Absolutnie żadnych - odpowiedział karzełek. - Ale proszę mnie zrozumieć, traktowałem swoją pracę dość lekko, a poza tym wydawało mi się, że dwadzieścia lat to kawał czasu.
- Nie, to wcale nie tak dużo. Pamiętam, zakochałem się w jednej dziewczynie...
- Czemu pan przerwał? Nikomu nie powiem. Udałow pokręcił głową. Zasępił się.
- Zapomniałem. Niby się zakochałem, ale w kim, dlaczego i jak się to skończyło... nie pamiętam.
- Zdarza się - rzekł przepowiadacz. - Ze mną było gorzej. I to właśnie z powodu mojej wielkiej sławy i niezachwianej reputacji. Uwierzono mi, wydrukowano moją powszechną przepowiednię w milionach egzemplarzy, rozwieszono we wszystkich miejscach publicznych i w mieszkaniach prywatnych, obsypano mnie złotem i zapewniono wszelkie wygody. Strasznie przytyłem. Nie ma pan papierosa?
- Nie palę.
- Dlaczego mi się ciągle wydaje, że pan pali? Dziwne. Na mojej planecie zaczęło się absurdalne życie. Załóżmy, że na czerwiec zapowiedziałem wojnę z sąsiadami. Nasz rząd posłusznie zbiera armię i rozpoczyna wojnę. Nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, że mogłem się pomylić. Kończy się wojna, a tu według moich przepowiedni - ulewne deszcze i powódź. I chociaż nie spada ani jedna kropla, otwarto tamy - miasta i pola zostają zalane. Przepowiedziałem na ten przykład śmierć przewodniczącego własności ziemskich. I jak pan myśli, co się stało? Przewodniczący z rozpaczy spędza całą noc w knajpach, żre jak świnia i umiera na niestraw-ność. Gdybym nie przepowiedział, żyłby do dziś. Rozumie pan, do czego zmierzam?
- Smutna historia - powiedział Udałow. - O ludzkiej łatwowierności i pańskiej nieodpowiedzialności.
- Sam to rozumiałem, głupi nie jestem. Ale niech pan spróbuje zrozumieć mnie! Nawet gdybym wyszedł na plac i zaczął krzyczeć: „Ludzie, okłamuję was, nie wierzcie mi!" - to myśli pan, że coś by się stało?
Udałow zastanowił się i odpowiedział szczerze:
- Pewnie nic. Ale może by uwierzyli. Pana przepowiednie dotyczyły całej Galaktyki?
- W stosunku do innych planet byłem ostrożniejszy. Bałem się konfliktów. Nie powstrzymało mnie to jednak przed umieszczeniem w swoim obwieszczeniu kilku niejasnych informacji. Na
przykład o panu.
- Co o mnie? - zapytał Udałow.
- Mikroby panu nie czytały?
- Czytały. Że jestem dla nich zagrożeniem i takie tam.
- Napisałem dokładnie coś takiego: „I przybędzie na zjazd ZIZ delegat z Ziemi, Korneliusz Udałow. I wsławi się na zjeździe . wielce. I groźba straszna zawiśnie nad potęgą mikrobów. I będzie on...".
-Ico dalej?
- Dalej to i ja nie wiem. Rozumie pan, Korneliuszu, w wirze czasu zobaczyłem pana w jakiejś wielkiej sali. A tam wszyscy krzyczeli: „Niech żyje delegat Ziemi Korneliusz Udałow! Wybierzmy jego! Jest godzien! Stanowi zagrożenie dla mikrobów..." i tak dalej, w tym stylu. Absolutna abrakadabra z punktu widzenia mojej ówczesnej sytuacji. - A może jeszcze coś pan widział? - zapytał z niedowierzaniem Udałow.
- Może i widziałem. - Karzeł uśmiechnął się, pokazując drobne żółte zęby. - Ale powiedzmy, że zapomniałem.
Udałow nie nalegał. Jeszcze by się okazało, że karzeł widział jego śmierć..: Dopiero .byłby problem... Nie, już lepiej nie znać
swojej przyszłości.