Niemożliwe, pomyślał Surley G. Febbs, gdy powtórnie przeczytał druk. Był to nie-
wielki dokument z jego nazwiskiem i numerem. Nie wyglądał poważniej niż ulotka od
administracji budynku z prośbą, by głosował za podniesieniem czynszów. Tymczasem
Febbs dostał przepustkę do — nie, to wprost niewiarygodne — Festung Waszyngtonu
i jego podziemnego „kremla”, najbardziej strzeżonego miejsca w Zachbloku.
Febbs może tam wejść i to bynajmniej nie jako turysta.
Uznali mnie za typowego! — rzekł sobie w duchu i zaledwie o tym pomyślał, poczuł
się typowy. Febbs urósł i spotężniał w swoich oczach. Z lekka zakręciło mu się w głowie
jak po kieliszku alkoholu i ugięły się pod nim kolana. Na chwiejnych nogach przeszedł
niepewnym krokiem miniaturowy salonik i usiadł na swojej sofie w stylu jońskim, któ-
ra była imitacją.
— Nic dziwnego, że mnie wybrali — rzekł na głos Febbs. — Wiem o broni wszyst-
ko.
Był autorytetem, a to dzięki temu, że co wieczór sześć do siedmiu godzin spędzał na
oglądaniu filmów edukacyjnych w Boise w Idaho, głównej filii biblioteki publicznej, po-
nieważ tak jak innym zmniejszono mu liczbę godzin pracy z dwudziestu do dziewięt-
nastu tygodniowo.
Był autorytetem nie tylko w dziedzinie broni. Z absolutną dokładnością pamiętał
każdą rzecz, jakiej kiedykolwiek się nauczył, na przykład szczegóły dotyczące wyro-
bu witraży we Francji na początku trzynastego wieku. Wiem dokładnie, z której czę-
ści Cesarstwa Bizantyjskiego pochodzą mozaiki z okresu rzymskiego, które stopiono,
by sporządzić z nich cudowne witraże, pomyślał z tryumfem Febbs. Nadszedł czas, by
w Radzie NZ-Z Narbez-u zasiadł ktoś z ogólną wiedzą, jaką miał on, Febbs. Dosyć pro-
sapów, pospolitych kretynów, którzy nie czytają niczego poza nagłówkami homeoga-
zet, sportem i animowanymi komiksami, i oczywiście świńskimi kawałkami dotyczący-
15
mi seksu, a poza tym zatruwają swoje puste móżdżki toksycznym paskudztwem maso-
wej produkcji, celowo wytwarzanym przez wielkie korporacje, które naprawdę rządzą
tym światem, jak na przykład I. G. Farben, o czym on, Febbs, dowiedział się z poufnych
źródeł. Że już nie wspomnę o większych trustach, powstałych później, produkujących
sprzęt elektroniczny, systemy samonaprowadzające i rakiety, na przykład A. G. Beimler
z Bremy, który — jeśli wnikliwie zbadać sprawę, jak to zrobił on, Febbs — okazuje się
faktycznym właścicielem General Dynamics, IBM-u i G.E.
Niech tylko usiądę naprzeciwko generała George’a Nitza, Głównodowodzącego
Najwyższego Sztabu NZ-Zach.
Założę się, pomyślał, że potrafię podać mu więcej danych dotyczących, dajmy na
to, sprzętu komputerowego w homeostatycznym antyentropijnym fazowo konwerto-
wanym bezfalowym oscylatorze Metrogretel, który Boeing wykorzystuje w swojej su-
perszybkiej rakiecie międzyplanetarnej LL — 40 niż wszyscy „tak zwani” eksperci z Fe-
stung Waszyngtonu.
Ja nie poprzestanę na zastąpieniu konkomodatora, któremu wygasła umowa z Radą.
Nic z tych rzeczy. Nie po to dostałem ten druk. Jeśli tylko ci durnie pozwolą mi działać,
mogę sam zastąpić całe biura.
To z pewnością sto razy lepsze niż wysyłać listy do gazety „Star-Times” i senato-
ra Egdewella. Który nawet nie przysłał mi żadnego formularza, bo był tak bardzo, cy-
tuję, zajęty. W rzeczywistości było to sto razy lepsze nawet od dni ciszy i spokoju sie-
dem lat temu, kiedy dzięki spuściźnie w postaci kilku powiązań ze sferami rządowy-
mi NZ-Zach opublikował własny mały biuletyn informacyjny i rozesłał jego egzem-
plarze pocztą błyskawiczną przypadkowym ludziom, których adresy znalazł w książce
wideofonicznej oraz rzecz jasna urzędnikom rządowym w Waszyngtonie. Biuletyn ten
zmienił lub zmieniłby — gdyby u władzy nie było tylu jełopów, komuchów i biurokra-
tów — historię... na przykład w kwestii zastopowania importu chorobotwórczych mo-
lekuł proteinowych, które stale ściągano na Ziemię na statkach wracających ze skolo-
nizowanych planet i które to proteiny były przyczyną grypy, na jaką on, Febbs, zapadł
w dziewięćdziesiątym dziewiątym i nigdy już nie wyzdrowiał, jak powiedział urzędni-
kowi od ubezpieczeń zdrowotnych w swoim miejscu pracy, firmie o nazwie Nowa Era
Kooperacyjnego Finansowania Oszczędności i Obsługi Pożyczek w Boise, gdzie badał
podania o pożyczki pod kątem wykrywania potencjalnych oszustów.
Febbs był niezrównany w wykrywaniu osób nie oddających długów. Wystarczyło, że
popatrzył na petenta, czarnucha zwłaszcza, krócej niż jedną mikrosekundę i potrafił zo-
rientować się w aktualnym stanie jego kośćca moralnego.
Wiedzieli o tym wszyscy w NEKFOiOP, z dyrektorem działu panem Rumfordem
włącznie. Jednak za sprawą swych egocentrycznych ambicji i chciwości pan Rumford